Zmiana cen samochodów. Sytuacja, jakiej od dawna nie było

Przez ostatnie dwa lata samochody gwałtownie podrożały. Dziś za 60 tys. zł nie ma już praktycznie czego kupić. Na coś rodzinnego trzeba wydać ponad 100 tys. zł. Pojawiają się pierwsze głosy o znaczącym spadku sprzedaży z powodu braku pieniędzy u klientów. Importerzy wysokie do tej pory ceny łagodzą promocjami i rabatami. Czy to oznacza koniec wzrostu cen? Zapytałem ekspertów.

Salon Kia
Salon Kia
Źródło zdjęć: © Autokult | Marcin Łobodziński
Marcin Łobodziński

02.03.2024 | aktual.: 02.03.2024 21:33

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Najtańsze rozsądnie wyposażone auto na rynku to obecnie Mitsubishi Space Star i ewentualnie nieco ciaśniejsza Kia Picanto. Za najtańszą wersję zapłacimy ok. 58 tys. zł. Jeśli nie trzeba nam pięciodrzwiowego nadwozia, w podobnych pieniądzach jest Fiat 500. Do 60 tys. zł można wyrwać jeszcze Fiata Pandę.

Aby kupić cokolwiek innego, trzeba mieć więcej niż 60 tys. zł. Na przykład Fiata Tipo, który znów przejmuje rolę samochodu za jak najmniej, dającego jak najwięcej. Póki nie zajrzymy pod maskę na jego słabiutki silnik 1.0 Turbo.

Sensownie wyposażone auto segmentu C z adekwatnym do wielkości modelu silnikiem pod maską to wydatek ok. 100 tys. zł. Kilka kompaktów ma nawet wyższą cenę bazową. Hybrydowego Yarisa kupujemy obecnie w cenie Corolli sprzed dwóch lat i to dobrze wyposażonej, a na Corollę trzeba przeznaczyć minimum 106 tys. zł. To samo dotyczy Volkswagena Golfa i Skody Octavii, a także Forda Focusa czy Hyundaia i30.

Czy wy też zauważyliście, że wyżej wymienionych aut jakoś po ulicach za dużo nie jeździ? Jest to pokłosie problemów z półprzewodnikami, których samochód kompaktowy potrzebuje niewspółmiernie dużo do ceny produktu końcowego. Dlatego producenci oszczędzali na popularnym segmencie C i "wkładali" elektronikę do samochodów elektrycznych, które tak bardzo chcą promować. I które sprzedają się u nas przeciętnie za ponad 250 tys. zł.

Wracają rabaty i to na dobre

Jeszcze w okresie pandemicznym i w roku 2022 nie było mowy o rabatach, ale teraz częściej się one pojawiają. Rynek odżył, a do salonów wracają auta, które odstawiono nieco w kąt z powodu braku półprzewodników. Pod koniec 2023 roku i na początku bieżącego mówi się nawet o dość agresywnej polityce rabatowej.

Agresywnej polityce rabatowej sprzyja silny złoty, a także przełom roku, kiedy to zwyczajowo następuje "czyszczenie" placów dilerskich i prowadzona jest wyprzedaż rocznika - wyjaśnia Katarzyna Siwek z Carsmile, firmy zajmującej się finansowaniem zakupu nowych samochodów. - Jednocześnie mamy na rynku wzrost popytu spowodowany poprawą sytuacji makro czy też poprawą sytuacji gospodarstw domowych, co w połączeniu z niższym kosztem finansowania (spadek stóp procentowych) skutkuje rekordowymi rejestracjami - dodaje.

Carsmile spodziewa się utrzymania takiej polityki rabatowej przez importerów przynajmniej w pierwszej połowie roku. Oczywiście pod warunkiem, że nic nie zmieni się w polityce międzynarodowej (ograniczenia produkcji, zerwanie łańcuchów dostaw czy problemy z transportem). 

Warto do tego dodać prężnie rozwijającą się sieć sprzedaży samochodów chińskich marek w Polsce, które stanowią ogromną konkurencję - przynajmniej dla tanich marek popularnych, znanych w naszym kraju od lat. W mojej opinii, silna konkurencja w grupie najtańszych samochodów na rynku może spowodować utrzymanie cen katalogowych na niskim poziomie, a nawet niższym niż rok temu przez spore rabatowanie, które będzie wprost uzależnione od potencjalnej liczby klientów, chcących "przesiąść" się na chińczyka.

Jak wyglądają ceny samochodów teraz?

- Obecnie mamy taką sytuację, że ceny katalogowe wciąż rosną, w okolicach 6 proc. rok do roku, ale ta dynamika jest już znacznie wolniejsza niż przed rokiem - wyjaśnia Katarzyna Siwek, rzecznik Carsmile. - Dla potencjalnych nabywców najważniejsze jest jednak to, że ceny transakcyjne spadają, co oznacza, że można obecnie kupić nowe auto taniej niż rok temu.

Według szacunków Carsmile ceny transakcyjne, czyli te uwzględniające rabaty, są obecnie niższe średnio o 13 proc. od obecnych cen katalogowych, co oznacza przeciętny rabat na auto o średniej wartości na poziomie ok. 23 tys. zł brutto. Łączna suma korzyści, jakie może uzyskać nabywca (uwzględniając promocyjne elementy wyposażenia, opony czy zniżki na ubezpieczenie), wynosi natomiast średnio 15 proc. Oznacza to w dużym uproszczeniu, że ceny transakcyjne spadły w ciągu roku o 6-7 proc.

Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar prowadzi analizy cen katalogowych, jakie na swoich stronach internetowych i w salonach podają poszczególni importerzy. Tu też widać większe uspokojenie, ale mimo wszystko dalszy wzrost.

- Patrząc na dzisiejsze cenniki, dynamika wzrostu cen samochodów wyraźnie się zmniejszyła - wyjaśnia Wojciech Drzewiecki z Samaru. - W latach 2020-2022, a nawet do stycznia 2023 widzieliśmy spore wzrosty. Teraz obserwujemy spłaszczenie krzywej. W najbliższej przyszłości będziemy obserwowali dalsze spowolnienie, bo im ceny wyższe, tym tempo sprzedaży niższe. Importerzy intensyfikują już teraz działania w zakresie promocji, które niwelują wzrosty cen katalogowych - dodaje.

Premium coraz bardziej popularne

Wojciech Drzewiecki wyjaśnia, że w Polsce dynamicznie zmienia się struktura cen, a osoby kupujące samochody płacą za nie coraz więcej nie tylko dlatego, że auta są droższe, ale też dlatego, że wybierają lepsze i bogatsze konfiguracje. Chętnie też rezygnują z marek popularnych i wybierają marki premium.

Volvo Selekt
Volvo Selekt© Autokult | Marcin Łobodziński

- Zróżnicowanie cen pomiędzy markami popularnymi a markami premium maleje - mówi Wojciech Drzewiecki z Samaru. - To oznacza, że choć dynamika cen katalogowych mocno spadła, to bardzo rosną ceny średnie. Od stycznia 2020 roku średnia cena wzrosła o 32 proc., kiedy cena katalogowa wzrosła o 16 proc. Jednak wyodrębniając tylko marki premium, to średnia cena wzrosła o 23 proc., a cena katalogowa o 11 proc.

W pewnym sensie ceny aut premium stają się coraz bardziej atrakcyjne na tle cen aut marek popularnych. Wojciech Drzewiecki wskazuje przede wszystkim na możliwości, jakie dają narzędzia finansowe typu wynajem.

- Przy wykorzystaniu narzędzi finansowych, nieduża różnica w cenie katalogowej może zostać zniwelowana, np. dzięki temu, że auta marki premium mają niższy spadek wartości. Średnia cena samochodu marki premium wynosi 291 tys. zł, natomiast w przypadku marek popularnych to jest 140 tys. zł - wyjaśnia Drzewiecki.

Carsmile zauważa jednak stabilizację i powrót do normalności, czyli powolne odzyskiwanie klientów przez marki popularne.

- Zgodnie z naszymi prognozami, po dwóch latach dominacji segmentu premium, widzimy symptomy powrotu do normalności, rozumianej jako wzrost zainteresowania segmentami B i C. Segment premium wciąż jest ważny, ale widzimy, że inne segmenty też odczuwają ożywienie na rynku i wzrost popytu - wyjaśnia rzecznik Carsmile.

Co nas czeka?

Ceny samochodów w przyszłości zależą od wielu elementów, jak koszty materiałów, koszty produkcji, transportu, logistyka czy kursy walut. Istotne, a jednocześnie nieprzewidywalne są kwestie polityczne, oczywiście w polityce globalnej. Znaczenie mają także zmiany w niezbędnym wyposażeniu i wchodzące już niedługo nowe normy emisji spalin.

- W połowie roku wchodzą w życie dwie ważne regulacje (niezbędne wyposażenie plus nowa norma spalin Euro 6e), na ten moment nie ma jednak sygnałów od importerów, aby z tego powodu miały nastąpić jakieś znaczące podwyżki - mówi Katarzyna Siwek. - Prawdopodobnie te argumenty zostaną użyte przez sprzedawców w sposób wynikający z bieżącej sytuacji rynkowej. Jeśli będą chcieli podnieść ceny, to zasłonią się właśnie tymi regulacjami, a jeśli popyt na rynku nie będzie satysfakcjonujący, to regulacje te przejdą bez większego echa – dodaje rzecznik Carsmile.

Komentarze (242)