Polski samochód nie powstanie, pogódźcie się z tym
Od kilku lat Polacy czekają, kiedy wreszcie ziści się sen o wielkim powrocie polskiej motoryzacji. Dla wielu ten powrót już nastąpił - mamy Arrinerę, mamy liczne syreny i warszawy. Ale czy na pewno o to nam chodzi?
08.02.2017 | aktual.: 01.10.2022 20:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Maluch, Polonez, Duży Fiat, Syrena, Warszawa, Żuk, Nysa, Mikrus - mamy co wymieniać, kiedy dyskutujemy o polskiej motoryzacji. Część konstrukcji, do których mamy tak duży sentyment, to auta produkowane na zewnętrznej licencji, część to nasze własne twory. Ale dziś została z tego już tylko prężna społeczność fanów. Tylko albo aż.
Z roku na rok obserwuję coraz większe zaangażowanie polskich kierowców w propagowanie naszej narodowej kultury automobilistycznej. Jako entuzjastę czterech kółek nic nie cieszy mnie bardziej niż coraz częstsze i coraz liczniejsze zloty (równie entuzjastycznie podszedłbym chyba tylko do benzyny po mniej niż 4 zł za litr). Równolegle rośnie pragnienie powrotu złotych czasów polskiej motoryzacji. Każda kolejna informacja o tym, że powstanie nowa syrenka czy współczesna interpretacja warszawy, rozchodzi się silnym echem w mediach, w tym także społecznościowych.
To pragnienie, wynikające po części z sentymentu, a trochę z samej wewnętrznej chęci posiadania prawdziwego, polskiego samochodu, po prostu, żeby pokazać innym, że też umiemy, zdaje się przysłaniać sedno. Jesteśmy tak bardzo zapatrzeni w tę wizję, że przestajemy sobie zdawać sprawę z tego, że przed oczami mamy karykaturę swojego marzenia. Czas spojrzeć na to z punktu widzenia nawet niekoniecznie pesymisty, co realisty.
W najbliższym czasie nie doczekamy się produkcji polskiego samochodu. I nie mam tu na myśli roku, dwóch, ale przynajmniej dekady. Polskiego samochodu, o jakim marzycie, nie będzie.
Uprzedzę komentarze, zanim jeszcze się pojawią. Wiem, że Arrinera już ma jeżdżące prototypy. Wiem też, że zespół pasjonatów, który tworzył podwaliny tego auta, to fantastyczni ludzie, bo miałem okazję ich poznać. Jednak tego pokroju projekty nie są tym, czego chcemy. Nawet jeśli Arrinera w końcu wprowadzi do produkcji auto drogowe, to nie będzie to wóz produkowany w Polsce, tylko w Wielkiej Brytanii, dokładniej w hrabstwie Cambridgeshire.
Z Arrinerą jest jeszcze jeden problem. Żebyśmy znów dostali samochód o fenomenie pokroju Malucha czy Poloneza, musielibyśmy mówić o produkcji masowej. To musi być spełnienie masowego marzenia. Sportowe czy luksusowe wozy, kosztujące fortunę, są tak bardzo abstrakcyjne i oderwane od rzeczywistości przeciętnego Kowalskiego, że zwyczajnie nie nadają się do spełnienia naszego marzenia.
Czemu produkcja naszego masowego auta nie jest możliwa? Powód jest prosty - pieniądze. Wybudowanie fabryki dla masowego auta to jeden problem, liczony w miliardach. Drugi to same koszty zaprojektowania takiego pojazdu.
Tu mam doskonały przykład, który powinien uzmysłowić o jakich kwotach mowa. Producent, którego nazwy nie mogę tu wymienić, wprowadzał 3 lata temu na rynek nowego SUV-a. Jak dowiedziałem się od znajomego pracownika tego przedsiębiorstwa, na dosyć zaawansowanym etapie projektowania konstruktorzy zauważyli, że z różnych względów muszą zmienić rodzaj maski. W początkowych założeniach miała otwierać się do przodu, wraz z częścią okalającą reflektory. Ostatecznie jednak jej kierunek działania miał być odwrotny. Dodatkowo jej powierzchnia miała być mniejsza - nie obejmowała reflektorów. Koszt przeprojektowania samej maski i jej otoczenia wyniósł półtora miliona euro, czyli przy obecnym kursie blisko 6,5 mln zł. Stworzenie takiego auta od zera jest więc kosztem absurdalnie dużym.
Jest jeszcze jedna strona tego motoryzacyjnego medalu. Wielki sukces Malucha i innych mniej lub bardziej polskich samochodów wynikał z samego okresu, który kilka dekad temu przechodziliśmy. Każdy kraj prędzej czy później przechodzi proces zmotoryzowania mas. To, jak szybko taki pojazd pojawi się w danym kraju, może być wyznacznikiem tego, jak bardzo rozwinięta jest jego gospodarka. Tylko spójrzcie: Ford Model T produkowany od 1908, Volkswagen Typ 1 (Garbus) od 1938 - tego typu małych aut dla ludu jest więcej. Każdy kraj został zmotoryzowany przez jeden czy dwa modele.
Jeśli już raz taki proces zaszedł, drugi raz go nie będzie. Dla nas oznacza to, że nie będzie drugiego Malucha czy Syreny. Osoby, które czekają na nadejście takich aut, muszą zrozumieć, że nawet jeśli kiedyś powstanie nowa interpretacja tych aut i jakimś cudem zobaczymy jej masową produkcję, nie będzie ona nieść ze sobą takiego ładunku emocjonalnego, który może być bardziej istotny od flagi powiewającej nad zakładem produkcyjnym.
Drugi raz Malucha nie będzie. Pogódźcie się z tym i kupujcie polskie klasyki i youngtimery, póki jeszcze są na rynku tanie egzemplarze.