"Pierwsza śmiertelna ofiara podziałała na wyobraźnię". Kierowcy MPK z obawami przed koronawirusem wyjeżdżają w trasy
"Pomimo stworzenia tej strefy, czułem się, jakbym przez pół dnia siedział w szambie po same uszy" - pisze jeden z kierowców warszawskiego autobusu. W związku z obecnością koronawirusa w Polsce ruch w komunikacji miejskiej zdecydowanie spadł, ale i tak siedzący za kółkiem obawiają się choroby. Zwłaszcza, że strefy są ignorowane, a kierowcy i tak muszą opuszczać swoje miejsce pracy.
16.03.2020 | aktual.: 22.03.2023 12:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Wydzielone strefy są potrzebne. Nie dają 100 proc. pewności, ale minimalizują ryzyko zakażenia - mówi mi jeden z kierowców jeżdżących autobusem po Łodzi, w kontekście zagrożenia epidemicznego koronawirusem. Tzw. strefy buforowe zostały wprowadzone w środkach komunikacji miejskiej, by oddzielić pracowników MPK od pasażerów.
W niektórych przypadkach – jak wskazują kierowcy na specjalnych grupach – są one ignorowane i niszczone, ale to pojedyncze sytuacje. Podobny sposób walki z koronawirusem zastosowały również inne kraje. Pojazdy komunikacji miejskiej są dodatkowo dezynfekowane, choć w zależności od miast stopień działań jest różny. Pasażerowie są też informowani o zaleceniach na bieżąco. W czasie podróży słyszą specjalnej komunikaty.
Przewoźnicy podkreślają, że bilety można kupować przez aplikację, a w ostateczności biletomat można obsługiwać ołówkiem lub skrawkiem ubrania. Koronawirus SARS-Cov-2 przenosi się drogą kropelkową.
– Myślę, że pierwsza śmiertelna ofiara podziałała na wyobraźnię – stwierdza jeden z łódzkich kierowców. – Jeśli chodzi o liczbę pasażerów to widać ich mniej – dodaje.
Mniejsze obłożenie komunikacji miejskiej nie jest jednak przypadkiem.
– Zauważalnie spadła liczba pasażerów, na co pewnie miało wpływ zamknięcie szkół – zauważa kierowca, który na co dzień krąży po Warszawie. – Powinny być skrócone czasy pracy, powinno być dużo mniej autobusów – dodaje. Łódź już przechodzi na sobotni rozkład jazdy.
Choć firmy komunikacyjne starają się jak mogą i wprowadzają ułatwienia dla kierowców (np. nie meldują się oni na ekspedycjach zlokalizowanych na krańcach), wciąż zdarza im się popełniać najprostsze błędy.
– Nie mamy rękawiczek jednorazowych – oburza się kierowca pragnący zachować anonimowość. – A w przypadku osoby na wózku inwalidzkim mamy obowiązek wyjść i pomóc takiej osobie wejść do środka – zauważa.
Na razie ruch komunikacji miejskiej nie został wstrzymany i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. Rząd zaleca, by w związku z obecnością koronawirusa w Polsce zrezygnować z przejazdów, jeśli tylko to możliwe. Alternatywą są taksówki, gdzie każdy przejazd jest rejestrowany. Również w tym środku transportu podejmowane są kolejne działania, jak chociażby montaż barier oddzielających kierowcę od pasażera.