Colors of Cuba

Myśleliście kiedykolwiek, jakby to było cofnąć się o 50-60 lat wstecz? Pamiętam, kiedy przed laty trafiłem na jeden z odcinków programu „Motoświat” Jeremy’ego Clarksona. Akurat traktował on o motoryzacji na Kubie… po seansie byłem w szoku. Otóż wyobraźcie sobie podróż do miejsca, gdzie rolę przeciętnego samochodu rodzinnego odgrywa Chevy z lat 50. Do miejsca, gdzie właściwie nie spotkamy innych modeli niż te amerykańskie, może za wyjątkiem Ład od przyjaciół z ZSRR, czy poczciwych polskich Fiatów 126. BBC realizowało serię Motorworld niemal dwadzieścia lat temu, a mimo to, dziś sytuacja pozostaje bez zmian. Nadal obowiązuje amerykańskie embargo, zakaz importu nowych samochodów w teorii już nie. W praktyce… przystąpmy do tej podróży w czasie.

Colors of Cuba
Źródło zdjęć: © http://maciekpolikowski.pl
Maciej Polikowski

24.08.2014 | aktual.: 08.10.2022 09:07

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

8000 km. Mniej więcej tyle dzieli Düsseldorf od Varadero, portu docelowego mojej podróży. Zacznijmy jednak od Drezna, z którego każdego dnia odlatuje wiele połączeń międzymiastowych w Niemczech. Ciekawa jest polityka cenowa linii AirBerlin, gdyż lot Dresden – Düsseldorf – Varadero był w zakupie korzystniejszy niż bezpośredni bilet Düsseldorf – Varadero.

Po szybkim przelocie Bombardierem Q400 mogłem rzucić okiem na kolejny środek transportu. A330.

Obraz

10 godzin na pokładzie nie brzmi jak najbardziej komfortowa rzecz na świecie, ale było zupełnie nieźle. Sytuację poprawiał zmyślny system multimedialny z dość pokaźną bazą nowych filmów, utworów do słuchania, mini-gier.

Obraz
Obraz

Nie mógłbym nie wspomnieć o zmianie strefy czasowej. Po wylądowaniu sytuacja przedstawiała się tak: 3/4 doby podróży od świtu, a tu… jest właśnie godzina 14:00.

Słowo o Varadero. Mamy do czynienia z najpopularniejszym kubańskim kurortem, jedynym miejscem na wyspie, gdzie niemal wszyscy mieszkańcy pracują w sektorze turystycznym. Podróżnych przyciągają głównie bajkowe, piaszczyste plaże, których próżno szukać w innych częściach kraju.

Obraz

Po zregenerowaniu sił udałem się na obchód po okolicy. Klimat – absolutnie nie do podrobienia. Od razu w oczy rzuciła się kawalkada amerykańców z dawnych lat, ponadto charakterystyczne zabudowy, no i – nieco z innej beczki – potworna wilgotność powietrza…

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

Oczywiście, w sprawach zmotoryzowania to wszystko nie jest aż tak ekstremalnie wyraziste jak zapewne 10-20 lat temu. Kuba zawężyła współpracę z Chinami, stąd powoli pojawiają się różne modele Geely czy inne Yutongi, a na taksówkach możemy spotkać Hyundaia Accenta.

Nie zmienia to jednak znacząco wyjątkowości tego kraju. Nadal większość społeczeństwa porusza się wozami, które mają w rodzinie od wielu dekad, a niektóre z nich świadczą usługi taksówkarskie. Gdybym miał opisać stosunek klasyków do nowszych samochodów proporcją, myślę, że byłoby to w okolicach 9 do 1.

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

Jak to w ogóle możliwe, że nawet 70-letnie pojazdy wciąż są na chodzie?

Kryje się za tym pomysłowość Kubańczyków. Kiedy w 1962 roku Stany Zjednoczone wprowadziły embargo handlowe, oczywistym stało się, że dostęp do nowych części będzie niemożliwy. Współpraca ze Związkiem Radzieckim, import Wołg, ZIŁów, Moskwiczów, a także Ład – samochodów przeznaczonych dla państwowych elit – pozwolił na ukazanie talentu w kwestii mechaniki i obróbki materiałów.

Zdecydowana większość Chevroletów, Dodge’ów, Pontiaców z widocznych zdjęć nie jest zasilana paliwożernym, amerykańskim V8 z krwi i kości. Jego miejsce zajęły przeróżne konstrukcje z państw byłego ZSRR. Poradzono sobie także z uszkodzeniami karoserii: potrzebując np. błotnik, wystarczy dopasowanie kawałka metalu po zniszczonym, dajmy na to… kontenerze. Banalne, a skuteczne.

Obraz
Obraz
Obraz

Gdy odwiedzałem Kubę, akurat rozpoczynała się faza pucharowa Mistrzostw Świata Brazylia 2014. Zachodziłem w głowę, czy tamtejsza ludność przejawia jakiekolwiek zainteresowanie tym tematem, ba, miałem obawy o dostępność transmisji meczów. O Internecie na Kubie można pomarzyć, natomiast o dziwo w kwestii relacji było znakomicie. Znalazła się nawet mała strefa kibica z projektorem jak z lat 80, ale ogólnie gorączka futbolowa dotknęła i tę część świata. Nawet mieszkańcy grali w piłkę…

Obraz
Obraz

A już mecz półfinałowy Brazylia – Niemcy oglądany w towarzystwie mieszkańców Ameryki Południowej jest dla mnie chyba największym wspomnieniem tegorocznego turnieju o Puchar Świata.

Fiat 126p. Częsty widok na tamtejszych drogach. W końcu ojczyzna Fidela Castro była jednym z największych rynków eksportowych tego modelu.

Obraz

Powyższy egzemplarz widocznie odbywał weekendową wyprawę za miasto.

Jednak Kuba to przede wszystkim Hawana. Stolica, która była głównym punktem mojej podróży – najistotniejszym i najbardziej intrygującym.

We wstępie wspomniałem o anulowaniu zakazu importu nowych samochodów. Istotnie, przepis ten został zniesiony kilka miesięcy temu, a jego konsekwencje można zaobserwować głównie w stolicy. Przejawia się to dosłownie mikroskopijnym procentem nowych Audi, Mercedesów czy Kii. Domyślam się, że w większości są to samochody elit państwowych, gdyż zarobki przeciętnego obywatela nie pozwalają nawet na zastanowienie się nad takim luksusem. Socjalizm, wszyscy równi, a raczej równi i równiejsi… :)

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

Popularnym zjawiskiem jest „Cocotaxi” (poniżej) czyli połączenia kokosa i taksówki w formie rikszy. Typowe dla Kuby, podobnie jak zamiłowanie do naklejania emblematów Ferrari (drugie zdjęcie).

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

Krążownik stojący na środku drogi z podniesioną maską to też częsty widok. I całkiem oczywisty.

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

W Hawanie warto zobaczyć Muzeum Rewolucji. Wystawa przeznaczona jest głównie historii walk przeciwko dyktaturze Fulgencio Batisty w latach 50 ubiegłego wieku. Okresowi, który pochłonął około 30 000 ludzi.

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

Maski niektórych samochodów posiadają „mechanizm kłódkowy”…

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

Garść widoczków.

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

Stolica Kuby to niesamowite miasto. Zupełnie inne od tych znanych nam w Europie.

Po powrocie do miejsca zakwaterowania zaplanowałem dokładniejsze zwiedzanie okolicy. Jednym z punktów tego planu była przejażdżka miejscową taksówką; kabriolet z wesołym kierowcą tańczącym w rytm kubańskich przebojów chyba na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Pozytywnie szurnięty człowiek.

W Varadero znajduje się m.in Marina, która akurat była w trakcie rozbudowy i nie przyciągała niczym ciekawym. Jest też klub golfowy o naprawdę wysokim standardzie.

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

Pisałem już wcześniej o bajkowych plażach. Są fantastyczne. Nic dodać, nic ująć. Temperatura wody w Oceanie – 28 stopni Celsjusza.

Obraz
Obraz
Obraz

W pobliżu grasują nieszkodliwe gady.

Obraz
Obraz

Mix kolejnych zdjęć…

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz

Zatem Kuba. Czy faktycznie podróż tam to przeskok w czasie?

Myślę, że jak najbardziej.

Będąc przyzwyczajonym do najnowszych zdobyczy techniki: Internetu, smartfonów (które bez niego okazują się wcale nie takie smart), najnowszych samochodów z ogromną ilością elektroniki, marketów w których jest wszystko… widok pustych półek w sklepach, zaniedbanych, ale mających swój klimat budowli oraz, przede wszystkim, widok krążowników rodem z amerykańskiego kina akcji robi wrażenie jak z zupełnie innej rzeczywistości. Co najlepsze, spotyka Cię to na każdym kroku.

Na koniec mała zagadka. Jak myślicie, ile osób może pracować w państwowym markecie, gdzie jest tylko jedna kasa, kilka półek na krzyż i niezbyt okazały asortyment? Dwie? Maksymalnie trzy. Odpowiedź pod zdjęciem.

Obraz

Pięć. Pani od otwierania drzwi, Pani szatniarka od odebrania Ci torby, ponieważ nie możesz wejść na teren sklepu z bagażem, Pan od asortymentu, Pani kasjerka oraz Pani od zamykania drzwi. Oto sposób na bezrobocie na poziomie 1,5%. Witaj, socjaliźmie! :-)

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (7)