Tak Chińczycy chcą ograć Europę. Ekspert przedstawia ich plan
Czy chińscy producenci mają plan, by ominąć nowe europejskie zakazy dotyczące sprzedaży aut z Chin bez produkcji kosztownych fabryk? Okazuje się, że tak i bardzo dobrze wyjaśnia to ważna w przemyśle samochodowym osoba.
13.03.2024 | aktual.: 13.03.2024 17:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Chińscy producenci w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy rozpoczęli znaczący szturm na europejski rynek. Samochody z Państwa Środka nie tylko stały się w naszym regionie o wiele lepiej dostępne — ich oferta dla wielu osób zaczęła prezentować się coraz bardziej kusząco.
Po pierwszych miesiącach, które były istną eksplozją zainteresowania modelami z Chin, tempo ekspansji jakby zwolniło. Nie oznacza to oczywiście, że europejskie koncerny mogą być już całkowicie spokojne o swoją przyszłość i o nowych konkurentów. Ci bowiem ciągle szukają optymalnej drogi, by proces podboju Europy rozpocząć na dobre.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O furtce, którą będą chcieli wykorzystać Chińczycy, opowiedział w wywiadzie dla "Automotive News Europe" Pasi Rannus, dyrektor generalny fińskiej firmy Valmet Automotive, która zajmuje się produkcją aut dla innych marek. Finowie mają na koncie współprace, chociażby z Saabem, Porsche, Oplem czy Mercedesem, z czego ta ostatnia umowa trwa nieprzerwanie od 2013 roku.
Rannus przyznał, że produkcja kontraktowa — dokładnie ten typ tworzenia aut, jakim zajmuje się Valmet — może być dla chińskich producentów okazją, by stosunkowo niewielkim kosztem skutecznie wejść do Europy. Zamiast budowy ogromnych, drogich fabryk, wystarczy bowiem wynająć przedsiębiorstwo, by formalnie tworzyć auta w Europie. A przecież to właśnie w aspekt ich produkcji uderzają wdrażane przepisy.
Czy ta wizja ma szansę się spełnić? Cóż, idealnie widać to na przykładzie koncernu Stellantis. To właśnie z pomocą zakładów w historycznym kompleksie Mirafiori na rynek w Europie miałaby wejść chińska marka Leapmotor.
Tutaj oczywiście sprawa wygląda trochę bardziej skomplikowanie — Stellantis jest ważnym udziałowcem tego producenta, który coraz częściej jest nazywany zresztą 15. marką koncernu. Zasada byłaby jednak taka sama, czyli produkcja kontraktowa. Jeżeli ta umowa zostałaby dopięta, Leapmotor bez cienia wątpliwości przetarłoby szlak dla innych marek z Chin.