100 nowych fotoradarów na polskich drogach. Problemem nie są urządzenia, a ściągalność kar
Jeszcze w ramach trwającego programu Główny Inspektorat Transportu Drogowego postawi, nawet na drogach samorządowych, 100 urządzeń do rejestracji przekraczania prędkości. Kierowcy mogą z rezerwą podchodzić do tej informacji – system karania w Polsce jest nieszczelny i wadliwy.
30.09.2020 | aktual.: 22.03.2023 10:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Większa liczba fotoradarów wymagałaby dodatkowych środków z budżetu państwa, ale i tak nowych urządzeń nie zabraknie – taką informację przekazuje Rafał Weber, sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury. Zwiększenie kontroli na drogach przez GITD wymagałoby zgody Ministra Finansów, który musiałby znaleźć pieniądze na kolejne "żółte skrzynki", ale i tak kierowcy muszą uważać. W ramach realizacji uruchomionego wcześniej programu finansowanego z Funduszu Spójności, GITD instaluje 100 nowych fotoradarów, w tym na drogach samorządowych.
Zobacz także
Gdzie pojawią się nowe fotoradary?
Dokładna lista nie jest znana. Wbrew pozorom wybór punktów nie opiera się potencjale do "golenia" kierowców. Instytut Transportu Samochodowego wykonuje analizy dot. dróg publicznych i stwierdza w których miejscach – ze względu na szczególne zagrożenie – należy umieścić fotoradar. Uwzględniane są wypadki i kolizje, których przyczyną była nadmierna prędkość. GITD bierze też pod uwagę infrastrukturę – innymi słowy nie każdy punkt może zapewnić bezprzewodową łączność czy przyłącze elektryczne. Swoją opinię musi też wyrazić komendant wojewódzkiej policji.
Policja przekazała do Inspekcji Transportu Drogowego 39 wniosków o postawienie fotoradarów, ale i sama przygotowała 37 propozycji. Niestety, co trzeci wniosek funkcjonariuszy został odrzucony. W ramach pracy sejmowej komisji próbowano ustalić dlaczego doszło do takiej sytuacji, ale okazało się, że o zasadności wniosków decydowali eksperci ITD.
Nieszczelny system
Kolejne fotoradary mają poprawić bezpieczeństwo, ale na pewno nie przyczynią się do zwiększenia nieuchronności kary. Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym nie jest w stanie ściągnąć należności z co najmniej połowy mandatów. Nie jest to sytuacja zupełnie nowa – już w 2013 roku Najwyższa Izba Kontroli alarmowała, że tylko 47 proc. ukaranych płaci mandaty. Przeprowadzona w 2016 roku reforma ( i przeniesienie windykacji do Opola) sprawiła, że cały system kosztuje 6 mln zł rocznie więcej, a jak zauważa NIK, nie zwiększyła skuteczności dochodzenia należności.
Same fotoradary mogą wydawać się postrachem kierowców, ale ponownie NIK wskazuje na dziury w systemie. Nawet zweryfikowane wykroczenia nie oznaczają pociągnięcia do odpowiedzialności – w ubiegłych latach przedawniło się aż 115 tys. spraw, bowiem GITD nie miało wystarczającej liczby pracowników. By zmniejszyć ten współczynnik, niektóre żółte skrzynki "łapały" kierowców jadących dopiero 30 km/h więcej niż było to dozwolone. Okazuje się, że zrobione zdjęcie nie zawsze oznacza wystawienie mandatu. A nawet jeśli, to jego stawka i tak będzie jedną z najniższych w Europie.