Warto dopłacić za system zapobiegający tylnym zderzeniom. Dane IIHS-u
"Elektronika nie powinna przeszkadzać kierowcy" - mawiają konserwatywni miłośnicy motoryzacji. "Chyba że kierowca robi coś głupiego" - dodają ci, którym sympatia dla zapachu benzyny nie przysłania zdrowego rozsądku. Potwierdzają to Amerykanie.
13.01.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W 2022 r. system zapobiegania zderzeniom czołowym stanie się w Europie obowiązkowym wyposażeniem nowych samochodów. A co z podobnym układem, ale działającym do tyłu? Unijne przepisy nie nakażą stosowania takich asystentów, ale według amerykańskiego IIHS-u warto dopłacić za takie wyposażenie. Być może nie uratuje to nikomu życia, ale taki wydatek należy rozpatrywać w kategorii inwestycji o pewnej stopie zwrotu.
Zajmująca się kwestiami bezpieczeństwa instytucja z USA sprawdziła dane o zdarzeniach drogowych aut Subaru z lat 2015-2018 oraz General Motors z lat 2014-2015. Ja się okazało, w przypadku egzemplarzy wyposażonych w system zapobiegania tylnym kolizjom stwierdzono o 10 proc. mniej zgłoszeń ubezpieczeniowych w ramach odpowiednika naszego AC oraz aż o 28 proc. mniej zgłoszeń dotyczących kolizji na wstecznym biegu w ramach odpowiednika polisy OC. Nie ma jednak co liczyć na znaczny wzrost bezpieczeństwa dla siebie i innych uczestników ruchu. Z wyliczeń IIHS-u wynika, że system ogranicza uszkodzenia ciała w wypadkach jedynie o 1,5 proc. Dla porównania system zapobiegania kolizjom czołowym poprawia tu sytuację aż o 24,4 proc.
Każdy wie, że przed rozpoczęciem manewru cofania należy dokładnie się rozejrzeć. Konia z rzędem jednak temu, kto przez lata jazdy samochodem choć raz nie użył wstecznego z nadmierną lekkomyślnością. Elektronika może być wtedy na wagę złota.