Volkswagen Golf Pikes Peak to 652‑konny potwór, któremu prawie udało się zdetronizować audi
Choć słowa "golf" i "sport" kojarzą się głównie ze skrótem GTI, to w latach 80. powstała prawdziwa, jeszcze szybsza bestia. Volkswagena napędzały dwa silniki, osiągał setkę w nieco ponad 3 sekundy i generował 652 KM. A to wszystko, by przeciąć metę 4302 m n.p.m. jako pierwszy.
07.05.2021 | aktual.: 14.03.2023 16:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Volkswagen, choć wszystkim znany głównie z produkcji aut dla mas (lub ludu, jak kto woli), nie musi się wstydzić, swojej sportowej przeszłości — rajdów, serii wyścigowych czy rywalizacji w jednym z najbardziej wymagających miejsc. Nie, tym razem nie chodzi o Zielone Piekło, a o "wyścig do nieba", czyli Pikes Peak w Kolorado.
Po tym, jak Golf GTI był od końca lat 70. wystawiany przez sportowy dział Volkswagen Motorsport w rajdach samochodowych (a największe sukcesy świętował już w latach 80. XX wieku), niemiecki producent rozochocił się w, nierzadko szalonych, eksperymentach. W końcu nad głowami nie wisieli im marudzący księgowi i restrykcyjni, europejscy biurokraci.
W międzyczasie Audi stworzyło przyszłego króla odcinków specjalnych – quattro, a koledzy z Wolfsburga patrzyli na dzieło z czterema pierścieniami z zazdrością. W 1981 r., pod wodzą Kurta Bergmanna, rozpoczęto frankensteinową mechanikę od Volkswagena Jetty, zwaną także Twin-Jet, z dwoma 110-konnymi jednostkami 1.6. Niedługo później powstał także Scirocco, który również dysponując dwoma silnikami, ale tym razem o pojemnościach 1,8 litra, mógł pochwalić się łączną mocą na poziomie 360 KM.
Z tym ostatnim wiązano nadzieję nie tylko, jeśli chodzi o starty w rajdowej grupie B, ale także rozważano wypuszczenie limitowanej serii. Ostatecznie do tego nie doszło, ale eksperymenty i testy związane z dwusilnikowymi autami nie poszły na marne.
Volkswagen postawił sobie za cel zdetronizowanie panującego od 1982 r. Audi na wyścigu górskim Pikes Peak, a ich bronią miał być Golf drugiej generacji wyposażony w dwa silniki. Start na poziomie 2862 m n.p.m., meta przy 4302 m n.p.m., 156 zakrętów i łącznie 20 kilometrów nie brzmią jak niedzielny spacer. Cel był ambitny.
Podejście nr 1
Pierwszy model powstał w 1985 r. i na dobrą sprawę bazował na zwykłym, drogowym Golfie. Z przodu i z tyłu zamontowano po jednym wolnossącym silniku 1.8 podrasowanym przez Oettingera, które łącznie generowały blisko 400 KM i 460 Nm. Pierwsza setka pojawiała się na prędkościomierzu po ok 4,5 sekundy, a prędkość maksymalna oscylowała w okolicy 260 km/h.
Sam pomysł zamontowania takiego zestawu w Golfie był szalony, a co dopiero podjęcia się wymagającego podjazdu na Pikes Peak. System linek przy drążku zmiany biegów umożliwiał sterowanie dwoma 5-biegowymi skrzyniami na raz i każdą z osobna, co oznaczało, że "podwójny" golf mógł być zarówno autem z napędem na przednie, tylne lub wszystkie koła.
Za kierownicą usiadł rajdowy mistrz Joachim Kleint, który wywalczył 3. miejsce. Później okazało się, że to najlepszy wynik Golfa w Kolorado. Wygrało, oczywiście, Audi Sport quattro prowadzone przez Michèle Mouton. Rzadsze powietrze, a co za tym idzie, gorsze osiągi wolnossących silników w wyższych partiach trasy uniemożliwiły golfowi powalczyć o wyższą lokatę.
Podejście nr 2
Niemcy się jednak nie poddali, wzięli dwusilnikowego volkswagena na warsztat i już rok później znów stanęli u podnóża góry. Tym razem jednak postawiono na mniejsze, ale wzbogacone o turbodoładowanie silniki 1.3 z Polo. Z jednej strony chodziło o załapanie się do odpowiedniej klasy, z drugiej mówiono o oszczędności masy. A ta i tak była imponująca, bo samochód ważył zaledwie 1050 kg.
Z nowej mieszanki uzyskano łącznie 508 KM i 520 Nm. Konstrukcja była na tyle zaawansowana, że swoją chłodnicę miał nawet bak. Wszystko dlatego, że ciepło emitowane z kolektorów wydechowych tylnego silnika za bardzo podgrzewało paliwo. Za kierownicą znów usiadł Joachim Klein, ale i tym razem próba zakończyła się fiaskiem. Drugie wydanie "podwójnego" golfa zakończyło podjazd na 4. miejscu, osiągając czas 12:31,93 - o pół sekundy gorszy niż rok wcześniej. Górą, jak można się domyślić, znów było audi z czasem 11:09,22.
Do trzech razy sztuka
Powiedzenie mówi "do trzech razy sztuka" i podobnego zdania był też Volkswagen. Tym razem jednak zmieniono strategię. Samochód startujący w 1987 r. nie bazował na zwykłym golfie, a został zbudowany od zera w zaledwie 6 miesięcy z wykorzystaniem aluminium, ram przestrzennych i mnóstwa elementów z kompozytów wzmacnianych kevlarem i włóknem szklanym. Masa wciąż robiła wrażenie i wynosiła 1015 kg.
Sporo zmian zaszło także pod maską i tylną klapą. Zagościły tu dwa 16-zaworowe, 1,8-litrowe silniki z Golfa GTI, które otrzymały wsparcie w postaci turbosprężarek KKK dmuchających nawet 1,6 bara. Efekt? Monstrualne 652 KM i 580 Nm. Dzięki temu sprint do setki trwał ok. 3 sekund, a ze względu na realne potrzeby wyścigu, prędkość maksymalna była ograniczona przez przełożenie skrzyni biegów Hewland do 185 km/h.
Choć zadbano o odpowiednie chłodzenie, w razie przekroczenia granicznej temperatury, chłodnice spryskiwane były wodą. Dzięki zmienionej konstrukcji, silniki zamontowano nie poprzecznie, a wzdłużnie, a rozkład masy wynosił idealne 50:50. Jeśli jednak spodziewacie się, że do zatrzymania służył solidny układ hamulcowy – błąd! Kleint i tak przed ciaśniejszymi zakrętami stawiał golfa bokiem, a dla oszczędności masy zastosowano hamulce z Polo. Istne szaleństwo!
Wszystko szło w dobrym kierunku, ale…
Wyniki osiągane na testach były obiecujące – Joachim Kleint uzyskał 4. czas, korzystając tylko z jednego z silników. Jak sam potem mówił, synchronizacja obu jednostek była niezwykle trudna, a korzystanie z nich jednocześnie sprawiało, że samochód zachowywał się nadzwyczaj nerwowo.
Gdy już przyszedł czas ostatecznej próby, monstrualny golf z Niemcem za kierownicą mknęli ku zwycięstwu, osiągając najlepszy czas na punkcie kontrolnym. I wszystko skończyłoby się po myśli Volkswagena, gdyby nie pęknięcie w przegubie kulowym zawieszenia, które ostatecznie wyeliminowała golfa z gry zaledwie 400 metrów i 3 zakręty przed metą. A wygrało… audi z legendarnym Walterem Röhrlem za kierownicą.
Niesmak pozostał, ale w kolejnym roku start na Pikes Peak odbył się już bez udoskonalonego kolejny raz golfa. Pierwszy, zasilany silnikami z Polo trafił do prywatnego kolekcjonera, zmieniając potem kilka razy właściciela, natomiast drugi, 652-konny został zachowany przez Volkswagena. W 2018 r. samochód wyciągnięto i pod okiem specjalistów odremontowano od mechanicznej strony, tak, by znów był zdolny zachwycać publikę na imprezach okolicznościowych.
Dla lepszego prowadzenia i zgrania obu jednostek nieco obniżona została jednak moc – golf dysponuje już teraz łącznie "tylko" 500 KM. Renowacja nie odbyła się bez powodu. W tym samym roku Volkswagen wystawił do startu na Pikes Peak I.D. R – elektryczny bolid o mocy niewiele większej niż pierwotnie miał wspomniany golf – 680 KM. Tym razem Niemcy dowiedli swego, nie tylko pobijając rekord, ale także po raz pierwszy przebijając czas 8 minut.