Mamy listę miast. Wiemy, gdzie najłatwiej zdać na prawo jazdy
Szanse na zdanie praktycznego egzaminu na prawo jazdy nie wszędzie jest takie samo. Jak się okazuje, w jednych miastach odsetek zdających bywa nawet dwukrotnie wyższy niż w innych. Zdaniem eksperta to nie tylko kwestia specyfiki poszczególnych miast, ale też przepisów.
10.03.2024 | aktual.: 10.03.2024 18:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rezultaty z innych półek
Zdobycie prawa jazdy nie zawsze jest łatwe. W 2023 r. rekordzistą był mężczyzna, który w Tarnowie stanął do teoretycznego egzaminu po raz 112. Statystyki pokazują jednak, że ze sprawdzeniem praktycznych umiejętności jest zwykle gorzej niż z wypełnieniem testów. O statystykę zdawalności praktycznej części egzaminu na prawo jazdy zapytałem w ośrodkach ponad trzydziestu polskich miast. Dane, które z nich napłynęły, rysują obraz dużych różnic w szansach na zostanie kierowcą.
Najwyższa zdawalność praktycznej części egzaminu na prawo jazdy kat. B w 2023 r.:
- Kalisz – 49,12 proc.;
- Łomża – 47,20 proc.;
- Leszno – 43,61 proc.;
- Płock – 43,34 proc.;
- Tarnów – 41,26 proc.;
- Siedlce – 40,94 proc.;
- Białystok – 37,95 proc.;
- Włocławek – 36,66 proc.;
- Wrocław – 36, 48 proc.;
- Nowy Sącz - 35,99 proc.
Najniższa zdawalność praktycznej części egzaminu na prawo jazdy kat. B w 2023 r.:
- Szczecin – 22,77 proc.;
- Elbląg – 24,36 proc.;
- Koszalin – 24,98 proc.;
- Kraków – 26,60 proc.;
- Toruń – 28,30 proc.;
- Gdańsk – 28,32 proc.;
- Gorzów Wielkopolski – 28,35 proc.;
- Katowice – 29,50 proc.;
- Radom – 29,52 proc.;
- Częstochowa – 29,62 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po uwzględnieniu wszystkich otrzymanych danych, można wyliczyć, że ogólnopolska średnia zdawalność praktycznego egzaminu na prawo jazdy kat. B w 2023 r. wyniosła 30,99 proc. Rezultaty w poszczególnych miastach mogą być zaskakujące. Aż 26 punktów procentowych różnicy pomiędzy miastem z najwyższą i ośrodkiem z najniższą zdawalnością to naprawdę dużo.
W niektórych przypadkach różnica może skłaniać do tzw. turystyki związanej ze zdawaniem egzaminu. Kraków, gdzie zdawalność jest niska, od Tarnowa, gdzie jest ona wysoka, dzieli zaledwie 80 km. Toruń oddalony jest zaś od Płocka o 122 km. W Łodzi zdawalność wynosi 25 proc. W położonym 120 km dalej Kaliszu już 49 proc. Za egzamin praktyczny trzeba tam jednak zapłacić 200 zł – o 20 zł więcej niż w Łodzi.
Skąd bierze się taka dysproporcja?
– Przyczyn może być wiele. W jednych miastach są linie tramwajowe, a w innych ich nie ma. Dużo może zależeć od położenia ośrodka egzaminowania na mapie miasta. Jeśli w pobliżu są drogi dobrze zaprojektowane i właściwie oznakowane, to szanse na zdanie egzaminu w takim miejscu są oczywiście wyższe niż w mieście, gdzie jest inaczej – mówi Autokult.pl Tomasz Kulik z Motocyklowej Szkoły Jazdy Kulikowisko.
Różnica wielkości miasta może też wpływać na jakość kształcenia przyszłych kierowców. Jak twierdzi ekspert, często zdarza się, że w mniejszych miejscowościach instruktorzy jazdy bardziej się starają, bo w większym stopniu mają na uwadze renomę swojej firmy. W dużych miastach liczba kandydatów na kierowców jest większa, więc klienci zawsze się znajdą. Istnieje jednak również problem systemowy.
Różne "szkoły"
Nie każdy kandydat na kierowcę może być pewien, że takie samo zachowanie na drodze będzie skutkowało takim samym rezultatem egzaminu.
– Źle sformułowane polskie prawo pozwala na różne interpretowanie przez egzaminatorów takich samych manewrów wykonywanych przez kandydata na kierowcę. Na przykład w jednym z dużych miast egzaminatorzy często za błąd uznają włączenie kierunkowskazu, gdy chcemy zatrzymać się na skraju jezdni, na przykład w celu wysadzenia pasażera, na drodze, na której jest to dozwolone. Prawo o ruchu drogowym nie nakazuje w takiej sytuacji włączenia kierunkowskazu, ale takie zachowanie przewiduje już Konwencja wiedeńska o ruchu drogowym, którą Polska ratyfikowała. Karanie kandydata na kierowcę za takie zachowanie jest pozbawione sensu – stwierdza Tomasz Kulik.
To, co w jednym ośrodku egzaminowania uchodzi za błąd lub przynajmniej zaniedbanie, w innym może zostać ocenione jako zachowanie poprawne. Wina za niską zdawalność leży jednak i po stronie samych kandydatów na kierowców.
– Mamy problem ze zrozumieniem, że przepisy są nie po to, żeby zdać egzamin na prawo jazdy, a po to, żeby stosować je w codziennej jeździe. To po części pochodna szkolnego podejścia, że trzeba zakuć i zdać, a następnie można zapomnieć. Potem trudno jest przełożyć ulatującą z głowy teorię na praktykę. W dużej mierze jest to jednak również wina samych przepisów drogowych. One nie zostały napisane dla zwykłych ludzi, a dla prawników. Jeśli przeciętny kierowca sięgnie do kodeksu drogowego, żeby przypomnieć sobie zasady jazdy, zapewne szybko zrezygnuje, bo po prostu niewiele będzie w stanie z tego zrozumieć – dodaje ekspert.
– Można wiele mówić o niewłaściwym przygotowaniu do wykonywania zawodu przez instruktorów jazdy i egzaminatorów, bo takie przypadki jednak się zdarzają i nie są tak rzadkie, jak byśmy sobie tego życzyli. Do tego należy dołożyć jednak i to, z czym kandydat na kierowcę zetknie się w rodzinie. Jadące w roli pasażerów dzieci są świetnymi obserwatorami i szybko orientują się, jeśli rodzic łamie przepisy, jeździ niebezpiecznie. Jeszcze gorzej, gdy młody człowiek, uczestniczący właśnie w kursie na prawo jazdy, słyszy od rodzica, że instruktor jazdy przesadza z trzymaniem się litery prawa na drodze. Potem, w czasie stresującego egzaminu takie nastawienie może dojść do głosu i przesądzić o negatywnym wyniku próby – kwituje Tomasz Kulik.
Zdobycie wymarzonego prawa jazdy nie dla każdego jest łatwe. Ponadto to tak naprawdę tylko początek drogi. Statystyki pokazują, że młodzi kierowcy tak naprawdę niewiele potrafią i są na drogach źródłem dużego zagrożenia. Według danych policji w 2022 r. kierujący pojazdami, mający od 18 do 24 lat spowodowali – w przeliczeniu na 10 tys. osób populacji w tym wieku – 12 wypadków drogowych. Dla osób w wieku 25-39 lat było to 7 wypadków, a dla kierowców w wieku od 40 do 59 lat jedynie 5 wypadków.
Przyszłość pełna zmian
To właśnie dlatego władze Unii Europejskiej, które pracują nad nową dyrektywą o prawach jazdy, zamierzają zobowiązać państwa Wspólnoty do zmiany systemu szkolenia kierowców. W przyszłości miałyby one zawierać więcej elementów oceny ryzyka związanego z zachowaniem innych uczestników ruchu. Unia zachęca również, by zagadnienia związane z ruchem drogowym wprowadzać w formie zajęć szkolnych. Nie tylko w szkołach podstawowych, ale też średnich, gdy młodzi ludzie mogą już starać się o prawo jazdy.
Zastanawiająca jest propozycja, by umożliwić zdobycie prawa jazdy przynajmniej o rok wcześniej niż do tej pory. W myśl płynących z Brukseli propozycji niepełnoletnia osoba po zdaniu egzaminu otrzymywałaby prawo jazdy z kodem 98.02. Posiadacz takiego dokumentu nie mógłby jeździć sam. Na prawym fotelu musiałaby siedzieć osoba, mająca uzyskane w UE prawo jazdy danej kategorii przynajmniej od pięciu lat, która ukończyła 25 lat, przynajmniej od pięciu lat nie miała zatrzymanego prawa jazdy i wobec której nigdy nie orzeczono zakazu jazdy wskutek popełnienia przestępstwa.