Ten Chevrolet Malibu wygląda jak Aston Martin. I tak, podoba mi się
Co zrobić, gdy w garażu masz hybrydowego Chevroleta, ale marzysz o Astonie Martinie? Jedną opcją jest zastawienie domu i wzięcie sporego kredytu. Inną jest odwiedzenie specjalisty.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie mam tutaj na myśli lekarza, chociaż niektórzy z pewnością patrząc na te zdjęcia zalecą kilka wizyt. Chodzi o zlokalizowany w New Jersey zakład Customs by Flash. W 2013 roku zgłosił się do nich klient z Chevroletem Malibu. Pod maską dzielnie pracował 4-cylindrowy silnik, a sam samochód był równie porywający, co wystawa kamieni zebranych podczas budowy autostrady. Dlatego właściciel chciał, by jego samochód wyglądał jak coś ciekawszego. A cóż jest fajniejszego od Astona Martina?
Chłopaki z Customs by Flash zakasali rękawy i wzięli się do roboty. Jak dowiedziałem się w rozmowie z nimi, nawet nie pamiętają, kiedy rozpoczęli pracę nad projektem: albo dwa, albo trzy lata temu. Z przodu Malibu zaczęło przypominać Astona Martina Virage'a, dziwaczny model, który wypełniał lukę między DB9, a DBS. Reflektory nawet pochodzą z prawdziwego Astona. Szaleństwo? Zdecydowanie.
Dużo ambitniejszy jest tył auta. Inspiracją dla niego był jedyny w swoim rodzaju V12 Zagato. Są więc charakterystyczne, okrągłe lampy, a także duży, czarny pas tylny. I ciekawostka - lampy pochodzą z Ferrari. Pojawił się duży wydech z dwoma końcówkami, zaś cały bagażnik został mocno zmodyfikowany z zewnątrz. W środku jest ciągle równie funkcjonalny, co w standardowym Chevrolecie. Świetnie.
Klamki zostały ukryte, zupełnie jak w Astonie. Zaś za przednimi kołami błyszczą wloty powietrza, prawie takie same jak w nowym DB11. Pod spodem to ciągle jest stare, poczciwe i rozsądne Malibu. Co sądzicie o projekcie? Moim zdaniem nie wygląda źle. Na swojej stronie na Facebooku ekipa zakładu dzieliła się całym procesem tworzenia Astona Malibu.