SSC Tuatara to 1750-konny potwór, który nareszcie trafi do sprzedaży
Shelby SuperCars zapowiedziało Tuatarę niemal dekadę temu. Od tego czasu temat amerykańskiego hiperauta powracał jak bumerang, choć nic z tego nie wynikało. Do 2019 roku, kiedy to ostatecznie zaprezentowano pierwszy produkcyjny egzemplarz. Teraz SSC oficjalnie startuje ze sprzedażą wszystkich 100 sztuk zaplanowanych do produkcji.
10.02.2020 | aktual.: 22.03.2023 16:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Amerykańska odpowiedź na hiperauta Bugatii i Koenigsegga jest już oficjalnie gotowa. Amerykanie poinformowali, iż są gotowi do stworzenia wszystkich 100 zaplanowanych egzemplarzy. Każdy z nich będzie wyróżniał się piekielnie mocnym napędem i dopracowaną aerodynamiką. Co więcej, mimo lekkiej konstrukcji nie ma mowy o spartańskim wyposażeniu - wymagający klienci powinni być zadowoleni.
Co wiemy o Tuatarze? Przede wszystkim to, że do napędu wykorzystano 5,9-litrowe V8 z podwójnym doładowaniem, które jest w stanie wykrzesać z siebie aż 1750 KM mocy. Należy jednak zaznaczyć, że tylko wtedy, gdy użyjemy paliwa E85. Przy standardowej w USA, 91-oktanowej benzynie będzie to "tylko" 1350 KM.
Model wykorzystuje 7-stopniową, zautomatyzowaną przekładnię, która wbija kolejne przełożenia w czasie krótszym niż 100 milisekund, co w połączeniu z masą własną na poziomie 1247 kg i oporem aerodynamicznym wynoszących 0,279 powinno owocować świetnymi osiągami. Szkoda tylko, że SSC nadal milczy w kwestii czasów przyspieszeń czy prędkości maksymalnej.
Nadwozie zostało w całości wykonane z włókna węglowego, a za jego projekt odpowiada głównie Jason Castriota, który swoje doświadczenie zdobywał m.in. w Ferrari i Maserati. Nie brakuje tu stylistycznych fajerwerków, począwszy od potężnych wlotów powietrza w okolicy tylnego błotnika, poprzez charakterystyczne wgłębienie w dachu, a skończywszy na coraz rzadziej stosowanych, lecz nadal spektakularnych drzwiach, które unoszą się do góry.
Tuatara mimo ekstremalnie sportowego charakteru nie jest torową wydmuszką, lecz pełnoprawnym, komfortowym samochodem. W kabinie wykończonej głównie skórą i włóknem węglowym można korzystać z klimatyzacji, systemu audio wysokiej klasy, czy multimediów z dotykowym ekranem. A ile trzeba będzie za to wszystko zapłacić?
Nieoficjalnie mówi się o 1,3 mln dolarów (około 5 mln zł), choć kwota ta była podawana przez producenta dobre kilka lat temu. Biorąc jednak pod uwagę, że powstanie zaledwie 100 egzemplarzy, liczba chętnych i tak powinna przewyższyć podaż niezależnie od ceny.