Samochody, które zasłużyły na nowe wcielenie [przegląd redakcji #15]
Nic nie trwa wiecznie, ale za niektórymi modelami, których już nie ma na rynku, tęsknimy bardziej niż za innymi. Oto auta, które nasza redakcja najchętniej przywróciłaby do życia.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mateusz Lubczański - Mazda RX-7
Kandydatów było wielu, ale tak naprawdę chciałbym zobaczyć nowe podejście Mazdy do RX-7, choć oczywiście może nie pod taką nazwą. W teorii Japończycy mają teraz najlepsze składniki pod ręką: stylistyka ich obecnych i planowanych modeli jest po prostu świetna. Marka przygotowuje się do wprowadzenia na rynek sześciocylindrowych jednostek, które są w stanie doprowadzić do samoczynnego zapłonu benzyny (czyli to taki Diesel na benzynę), które choć trochę nawiązywałyby do zakręconego (dosłownie) silnika Wankla. No i Mazda ma nie lada doświadczenie w robieniu świetnie prowadzących się aut (patrz: Mazda MX-5), więc i tu nie nowe wcielenie idealnie nawiązywałoby do oryginału.
Marcin Łobodziński - Volvo XC70
Gdybym miał wybrać jeden model, który mógłbym wskrzesić, to byłoby to Volvo XC70. Zaklinaniem rzeczywistości jest, że modele V60 czy V90 z serii Cross Country je zastępują. Nie zastąpił go też SUV XC60. Właściwie to nie ma obecnie na rynku równie dobrego samochodu w tej koncepcji.
Chodzi o koncepcję kombi z praktycznym kanciastym tyłem (pionowym tylnym pasem i szybą) i zawieszeniem oraz układ przeniesienia napędu, które rzeczywiście są zdolne do wyjazdu w trudniejszy teren. Chodzi o samochód nie tyle ładny, jak V60, co do bólu praktyczny i niezwykle wszechstronny. Szczerze myślałem, że XC70 wróci do produkcji, bo moim zdaniem to najlepsze volvo, jakie kiedykolwiek powstało.
Szymon Jasina - HSV Maloo
Po chwili zastanowienia można stwierdzić, że australijski HSV Maloo to jeden z najbardziej bezsensownych samochodów w historii. Najpierw rodzinnego sedana przebudowano na dwuosobowego pick-upa, a później zrobiono z niego samochód sportowy o ogromnej mocy. W efekcie nie jest to samochód, którym można zabrać znajomych czy rodzinę, jego właściwości użytkowe są znikome, a pusta paka nad tylną osią nie poprawia właściwości jezdnych.
W najmocniejszej wersji GTS napędzany był doładowanym silnikiem V8 o zawrotnej mocy 585 KM. Była to jednostka znana między innymi z Chevroleta Corvette. To właśnie za tę jego absurdalność go kocham. Za to, że został stworzony tylko do zabawy, ale też za wygląd i świetne proporcje. Jasne, zwykły Holden Ute też je ma i też dobrze wygląda, ale muskularne, sportowe dodatki stylistyczne i przykryta przestrzeń przewozowa są tą niezwykle ważną wisienką na torcie. To samochód zrobiony przez fanów motoryzacji dla fanów motoryzacji, dlatego chciałby, żeby wrócił.
Filip Buliński - Mitsubishi Lancer Evolution
Wybranie jednego auta, które mógłbym wskrzesić, nie należy do łatwych. Ostatecznie postawiłbym na Mitsubishi Lancera Evolution. Podczas gdy jego odwieczny rywal, subaru, wciąż jeszcze dzielnie walczy o utrzymanie na poszczególnych rynkach, światło w pokoju Evo zostało na dobre zgaszone, a gama modelowa japońskiej marki przekształcona tak, że jest równie emocjonująca, co biurowy zszywacz. Niepozorny łobuz zamknięty w 4-drzwiowym nadwoziu, z napędem na 4 koła i rajdowym potencjałem, którego zamiary zdradza jedynie trudny do przeoczenia spojler, rozruszałby nieco to towarzystwo. No i perfekcyjnie wpisywałby się w trend downsizingu, z wysiloną do granic możliwości 2-litrową jednostką benzynową. Aż mnie ciarki przeszły na przypomnienie o blow-offie.
Tomasz Budzik - Lancia Fulvia coupé HF
Z największą przyjemnością wyciągnąłbym z grobu Lancię Fulvię coupé HF. Piękność z lat 60. wciąż przykuwa spojrzenia. Nie była przy tym potworem z ogromnym silnikiem i ogromnym zasobem mocy. Twórcom chodziło raczej o sportowy charakter, który dawałby kierowcy radość z jazdy. Wskrzeszenie Fulvii byłoby przy okazji powrotem na szerokie wody całej marki. Lancia ma w końcu wspaniałą historię i szkoda byłoby, aby zakończyła się ona miejskim Ypsilonem.