Rekordowa kara dla General Motors za wadliwe stacyjki

Podczas gdy obecnie na ustach wszystkich jest potężna akcja serwisowa związana z poduszkami powietrznymi Takaty, zapowiada się, że wkrótce padnie kolejny fatalny rekord związany z wadami fabrycznymi.

fot. za carscoops.com
fot. za carscoops.com
Mariusz Zmysłowski

23.05.2015 | aktual.: 03.10.2022 18:15

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Poduszki powietrzne Takaty przyciągnęły uwagę mediów ze względu na ogromną skalę problemu. Liczba aut z wadliwymi ładunkami pirotechnicznymi odpowiadającymi za napełnianie poduszek przekroczyła 34 mln egzemplarzy. Rekordowa kara zapowiada się jednak na razie nie dla japońskiego producenta podzespołów, a dla General Motors.

Początek sprawy GM sięga lutego 2014. Wtedy amerykański koncern wezwał do serwisów 800 tys. pojazdów w związku z wadliwymi stacyjkami. Ostatecznie po pierwszych dwóch kwartałach General Motors wezwało do serwisu łącznie 29 mln samochodów w samych Stanach Zjednoczonych.

Tragiczny jest fakt, że GM zdawało sobie sprawę z problemu już w 2005 roku. Do pierwszej akcji serwisowej doszło więc dopiero 9 lat od tego momentu.

Wadliwe stacyjki GM - przyczyna awarii

Wada fabryczna stacyjek GM była drobna, ale pociągała niezwykle poważne konsekwencje. Sprężyna przytrzymująca trzpień blokujący przełącznik w pozycji włączonej była zbyt słaba. Cały mechanizm był zbyt krótki, co pozwalało na samoistne wyłączenie auta w trakcie jazdy. W konsekwencji przestawał pracować nie tylko silnik - nie działały też poduszki powietrzne i inne elementy bezpieczeństwa.

Gdy General Motors podjęło się zmiany konstrukcji stacyjek, wymieniło problematyczny element na dłuższy. Wersja z 2005 roku miała w sumie 10,6 mm długości, z czego 5,9 mm miał sam trzpień. Poprawiona stacyjka została wyposażona w mechanizm o łącznej długości 12,2 mm. Wydłużona została nie tylko sprężyna, ale i trzpień. W nowej wersji miał on 7 mm.

General Motors próbowało manipulować statystykami

Amerykański koncern powiązał awarie stacyjek z 13 śmiertelnymi ofiarami w 31 wypadkach. Zliczone zostały jedynie osoby, które zginęły w czołowych zderzeniach, w których nie wystrzeliły frontowe poduszki powietrzne. General Motors nie liczyło między innymi takich przypadków jak śmierć pasażera tylnej kanapy, podczas gdy w statystykach ujmowało kierowcę. Dlaczego? Chociaż powodem wypadku było zgaśnięcie auta, to według motoryzacyjnego giganta odpowiedzialność spoczywa na firmie wyłącznie w przypadku osoby, która straciła życie przez niedziałającą poduszkę powietrzną. W statystykach nie ujęto wielu tego typu zgonów. Wystarczył rodzaj zderzenia, w którym czołowe poduszki i tak by nie wystrzeliły.

Prawidłowego zliczenia ofiar wadliwych stacyjek podjęła się agencja Reuters. Według jej danych General Motors powinno odpowiadać za śmierć aż 153 osób. W Marcu tego roku koncern przyznał się do 74 ofiar. Miesiąc później liczba ta wzrosła do 87 osób.

Rekordowa kara

Dziennikarze The New York Times dotarli do informacji, że General Motors jest na etapie negocjacji warunków ugody, ponieważ dochodzenie Departamentu Sprawiedliwości wykazało, że doszło do przestępstwa. W zależności od finału tych rozmów, ukarana może zostać nie tylko firma, ale również konkretne osoby, odpowiedzialne za to tragiczne w skutkach, świadome zaniedbanie.

Źródła Timesa sugerują, że kara finansowa może przekroczyć rekordowe 1,2 mld dolarów, które zostało w ubiegłym roku nałożone przez National Highway Traffic Safety Administration na Toyotę za niepoinformowanie o awariach układu pedału gazu samochodach tego producenta. Jeśli informacje dziennikarzy potwierdzą się, będziemy mieli do czynienia z niechlubnym rekordem.

Komentarze (23)