Papież Franciszek sprzedał swoje lamborghini. Ktoś grubo "przepłacił"
Papieskie lamborghini wystawione na aukcję charytatywną w Monako zostało sprzedane za 715 tys. euro. Sprawdźmy, ile ktoś za nie "przepłacił" (oczywiście w szczytnym celu).
15.05.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W ubiegłym roku białe lamborghini huracán RWD zostało podarowane papieżowi Franciszkowi przez producenta włoskich supersamochodów. Egzemplarz został wykonany w jednym egzemplarzu w programie Ad Person jako wersja specjalna dla głowy Kościoła Katolickiego. Biały lakier Bianco Monocerus przyozdobiono paskami o nazwie Giallo Tiberin. Kolorystyka nawiązuje więc do barw papieskich.
Natomiast nie do końca wersja samochodu odpowiada osobie. Wściekła 580-konna bestia ma napęd na tylną oś, przez co jest diabelsko narowista, gdy pojechać nią szybciej.
Dom aukcyjny RM Sotheby's oszacował cenę superauta na ok. 180 tys. euro, gdyż jest to wersja specjalna, jedyna w swoim rodzaju. Informacja jest o tyle dziwna, że taki samochód startuje z ceną od poziomu ok. 220 tys. euro, a mówimy o nieużywanym egzemplarzu.
Tym bardziej niezrozumiałe jest to, że spodziewano się, iż białe "lambo" zostanie sprzedane za ok. 250-350 tys. euro, co daje ładną sumkę 1-1,5 mln zł, ale też i zwyczajną cenę rynkową bogato wyposażonej wersji na indywidualne zamówienie. Przeliczono się, być może w pełni świadomie, tyle że w drugą stronę.
Samochód na aukcji w Monako został sprzedany za - bagatela! – 715 tys. euro, co po przeliczeniu daje kwotę ok. 3,05 mln zł. Pieniądze zostaną rozdzielone dla potrzebujących. 70 proc. kwoty trafi do zniszczonej Niniwy w Iraku. Po 10 proc. natomiast do następujących organizacji: Amici per il Centrafrica Onlus, Groupe International Chirurgiens Amis de la Main i wspólnoty związanej z postacią papieża Jana XXIII.
Nas od strony motoryzacyjnej bardziej interesuje to, ile ktoś "przepłacił" za auto, a konkretnie: co mógłby kupić, gdyby z taką walizką pieniędzy udał się do salonu Lamborghini.
Za około 330 tys. euro można zamówić Lamborghini Huracána Performante, czyli szczytową wersję tego samego modelu, ale z silnikiem o mocy 640 KM i wyścigowym niemal układem jezdnym oraz napędem na cztery koła. Dokładając koleje 230 tys. euro, można jeździć samochodami Lamborghini cały rok, bo w garażu postawicie drugi - SUV o nazwie Urus z 650-konnym silnikiem i również z napędem na cztery koła.
Za niespełna 500 tys. euro kupicie także 740-konnego, większego i szybszego Lamborghini Aventadora S lub jego otwartą odmianę Roadster. Gdybyście się dobrze dogadali z dilerem, sprzedałby wam w pakiecie wspomnianego Urusa i zmieścilibyście w kwocie zaoferowanej za papieski egzemplarz.
Podsumowując, za takie pieniądze, za jakie sprzedano lamborghini papieża Franciszka, można kupić dwa różne modele tej marki i to wcale nie w podstawowych wersjach. Tyle tylko, że żaden z nich nie będzie miał takiej historii i takiego pierwszego właściciela. Do tego ten wyjątkowy biały egzemplarz z pewnością jeszcze zyska na wartości.
Oczywiście nie twierdzę, że ktoś kupując papieskie "lambo" w jakimkolwiek stopniu przepłacił, ale te proste wyliczenia pokazują, jak wielką wartość mają bardzo drogie samochody, jeżeli mają za sobą jakąkolwiek, choćby kilkumiesięczną wyjątkową historię.