Prawo jazdy 2014. Można? Można.

Wciąż słyszę miejskie legendy na temat tego, że nowy egzamin na prawo jazdy jest nie do zdania. Kurs, który pomija szereg ważnych dla kierowcy rzeczy, nauka jazdy z różnymi instruktorami, test z kilkutysięczną bazą pytań i wreszcie egzamin praktyczny, na którym czyhają na nas „pułapki”.

Prawo jazdy 2014. Można? Można.
Patrycja Tomajer

08.09.2014 | aktual.: 05.02.2015 13:35

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Przystępując do kursu niejednokrotnie słyszałam(zwłaszcza od kobiet): „nie przejmuj się, jak nie za pierwszym to za drugim razem”, „podejdź do tego na luzie, ja zdałam za szóstym razem”. Nie wiedziałam jak to traktować. Jako pocieszenie? Podnoszenie na duchu czy wbicie gwoździa do trumny mojej wierze w siebie?

Wiedziałam jedno: bardzo, ale to bardzo chciałam zdać za pierwszym razem i udowodnić wszystkim niedowiarkom, że można. Nie będę owijać w bawełnę-nigdy nie widziałam siebie w roli kierowcy. Skusiła mnie jednak promocja w Ośrodku Nauki Jazdy oraz perspektywa niezależności. Głównym czynnikiem jednak były wieloletnie namowy mojego Taty.

Na początku był kurs

Zaczęło się od teorii, którą wykładał bystry pan M. Nie szczędził jednak dość seksistowskich uwag pod adresem moim i innych kursantek(„No proszę! Kobieta i wie co to jest alternator?”). Nie zniechęcałam się jednak, chciałam jak najszybciej zacząć jeździć. Po miesięcznym kursie teoretycznym przyszła pora na prawdziwą jazdę. Pierwszy raz do Skody Fabii wsiadłam z przemiłym instruktorem.

Świetnie się z nim rozmawiało i żartowało, niestety na tym zalety się kończyły.

O redukcji biegu na zakrętach, parkowaniu i innych tego typu podstawach dowiedziałam się na 12. godzinie jazd. Od innego instruktora.

Dość podłamana tą sytuacją postanowiłam nadrobić wszystkie braki. Skończyłam 30 godzin nauki jazdy, jednak wciąż nie czułam się na tyle pewnie, aby podejść do egzaminu.

Jazdy doszkalające

Poinformowałam OSK o swoich wątpliwościach co do kompetencji mojego pierwszego instruktora. Dostałam rabat na 10 godzin jazd doszkalających. Bez wahania przystałam na tę opcję. Więcej praktyki to większa szansa na sukces. Od tamtej pory jeździł ze mną pan A., instruktorem został jeszcze zanim się urodziłam. Czułam się bezpiecznie.

Egzamin teoretyczny

Pewnie większość słyszała już niektóre pozbawione sensu pytania testowe. Dlaczego pozbawione sensu? Dlatego, że nie uważam, aby długość drążka dźwigni zmiany biegów czy szerokość tablicy rejestracyjnej uczyniły mnie lepszym kierowcą. To samo tyczy się częstotliwości migania kierunkowskazu. Wykuć, zdać, zapomnieć. Zasada ze szkoły przydała się i tutaj.

Z lekkim stresem i niepewnością przystąpiłam do testu. Zdałam i od razu zapisałam się na egzamin praktyczny.

Można było zdać już tego samego dnia

Minęły czasy, że na egzamin na prawo jazdy czekało się kilka tygodni. Można było zdać od ręki, lecz ja wybrałam sobie termin po dwóch tygodniach. Zdążyłam wtedy skończyć moje jazdy doszkalające, zostawiając sobie 2 godziny przed samym egzaminem.

Nadszedł ten dzień

Nie spałam całą noc. Poziom stresu, jaki osiągnął mój organizm przekraczał wszelkie normy. Serce mi kołatało, żołądek podszedł do gardła. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nie reagowałam tak nigdy.

O godzinie 12 zaczęłam swoje ostatnie jazdy z instruktorem. Nie było dobrze.

„Patrycja, opanuj się. Nie wróżę ci dzisiaj powodzenia”. Jeździłam jak ostatnia oferma, nerwy wzięły górę. Nauka się jednak skończyła, o godzinie 14 byłam już w drodze do WORDu na warszawskim Bemowie. Chciało mi się płakać, choć w drodze słyszałam dużo motywujących słów. „Jestem pewien, że zdasz. Tak bardzo tego chcesz, że musi ci się udać”.

Udało mi się wyjechać z placu manewrowego

Na łuku, jeszcze zanim ruszyłam zgasł mi samochód, co w ciągu całego kursu zdarzyło mi się może dwa razy. Udało się za drugim razem.

Górka. Myślę sobie, łatwizna. Ten manewr mogłam robić z zamkniętymi oczami. Przeliczyłam się, Fabia zjechała. Udało się za drugim razem. Z dużą dozą niepewności i skrytej paniki(no może nie do końca skrytej, purpurowa twarz zdradzała wszystko) wyjechałam na miasto.

Bemowo i okolice znałam już z jazd z instruktorem. Uczulał mnie na co powinnam uważać, gdzie łatwo oblać, gdzie znajdują się „haczyki”. Chciałam udawać wyluzowaną, zapytałam egzaminatora:

-dużo osób dzisiaj zdało?

-nie bardzo.

Ten ponury ton jeszcze bardziej mnie zestresował. Nie miałam odwagi odezwać się już do końca trwania egzaminu.

Jeździłam już godzinę

W głowie kołatały mi się myśli: jeżdżę już tyle czasu, to chyba zdam. A może już nie zdałam, a dowiem się dopiero w WORDzie? Dojechałam do ośrodka. Egzaminator nic nie mówił. Wręczył mi tylko kartę egzaminacyjną, na której w rubryce „wynik egzaminu” było napisane POZYTYWNY.

Nigdy nie byłam szczęśliwsza, a data 31.01.2014 na długo zapisze się w mojej pamięci.

Tydzień później odebrałam prawo jazdy. Oficjalnie stałam się kierowcą.

Co z perspektywy czasu zmieniłabym w systemie nauki jazdy?

Przede wszystkim wprowadziłabym więcej zagadnień na temat budowy samochodu, co mogłoby być również pokazane w praktyce, a nie tylko na filmie wideo.

Prostym przykładem jest zwykła zmiana koła. Dla większości kierowcy to bułka z masłem, ale przy pierwszym razie mogli czuć się niepewnie. Zaprzestałabym również wprowadzaniu coraz to nowych udziwnień, jak np. ocena ekonomiczności jazdy na egzaminie.

Ekonomicznej jazdy kierowca uczy się w miarę nabierania wprawy. Perfekcyjna jazda nie jest do opanowania podczas 30 godzin kursu. Dodatkowo bardzo ciężko będzie to zmierzyć podczas egzaminu. Oczywiście zaniechałabym również testy z podobnymi pytaniami. Lepiej przecież sprawdzić wiedzę, która będzie przydatna na drodze.

Czy czuję się bezpiecznie na drodze?

Raczej tak. Perspektywa, że jest się zdanym tylko na siebie i na innych kierowców uczy pokory i daje do myślenia na temat ostrożnej jazdy. Moje pierwsze samodzielna wyprawy (bez pasażera obok) zweryfikowały moje mocne i słabe strony na drodze. Myślę, że trzeba przejechać co najmniej kilka(naście) tysięcy kilometrów, żeby z ręką na sercu przyznać przed sobą (bez zbędnej pychy), że jest się naprawdę dobrym kierowcą.

Doszłam już do etapu, gdzie jazda sprawia mi dużą przyjemność i frajdę, a poczucie niezależności tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że pójście na kurs było świetną decyzją.

Którym trybem zdawaliście prawo jazdy? Jak oceniacie zmiany wprowadzane do nowych kursów?

Komentarze (23)