System eCall jest od ratowania poszkodowanych, nie piratów. Skończmy z kryciem cwaniaków
Incydent Mercedesa-AMG A45 w jednym z centrów handlowych wywołał w polskim internecie dyskusję na temat tego, czy dobrze, że samochód sam wezwał pomoc do wypadku. Młody kierowca w końcu zderzył się w wyniku szalonej jazdy i na pewno nie potrzebował uwagi ze strony policji.
08.08.2019 | aktual.: 28.03.2023 10:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Stłuczka na parkingu jednego z elbląskich centrów handlowych stała się kolejną okazją do podzielenia Polaków. Bezsprzeczna była tylko skandaliczność całego zajścia. Dwudziestoletni chłopak w równie szybkim, co drogim mercedesie A45 AMG (moc 380 KM, cena około 250 tys. zł) chciał zaimponować swoim współpasażerkom, dlatego z impetem wjechał na parking. Umiejętności nie nadążyły jednak za fantazją i popis bardzo szybko skończył się na filarze, po drodze zbierając jeszcze ofiarę w postaci stojącego samochodu.
Sytuacja zapewne nie wzbudziłaby aż takiego zainteresowania, gdyby nie fakt, że Mercedes-AMG A45 to nowoczesny i mądry samochód. Jak wszystkie nowe auta sprzedawane na terenie Unii Europejskiej od kwietnia zeszłego roku, jest wyposażony w system eCall. Nadzoruje on wszystkie parametry samochodu i w przypadku wykrycia kolizji, sam natychmiastowo dzwoni na numer służb ratunkowych podając lokalizację oraz podstawowe informacje na temat szkód (odpalone poduszki, liczba osób na pokładzie).
Tak zrobił i tym razem. Kierowcy na pewno na tym nie zależało, bo a) chciał zapewne zamieść jakoś sprawę pod dywan b) przybyła na miejsce policja wykryła, że prowadził pod wpływem narkotyków. W efekcie system "załatwił" kierowcy proces, który może się skończyć pozbawieniem go wolności na dwa lata oraz anulowanie ubezpieczenia. Oznacza to, że dwudziestolatek wszystkie szkody będzie musiał pokryć z własnej kieszeni. Lekcja wejścia w dorosłość będzie bolesna.
I tu opinia publiczna zaczyna się rozjeżdżać w dwie strony. W oczach niektórych system "doniósł" na kierowcę, albo go "wsypał". Nie może przecież być tak, że właściciel płaci górę pieniędzy za samochód z nowoczesnym wyposażeniem, a ten działa wbrew jego interesowi. Wynika z tego, że jeśli już dopłacać, to raczej za systemy, które będą klienta "kryć".
Widocznie chcą, by producenci samochodów uwzględniali lokalne realia i specjalnie na nasz kraj robili modele "prawilne". Takie, które nie "wsypią", a będą jeszcze ostrzegać przed policją, żeby ten mógł spokojnie łamać sobie przepisy. Patrząc na to, co dzieje się na naszych drogach, można dojść do wniosku, że wielu kierowców aut klasy premium ma w swoim mniemaniu już wykupiony abonament na stanie ponad prawem.
W socjologii jest takie pojęcie jak kapitał społeczny. W Polsce termin ten jest mało znany, bo i kapitał społeczny mamy bardzo mały. Po dekadach kombinowania i usuwania się z pola widzenia służb mundurowych, nadal jako społeczeństwo nie potrafimy wspólnie pracować na publiczny ład i porządek. Na policjantów patrzymy jak na następców MO. Tak jakby byli od tego, by nam uprzykrzać życie, a nie pomagać. Wiele osób ma tendencję do stania po stronie sprawców, bo przecież "to był dobry chłopak", no i "nic złego przecież nie zrobił".
Gdy w Elblągu jadący pod wpływem narkotyków dwudziestolatek zderzał się z rzeczywistością, dosłownie w tym samym czasie w innej części Polski, w Szczecinie, miała miejsce inna sytuacja. Dwóch piętnastolatków zobaczyło na drodze podejrzanie zachowujące się auto. Jeden zadzwonił na policję, a drugi pobiegł za nim, by zrobić zdjęcie tablicy rejestracyjnej i wizerunku prowadzącego. Kierowca został szybko zatrzymany i okazało się, że był pijany.
Chłopcy "wsypali" mężczyznę, a przecież na bank był to "dobry człowiek". Niepotrzebnie wpędzili go w kłopoty, bo przecież "żadna tragedia się nie stała". Tylko czy w Polsce zawsze musimy czekać do tragedii, takiej jak ta, która działa się zaledwie dzień wcześniej w Rybniku, gdy inny pijany kierowca śmiertelnie potrącił siedmiolatka? Na szczęście tutaj decyzja w coraz mniejszym stopniu zależy od nas. Będzie to robić za nas technologia - tak jak w przypadku incydentu w Elblągu.