TestyŠkodaCzy opłaca się jechać szybciej? [test autokult.pl]

Czy opłaca się jechać szybciej? [test autokult.pl]

Zastanawialiście się kiedyś, czy warto jechać szybko, spieszyć się, wyprzedzać na upartego, zwłaszcza że po wyprzedzeniu dwóch TIR-ów zostaje jeszcze kilkanaście i jeszcze kilkadziesiąt osobówek? Może lepiej dać sobie spokój i oszczędzić kilka litrów paliwa? Co się bardziej opłaca: jechać jak wszyscy czy pogonić?

Skoda Superb test spalania
Skoda Superb test spalania
Marcin Łobodziński

07.09.2012 | aktual.: 28.03.2023 16:05

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pewnie wiele razy jechaliście w sznurze aut i po wyprzedzeniu kilku daliście za wygraną, widząc niekończący się ciąg samochodów przed Wami. To realia polskich dróg. Wyprzedzenie PKS-u daje satysfakcję pokonania kilometra z normalną prędkością aż do napotkania kolejnego PKS-u. Czasem zastanawiam się, czy wyprzedzanie samochodu za samochodem ma sens. Ile zyskam czasu, a ile stracę paliwa? Czy możliwe jest nadrobienie kilkunastu minut? A może kilkudziesięciu?

A co z autostradami? Z jednej strony autostrada pozwala na duże oszczędności. Oszczędności czasu albo paliwa, nie jednego i drugiego, a zawsze stratę kilku banknotów. Lepiej jechać szybko i ugrać minuty czy wolniej i oszczędzić litry, jadąc równym tempem?

Znakomity kompan w długich podróżach
Znakomity kompan w długich podróżach

Do testu posłużył mi samochód idealnie stworzony nie tylko na długie trasy, ale też do porównania. Škoda Superb wyposażona w 200-konną jednostkę TSI daje możliwość wyprzedzania i przyspieszania w mgnieniu oka. Z drugiej strony dzięki bezpośredniemu wtryskowi benzyny nagradza tych, który delikatnie traktują prawy pedał. Jednak turbodoładowany benzyniak srogo każe kierowców ze sportową żyłką. A choć Superb to raczej samochód dyrektorski, to 200 KM w połączeniu ze skrzynią dwusprzęgłową DSG zachęca do szybkiej jazdy. Sprawdźmy, jak technika z koncernu VW AG nagradza, a jak karze.

Warunki testu

Zaplanowana jest jedna trasa przejechana na dwa sposoby. Przejazd normalny to jazda tempem ruchu wyznaczonym przez innych użytkowników ruchu. Wyprzedzanie tylko pojazdów jadących wyraźnie wolniej, niż wynosi dopuszczalna prędkość, zwalnianie przed skrzyżowaniami, ruszanie spod świateł według zasady „gdy opona gwizda, to kierowca…” itp.

Trasa powrotna, czyli przejazd dynamiczny, to zupełnie inna jazda. Wykorzystywanie niemal całego potencjału samochodu, zarówno podczas wyprzedzania, jak i zwykłego ruszania spod świateł, pod warunkiem że ma to sens. Wyprzedzanie wszystkich samochodów, które jadą „zbyt wolno”, które się da i utrzymywanie możliwe najwyższej prędkości jazdy.

Kilka słów na temat danych w tabelach. Pod uwagę brałem wyłącznie ruch pojazdu. Ze względu na różne pory, w jakich jechałem trasą w obie strony, natężenie ruchu było zróżnicowane, więc nie dało się przewidzieć sytuacji wymuszających postój. Postój w tym przypadku to brak ruchu przez minimum 5 sekund.

Podobnie jest z prędkością średnią. Średnia prędkość ruchu nie zawiera postojów dłuższych niż 5 sekund. Ze względu na brak systemu Start/Stop postoje miały wpływ na spalanie, ale w czasie testu jedynie na ostatnim odcinku trasu powrotnej, w Warszawie, zdarzyło się kilka postojów 1-2-minutowych. Nie wpłynęły one znacząco na spalanie.

Dane w tabelach, takie jak dystans, czas ruchu i średnia prędkość, dotyczą tylko jednego odcinka pomiarowego. Spalanie w tabelach to średnie spalanie wg komputera pokładowego na całym przebytym dystansie. W podsumowaniu spalanie średnie wynikające ze wskazań komputera i z ilości zatankowanego paliwa.

Trasa

W planach dystans 520 km. Przejazd normalny zaczyna się na stacji benzynowej BP w miejscowości Stojadła, opodal Mińska Mazowieckiego. Meta na stacji Lotos w Renicach, dawnej przystani dla TIR-ów, przy drodze S3 między Gorzowem a Szczecinem. Trasa bardzo zróżnicowana, bo obejmująca drogi krajowe, ekspresowe i autostrady. Powrót sposobem dynamicznym.

Obraz

Aby zróżnicować trasę, pokusiłem się o jazdę różnymi drogami. Wybrałem moim zdaniem najlepszą ekonomicznie opcję, sprawdzoną wielokrotnie podczas podróży ze wschodu na zachód i na odwrót.

Do Warszawy dojazd drogą nr 2, a później wjazd w stolicy na autostradę A2. Biorąc pod uwagę fakt, że trasa będzie przebiegała przez Gorzów Wielkopolski, nie ma sensu zjeżdżać dalej niż we Wrześni. Tu autostrada łączy się z drogą 92 o dwóch pasach ruchu, w jednym kierunku prowadzącą do Strykowa i dalej wyjazdu z Poznania. Dopiero za Poznaniem trzeba jechać niezbyt komfortową, krajową drogą nr 24, by w miejscowości Skwierzyna wjechać na drogę nr 3, która z czasem, a właściwie z dystansem zmienia się w jeszcze świeżą ekspresówkę S3.

Przejazd normalny

Dojazd do Warszawy bezproblemowy. Škoda Superb z mocnym, turbodoładowanym silnikiem jest zaskakująco relaksującym autem. Zastanawiałem się, czy wytrzymam, jadąc w ten sposób cały dystans, ale świetnej klasy audio, dobra płyta i automatyczna skrzynia biegów bardzo mnie odprężyły. Brak korków do samego wjazdu na autostradę spotęgował stan relaksu.

Wjazd na autostradę zawsze wiąże się z dzikim pędem innych uczestników ruchu. To, co wcześniej było prędkością dozwoloną, nagle zmienia się w utrudnianie życia innym. Kilka pasów ruchu w jedną stronę potęguje wrażenie, że prędkość 90-100 km/h jest śmiesznie niska. No cóż, ja muszę trzymać się wyznaczonych wcześniej ograniczeń. Bezradne patrzenie, jak wyprzedzają mnie Corsy, Pandy i Matizy przestało być frustrujące po zmianie wskazań komputera na spalanie chwilowe.

Nie ma to jak polskie autostrady
Nie ma to jak polskie autostrady

Co prawda nie aspirowałem do miana mistrza ekonomicznej jazdy, bo nie o taką jazdę chodzi, ale próba uzyskania możliwie niskiego wyniku bez „zamulania” to prawdziwa próba cierpliwości z silnikiem 2,0 TSI. Każdy ruch prawej stopy to znaczne zwiększenie zużycia paliwa. Ze spalania na poziomie 7,5 l/100 km wskaźnik szybko przechodzi do wartości 20-25 l/100 km, i to bez wciskania gazu do końca.

Wcale nie dziwi mnie obecność policjantów na samym początku A2 polujących na nieszczęśników, którzy jechali z zabójczą prędkością 150 km/h. Tym razem łupem padła pani w Alfie Romeo 159. Jednak niejednego może zdziwić obecność fotoradarów postawionych tuż przed miejscem poboru opłat, gdzie prędkość znacząco spada do 40 km/h, choć jest 4-6 pasów ruchu i duża odległość do bramek. Nie wiem, czy działają, ale to jakiś absurd. Zwolnienie do dopuszczalnej prędkości pewnie wyglądało z perspektywy innych uczestników ruchu tak, jakbym nagle się zatrzymał.

9,90 zł dla GDDKiA
9,90 zł dla GDDKiA

Jednak zanim zapłaciłem 9,90 zł Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad za możliwość przejechania się autostradą z fotoradarami i 30-kilometrowym odcinkiem w remoncie, na którym nawet zapomniałem, jaka była dopuszczalna prędkość, zatrzymałem się na Miejscu Obsługi Podróżnych Police. Kompleks, przypominający park rozrywki ze stacją paliw, McDonald'sem, placem zabaw dla dzieci i ogromnym parkingiem, stanowił jednocześnie pierwszy punkt kontrolny.

Wyniki wyglądały nieźle. 2,5 godziny jazdy ze średnią prędkością ponad 90 km/h przy utrzymaniu przeciętnego tempa innych uczestników ruchu. Oczywiście całkowita średnia prędkość była niższa, ale niewiele. Na postoje[sup]1[/sup] straciłem tylko 8 minut. Czas na kawę.

Popijając latte z McCafe, zastanawiałem się nad czymś do zjedzenia. Wielkie autostradowe centrum rozrywki w zasadzie nie dawało możliwości zjedzenia czegoś, co psuje się w normalnym czasie, nie jest mrożone, przetwarzane kilkadziesiąt razy i co nie zawiera mnóstwa cukru, pestycydów, uszlachetniaczy i podobnych cudów przemysłu spożywczego. Nie ma co stać, trzeba coś zjeść. Po drodze tylko McDonald'sy i KFC, więc trzeba uciekać z autostrady.

Ładnie i na bogato, ale nie ma nic do jedzenia
Ładnie i na bogato, ale nie ma nic do jedzenia

Po opłaceniu państwowej części A2 wjeżdżam na część prywatną. Podróż dłuży się i nudzi, na szczęście jest zestaw głośnomówiący więc można spokojnie pozałatwiać kilka spraw ze znajomymi. Zwraca uwagę większy spokój wśród kierowców. Wyluzowani, a może - jak ja - znudzeni, zwalniają, tempo utrzymuje się na poziomie 120-130 km/h. Robi się coraz ciemniej, a po opłaceniu drugiej i ostatniej bramki zjeżdżam na drogę nr 92. Klimat zupełnie się zmienia. Więcej domów, więcej kolorów, więcej samochodów, więcej fotoradarów i ograniczeń prędkości.

Przez Poznań przejechałem bez problemów. Trzeba się pilnować na całej drodze nr 92 z prędkością, bo tempo innych sugeruje, że normą jest tu 120-130 km/h, a mi niespieszno do złapania kilku punktów karnych. Trzeba zostawić całą pulę na powrót.

Radość z jazdy kończy się definitywnie wraz z wyjazdem ze stolicy Wielkopolski i wjazdem na drogę nr 24 w kierunku Pniew. Klimatyczne bary zachęcają do napełnienia pustego żołądka, ale szkoda się zatrzymywać, bo tempo jest niezłe. Spada również średnie zużycie paliwa, które na autostradzie wzrosło do 8,1 l/100 km. Wreszcie nie wytrzymuje mój… pęcherz. Zatrzymuję się tuż za Pniewami, przy bezbarwnie wyglądającym przydrożnym barze.

Obraz

Nie lubię jeść w miejscach, gdzie jadłospis napisany jest na dużej tablicy z logo Pepsi lub Coca Cola. Nie miałem takiego zamiaru, dopóki nie poczułem zapachu z kuchni. Pani przy barze otworzyła ją i dała do zrozumienia, że nie ma mowy o odgrzewanej w mikrofali parodii jedzenia. Żołądek wygrał z uprzedzeniami, a porcja grochówki mnie rozwaliła. Nie przesadzę, jeśli powiem, że to była najlepsza grochówka, jaką w życiu jadłem.

Przerwa na kolację była jednocześnie czasem na zebranie danych. Podróż drogą 92 i później 24 pozwoliła zmniejszyć spalanie z powrotem do poziomu 7,9 l/100 km. 400-kilometrowy dystans pokonałem w 4,5 godziny. Wychodzi z tego niezła średnia, choć spadła na drugim odcinku do 88 km/h. Ruszam na ostatni etap.

To etap najbardziej nudny, zwłaszcza ze względu na założenia testu. Ciężarówek sporo, jest ciemno, więc widoczność ograniczona, podobnie jak ruch osobówek, co i tak jest marnym pocieszeniem. Przejazd przez tereny zabudowane tempem ciężarówek to spore ryzyko, ponieważ kierowcy rzadko zwalniają poniżej 70 km/h, a ignorowane przez nich fotoradary są niemal w każdej miejscowości. Na szczęście brak przyczajonych stróżów prawa.

Obraz

Wjazd na S3 to już właściwie dojazd do mety. Prędkość 100 km/h, tempomat i kolejne kilometry w ciemnościach. Zużycie paliwa utrzymuje się na poziomie 7,9, ale ostatecznie spada do 7,8 l/100 km. Wreszcie zjazd na stację benzynową. Tankowanie i obliczenia dają wynik 8,1 l/100 km. Przyjmuję więc średnią 7,95 l/100 km.

Zmęczona i głodna..Skoda
Zmęczona i głodna..Skoda

Czy to dużo? Moim zdaniem nie. Nie jechałem ekonomicznie. Każde wyprzedzanie, choć było ich niewiele, odbywało się szybko i ze zdecydowanie wciśniętym pedałem gazu. Duża część trasy to autostrada i drogi ekspresowe, gdzie spalanie chwilowe zwykle przekraczało średnią końcową. Poza tym turbo + benzyna = spory apetyt przy każdym przyspieszaniu. Niecałe 8 l benzyny to niezły wynik. Koszt przejazdu 100 km to ok. 46 zł. Całkowity czas ruchu to niespełna 6 godzin. Ciekawe, ile i jakim kosztem można nadrobić, jadąc dynamicznie.

Przejazd dynamiczny

Trzeba się przestawić. Już nie będę jechał jak wszyscy, tylko jak kierowcy służbowych busów i czarnych Fordów Mondeo z antenami CB. Warto złapać się takiego delikwenta i posłużyć nim jako pilotem. Jeden wniosek mi się nasunął, gdy jechałem z powrotem. Już nie ma tyle szaleństwa co jeszcze kilka lat temu. Nie wiem, czy to kwestia większej liczby patroli policji, czy też nowych uprawnień ITD, ale na trasie Gorzów Wlkp.-Warszawa jest coraz mniej kierowców-kaskaderów. A może taki dzień…

Wreszcie kąpiel
Wreszcie kąpiel

Pierwszy cel to bar pod miejscowością Lubosz, niedaleko Pniew. Nawet nie wiem, jak się nazywa, ale już za nim tęsknię i wyobrażam sobie, co zjem. Może kapuśniak, może bigos, fasolka… hmm. W tym czasie doceniam drogę S3, na której można naprawdę dużo nadrobić. Różnica na tle jadących równoległą, tzw. starą trójką, TIR-ów jest ogromna. Škoda Superb przy większych prędkościach to oaza spokoju. Niewzruszona i stabilna, nieczuła na podmuchy wiatru. Mijam (bo trudno mówić o wyprzedzaniu) kolejne pojazdy i po chwili już jestem w Gorzowie. Zaczyna się jazda artystyczna.

Do Poznania czeka mnie ciągłe wychylanie się i czekanie na okazję. Niestety, tam gdzie można pokonać kilka TIR-ów, są remonty, tam gdzie nie ma remontów, natężenie ruchu jest zbyt duże. Czasami po prostu rezygnuję na kilkanaście minut, bo ciągła jazda przy osi drogi to trochę obciach. Pozostaje oglądać, jak powstają kolejne węzły drogowe, i podziwiać wątpliwej urody panie do towarzystwa, które moja żona sympatycznie nazywa „jagodziankami”. To trwa do Skwierzyny, gdzie TIR-y się rozchodzą i droga na Poznań staje się spokojniejsza. Zresztą jej ukształtowanie pozwala na nadrobienie straconego dystansu.

Teraz już wiem, że wygląd baru nie świadczy o smaku serwowanych potraw
Teraz już wiem, że wygląd baru nie świadczy o smaku serwowanych potraw

Im dalej, tym gorzej, ale bliżej do Lubosza. Wybrałem fasolkę, a smakowała mi tak bardzo, że postanowiłem spróbować jeszcze bigosu. Gdyby mnie ktoś zapytał o argumenty przemawiające za rezygnacją z autostrad, to jeden bardzo silny już mam.

Podczas obiadośniadania sprawdzam wyniki i czeka mnie zawód. 2 minuty do przodu i minimalnie wyższa średnia prędkość, a spalanie wyższe o 2 l/100 km. To pokazuje, że dynamiczna jazda krajówkami niewiele daje, a więcej zależy od natężenia ruchu niż od szybkości samochodu. Zresztą nim zdążyłem zamówić posiłek, minęli mnie kierowcy, których wyprzedzałem tuż za Gorzowem. Spalanie natomiast zmienia się diametralnie. Lepiej się zrelaksować, posłuchać dobrej płyty i podziwiać widoki. Mocno zawiedziony, ale optymistycznie nastawiony do drugiego etapu, ruszam dalej.

Przejazd przez Poznań w okolicy południa był zaskakująco bezproblemowy. Dwa pasy drogi nr 92 dodają skrzydeł Škodzie. To jeszcze nie autostrada, ale dobre zawieszenie przy dużych prędkościach zachowuje się nienagannie. Oczywiście oczy trzeba mieć dookoła głowy i wypatrywać fotoradarów, co nie tylko rozbija tempo jazdy, ale też mocno podnosi spalanie. Na wskaźniku chwilowym bardzo rzadko goszczą wartości poniżej 10 l/100 km, ale mimo to średnia utrzymuje się poniżej magicznej dwucyfrowej liczby. Dopiero wjazd na autostradę regularnie podnosi spalanie.

Obraz

Przy zużyciu chwilowym rzędu 12-13 l/100 km mam wątpliwości, czy dojadę na jednym baku do końca. Na stacji MOP Łęka, czyli odpowiedniku MOP Police, tylko z drugiej strony autostrady, spisałem dane. Zużycie wzrosło do 11 l/100 km, co i tak jest niezłym wynikiem, ale przede mną jeszcze spory kawałek A2. Prędkość średnia wzrosła natomiast do 103 km/h. Zaoszczędziłem tym samym 18 minut, mniej więcej tyle, ile zajmie mi wypicie kawy. Niestety, nadal nie jest to czas, który naprawdę by się opłacał.

Ostatni odcinek to w zasadzie autostrada, przebicie się przez Warszawę i dojazd do mety. Na autostradzie można Superbem utrzymywać naprawdę wysokie prędkości, a silnik w ogóle się nie męczy. Za to wskaźnik poziomu paliwa opada w szybkim tempie. Nawet przy wysokich prędkościach czas się dłużył, a ja niepokoiłem, czy chociaż dojadę do Warszawy na tym, co mi zostało. „Na szczęście” 30-kilometrowy remont uratował trochę benzyny. Gdy jechałem 70 km/h, ze średniej 11,6 na początku remontu zużycie spadło do 10,8 l/100 km na jego końcu.

Obraz

Pozostało przebicie się przez stolicę w godzinach szczytu, ale nie zajęło to aż tak dużo czasu, jak się spodziewałem. Może gdyby zjazdy z A2 były lepiej oznakowane, wyjechałbym w innym miejscu. Tak czy inaczej zostały mi opary paliwa, a do mety jakiejś 40 km. Nieco większy zasięg pokazywał komputer pokładowy, więc ryzyk-fizyk. Może się uda. Jest po drodze kilka stacji.

Na szczęście udało się dojechać tylko dzięki niezbyt dużej prędkości na ostatnim odcinku Warszawa-Stojadła, która była spowodowana sporym natężeniem ruchu. Wynik: czas przejazdu ostatniego etapu 2:11 i spalanie 10,6 l/100 km. Po zatankowaniu i obliczeniu średniej wyszło dokładnie 10,7 l/100 km. Zyskałem kolejne 15 minut.

Podsumowanie

Jakie są wyniki? Różnica w sposobie jazdy jest znaczna, co widać przede wszystkim po zużyciu paliwa. Różnica 2,75 l/100 km to ok. 16 zł więcej na 100 km. Na całym dystansie to ok. 83 zł. Różnica w czasie wynosi ledwie 35 minut.

Gdybym jadąc na zachód, pojechał dalej autostradą, na przykład do granicy niemieckiej, musiałbym wnieść dodatkowe opłaty za korzystanie z niej. Wystarczyłoby zaoszczędzone 83 zł. Z drugiej strony gdybym jechał 20-30 km dalej na wschód, musiałbym zatankować paliwo, co mogłoby zabrać jakieś 10-15 minut. Czyli 1/3 lub połowę tego, co zyskałem, jadąc dynamicznie.

Obraz

Podsumowując: zamiast się spieszyć, lepiej dobrze zaplanować trasę, a najlepiej dodatkowo wyjechać o odpowiedniej porze. Dowód? Łączny czas postoju[sup]1[/sup] w pierwszym przejeździe to 25 minut. Jadąc z powrotem, straciłem na wymuszone przez ruch postoje 40 minut. Z tym że jadąc na zachód, do mety dotarłem około godziny 23, a na wschód około 15. Nie zawsze da się zaplanować godzinę wyjazdu, ale da się zaplanować objazdy miejsc zakorkowanych lub nawet objazdy bramek na autostradach. Powtórzę, wbrew temu, czego oczekiwałem po tym teście, zamiast spieszyć się na drodze, lepiej na spokojnie w domu przemyśleć całą trasę i czas wyjazdu.

Objaśnienia:

  1. Postój wynikający z utrudnień ruchu: korek, światła, bramki itp. Nie włącza się w to postój wynikający z potrzeb fizjologicznych.
Źródło artykułu:WP Autokult
Škodatesty samochodówŠkoda Superb
Komentarze (37)