Powstał parlamentarny Zespół ds. Obrony Praw Kierowców. Rewolucja wisi w powietrzu. Byle nie pożarła swoich dzieci
Zmiany w OC, określonych przepisami limitach prędkości oraz obowiązkach kierowców. Tak najkrócej streścić można zamiary nowego zespołu parlamentarnego. Rzecz w tym, że niektóre pomysły posłów mogą być groźne.
28.11.2019 | aktual.: 22.03.2023 17:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zaskakujący zespół
Nowo wybrani posłowie starają się znaleźć dla siebie miejsce w rzeczywistości na Wiejskiej. Wielu z nich angażuje się w zespoły parlamentarne. Powołany do życia Zespół ds. Obrony Praw Kierowców może budzić zdziwienie chociażby swoją nazwą. Czym będzie się zajmować ośmioosobowa formacja?
- Zespół został powołany po to, by rozwiązać problemy, z jakimi na co dzień spotykają się zmotoryzowani. Ważnym punktem naszych działań będzie dążenie do zmiany zasad funkcjonowania systemu ubezpieczeniowego OC. Chcemy, aby polisa była przypisana do kierowcy, a nie do pojazdu, bo ta sytuacja jest nielogiczna i niesie ze sobą szereg patologii - informuje mnie poseł Dobromir Sośnierz, pomysłodawca powołania do życia Zespołu ds. Obrony Praw Kierowców.
- Naszą ambicją jest również znoszenie wszelkich nieżyciowych zakazów i nakazów dotykających kierowców. Chodzi m.in. o obowiązek wymiany tablic rejestracyjnych po zakupie używanego samochodu. Będziemy postulowali wykonanie przeglądu umiejscowienia fotoradarów i przedyskutujemy ponownie zniesienie obowiązku jazdy z włączonymi światłami w ciągu dnia. Jestem przeciwny wprowadzeniu pierwszeństwa dla pieszych już przed wejściem na przejście i na pewno ten temat również przedstawię pod rozwagę zespołu. Chcemy także podniesienia prędkości dozwolonej w obszarze zabudowanym do 60-70 km/h. Dzisiejszego ograniczenia nie respektuje prawie nikt, co prowadzi do ogólnego lekceważenia przepisów i znaków drogowych przez kierowców - dodaje poseł Dobromir Sośnierz.
Nowo powołana formacja składa się obecnie z ośmiu posłów Konfederacji. Oprócz Sośnierza w jego szeregach znalazł się m.in. Janusz Korwin-Mikke czy reżyser Grzegorz Braun znany z telewizyjnej serii "Errata do biografii". Pomysłodawca zespołu zamierza zaprosić do niego przedstawicieli innych opcji politycznych. Formacja ma współpracować z Zespołem ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego oraz Ministerstwem Infrastruktury.
Dwie strony medalu
Ramowy program działania nowego zespołu parlamentarnego z jednej strony jest interesujący, ale w pewnym zakresie powoduje spore zdziwienie. Chodzi przede wszystkim o ostatni z przytoczonych przez posła Sośnierza punktów. Już dziś mamy najbardziej liberalne prawo w UE jeśli chodzi o kwestię dopuszczalnych prędkości w terenie zabudowanym. Pomiędzy godz. 23 a 5 rano jest to 60 km/h, a w pozostałych godzinach o 10 km/h mniej. Tymczasem w całej Unii Europejskiej limit wynosi 50 km/h bez żadnych wyjątków.
Wartość ta nie jest wyssana z palca. Cytowane przez Krajową Radę Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego badania wskazują, że potrącenie z prędkością 30 km/h ma szansę przeżyć ok. 90 proc. pieszych. Jeśli uderzenie następuje z prędkością 50 km/h, szansę przeżycia ma jedynie 10 proc. ofiar. Zdaniem posła nierozsądny limit sprawia, że kierowcy nagminnie jeżdżą szybciej. Skąd jednak pewność, że po zmianie przepisów wszyscy kierujący z aptekarską dokładnością przestrzegaliby ograniczenia?
Kontrowersyjny jest również sprzeciw wobec ustanowienia pierwszeństwa pieszych jeszcze przed wejściem na przejście. Jesteśmy jednym z nielicznych państw UE, gdzie przepisy nadają pieszemu pierwszeństwo dopiero na "zebrze". Jednocześnie od lat znajdujemy się w ogonie wspólnoty jeśli chodzi o bezpieczeństwo pieszych. Wiele wskazuje na to, że to nieprzypadkowa korelacja. Kierowca, który zdaje sobie sprawę, że w każdej chwili może być zmuszony do ustąpienia pierwszeństwa, w okolicy przejścia będzie jechał wolniej. Rzeczywiście, rzetelnej dyskusji warta jest jednak kwestia dotycząca tego, jak i kiedy wprowadzić w Polsce takie rozwiązanie.
Kwestia powiązania polisy OC z kierowcą, a nie jak dziś z pojazdem, budzi zastanowienie. Z jednej strony na takim rozwiązaniu bezapelacyjnie zyskaliby ci, którzy posiadają więcej niż jeden pojazd. Z drugiej jednak strony stracić mogłyby te rodziny, w których jednym pojazdem jeździ większa liczba domowników. Uproszczenie zasad związanych z kupnem używanego pojazdu czy wprowadzenie możliwości czasowego wyrejestrowania pojazdu oczywiście bezapelacyjnie działałyby na korzyść zmotoryzowanych.
Jeśli zespół ma zamiar forsować interes kierowców bez oglądania się na inne grupy, to jego działanie może okazać się niebezpieczne. Przecież nawet członkowie zespołu od czasu do czasu idą gdzieś piechotą. Narażanie pieszych nie leży więc w niczyim interesie. Nie ulega jednak wątpliwości, że formacja ta w ogóle by nie powstała, gdyby przez lata codzienne problemy zmotoryzowanych nie były ignorowane, albo wręcz celowo tworzone, aby sięgnąć do portfeli kierowców.