Wyniki spalania dalej są nierealistyczne. Ile naprawdę palą samochody?
Podawane przez producentów spalanie świetnie prezentuje się tylko na papierze. Rzeczywiste wartości są zdecydowanie inne. To nawet kilka litrów na 100 km więcej.
08.01.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Różnice pomiędzy suchymi liczbami w danych technicznych a rzeczywistymi wynikami są spowodowane procedurami homologacyjnymi. Cykl NEDC, w jakim badane były stojące w salonach pojazdy, praktycznie nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi warunkami jazdy. Test trwa 20 minut, klimatyzacja jest wyłączona, a opony napompowane są do granic możliwości. Producenci znają pracę laboratoriów jak własną kieszeń, więc nic dziwnego, że wykorzystują każdą możliwość, by zaniżyć wynik.
Na szczęście na pomoc przychodzą organizacje zewnętrzne, które od lat zajmują się badaniem zużycia paliwa i emisjami spalin. Wystarczy wspomnieć o indeksach EQUA, które powstają na podstawie testów na drogach Wielkiej Brytanii i Niemiec. Trwają one ponad 3 godziny, warunki pogodowe podczas ich trwania muszą zmieścić się w określonym zakresie (np. nie może padać deszcz), a klimatyzacja uruchomiona jest na połowę dostępnej mocy. Trasa obejmuje tereny miejskie (średnia prędkość to 28 km/h) i autostrady, a kierowcy przejeżdżają ją zarówno w trybie ekonomicznym, jak i sportowym. Te wyniki są warte uwagi przed zakupem samochodu.
Różnice pomiędzy badaniami homologacyjnymi a wynikami osiągniętymi przez EQUA wynoszą średnio 25 proc., a w niektórych wypadkach mogą sięgnąć nawet 40 proc. Jeśli zerkniemy na Skodę Fabię w wersji Monte Carlo z litrowym silnikiem i mocą 110 KM, okaże się, że średnie spalanie określono na 4,4 l/100 km. Według stowarzyszenia EQUA, taka Skoda nie spali mniej niż 6,19 l/100 km w normalnym toku użytkowania. Podobne różnice znaleźliśmy podczas naszego testu Fabii z większym silnikiem 1.2 TSI w wersji Combi. Nieco lepiej wygląda sytuacja Toyoty Yaris, która pod względem sprzedaży indywidualnej wyprzedziła w Polscę Fabię. W bazowej wersji różnice w pomiarach wynoszą około 1 l/100 km.
Innym ciekawym przykładem jest Dacia Duster, której silnik wysokoprężny należy do jednych z najoszczędniejszych na rynku. Producent, powołując się na wynik homologacyjny, w samochodach z napędem na cztery koła i manualną skrzynią biegów mówi o wyniku na poziomie 4,7 l/100 km w cyklu mieszanym. Wg EQUA w rzeczywistości jest to 6,54 l/100 km na wspomnianym wcześniej odcinku testowym. Różnica jest więc ogromna, a z własnego doświadczenia możemy potwierdzić, że spalaniu Dacii jest zdecydowanie bliżej do tej drugiej wartości.
Sprawa nie dotyczy tylko samochodów przystępnych cenowo. Wystarczy spojrzeć na BMW, które w zeszłym roku przodowało w segmencie premium pod względem rejestracji na naszym rynku. Gdy zerkniemy na spalanie popularnej serii 3 z dwulitrowym silnikiem wysokoprężnym o mocy 190 KM, okaże się, że katalogowo spala ona równe 4 l/100 km w cyklu mieszanym. Trudno w to uwierzyć i nic dziwnego. W rzeczywistych testach okazało się, że BMW potrzebuje minimum dwa litry oleju napędowego na 100 km więcej. Najwyraźniej różnica nie wynika tylko z włączonej klimatyzacji.
Samochody, które są obecnie w salonach, przynajmniej do września 2018 roku mogą być reklamowane przy użyciu starych i nierealnych danych. Choć nowy cykl pomiarów został wprowadzony już rok temu, na razie dotyczy on tylko zupełnie nowych modeli aut, które dopiero mają uzyskać homologację. Starsze pojazdy bez problemu trafią do klientów z nierealnymi wartościami spalania. W teorii dane mają zostać uaktualnione we wrześniu, lecz w praktyce trzeba poczekać na wymianę wszystkich modeli w gamie, czyli co najmniej kilka lat.
Czy więc do każdego wyniku podawanego przez producenta należy dodawać 2 litry? Nie do końca. Niektórzy z nich (np. Opel czy Peugeot) zdecydowali się na podawanie danych według bardziej realistycznego, choć dalej laboratoryjnego, cyklu WLPT. W tych samochodach już oficjalne wyniki spalania wzrosły o ponad 2 l/100 km. Zaglądanie w dane techniczne nagle ma więcej sensu, choć dalej musimy mieć się na baczności i najlepiej przed zakupem sięgnąć po niezależne badania.