Posłowie chcą zmiany przepisów o komunikacji publicznej. Za granicą prawo jest łagodniejsze
Grupa posłów Lewicy i Konfederacji zwróciła się do Kancelarii Premiera o zmianę przepisów ograniczających liczbę pasażerów w środkach komunikacji publicznej. Jeśli spojrzymy na rozwiązania w Europie Zachodniej, trudno nie przyznać im racji.
16.02.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Prawem w transport
Od soboty 24 października 2020 r. w transporcie publicznym obowiązują rygorystyczne limity dotyczące liczby pasażerów. Zgodnie z przepisami autobusem, tramwajem czy pociągiem może jednocześnie podróżować tyle osób, ile wynosi połowa liczby miejsc siedzących lub suma 30 proc. liczby miejsc siedzących i stojących. Jak przekłada się to na codzienną praktykę?
Jak wynika z wyliczeń wrocławskiego MPK, przegubowy autobus Solaris Urbino zamiast 146 pasażerów może przewieźć jedynie 43. Nieco krótszy autobus Volvo 7700 zamiast 106 osób zabiera tylko 31. Nie lepiej jest w tramwajach. Najmniejszy w tamtejszym taborze 105 Na zamiast 125 osób może przewieźć 37. Rekordowa Pesa Twist na co dzień może zabrać na pokład 222 osoby, ale ze względu na ograniczenia dziś jest to jedynie 66 osób.
Tak duże zmiany utrudniają korzystanie z komunikacji publicznej i tworzą problemy dla prywatnych przewoźników. Ich również dotyczy limit pasażerów, a mniej osób na pokładzie autokaru czy busa to niższa kwota zebrana za bilety. Problemy mają także właściciele firm, którzy do dowożenia pracowników wykorzystywali większe auta osobowe. Zgodnie z obowiązującymi przepisami tymi, które konstrukcyjnie przeznaczone są do przewozu 8 lub 9 osób, może jednocześnie jechać nie więcej osób, niż wynosi połowa miejsc (nie dotyczy to osób wspólnie gospodarujących). W praktyce pięciometrowym Oplem Vivaro Kombi mogą jechać cztery osoby, a mierzącą 4 metry Corsą już pięć.
Sprzeciw z Sejmu
Grupa posłów Lewicy i Konfederacji chce zmiany obowiązujących przepisów. W wystosowanej do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów interpelacji apelują o zniesienie tak restrykcyjnych limitów. Jak wspominają autorzy wystąpienia, "(...) wszystkie dostępne badania naukowe sugerują, iż transport publiczny nie jest miejscem, w którym dochodzi do zakażeń". Wskazują także na przykład Niemiec, gdzie nie obowiązują zaostrzone limity liczby pasażerów.
Argumentacji posłów nie sposób odmówić racji, szczególnie gdy przyjrzymy się liście ograniczeń obowiązujących w Europie Zachodniej. Jak informuje Komisja Europejska, we wspomnianych Niemczech wymaga się jedynie zakrywania ust i nosa przez pasażerów. W Czechach, które ograniczają poruszanie się obywateli, również nie ma limitów. Pasażerowie mają nosić maseczki, a pojazdy komunikacji publicznej są regularnie dezynfekowane. Podobnie jest w Austrii, Francji, Belgii, Holandii, Danii, Hiszpanii. Na Węgrzech przepisy nie zmniejszają dozwolonej liczby pasażerów, ale obligują miejskich przewoźników do zwiększenia liczby realizowanych kursów.
Posłowie minęli się jednak z prawdą, twierdząc w interpelacji, że Polska jest jedynym państwem UE, w którym obowiązują limity pasażerów. Według danych Komisji Europejskiej ograniczenie liczby pasażerów w środkach transportu stosuje Słowacja, Chorwacja, Włochy (50 proc. pełnej liczby pasażerów), Portugalia (75 proc. pełnej liczby pasażerów) oraz Irlandia (25 proc. pełnej liczby pasażerów). Szwecja jedynie zaleca operatorom transportu publicznego zmniejszenie liczby pasażerów.
Czy interpelacja przyniesie skutek? Jeśli postępować będzie stopniowe odmrażanie gospodarki, w oczywisty sposób wzrosną również potrzeby przewozowe Polaków. Tych mogą nie być w stanie obsłużyć środki komunikacji z narzuconymi limitami. Obecnie za ich złamanie często karani bywają kierowcy, którym trudno jest obsługiwać kurs i jednocześnie sprawdzać limit wsiadających osób. Transportowcy taką zmianę z pewnością przyjęliby więc z ulgą.