Ograniczenia w transporcie nie są już pewne. Przewoźnicy nie wiedzą, na czym stoją
Zgodnie z zapowiedzią Ministerstwa Zdrowia w środę 15 grudnia 2021 r. w życie mają wejść nowe zasady poruszania się w transporcie publicznym. Wciąż nie wiemy, jakie dokładnie. Zagadką pozostaje również to, kto ma je egzekwować. Kierowcy się boją.
14.12.2021 | aktual.: 14.03.2023 14:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przedwczesna zapowiedź?
Podczas konferencji prasowej przeprowadzonej 7 grudnia wiceminister zdrowia Waldemar Kraska ogłosił szereg zmian, czekających nas od 15 grudnia. Jedną z nich było ponowne wprowadzenie limitu liczby pasażerów w komunikacji publicznej. Obecnie nie ma w tym względzie żadnych ograniczeń. Ze słów wiceministra wynikało, że od 15 grudnia liczba osób, mogących podróżować danym pojazdem transportu publicznego, zostanie ograniczona do 75 proc. limitu wpisanego w jego dowodzie rejestracyjnym. Teraz zmiany nie są już jednak pewne.
Choć od momentu wprowadzenia w życie zapowiedzianych zmian dzielą nas nie dni, a godziny, rząd nie opublikował ostatecznej wersji nowelizacji rozporządzenia o nakazach i zakazach w związku z wystąpieniem stanu epidemii albo chociażby jego projektu. Dostępne są natomiast założenia do projektu rozporządzenia (druk RD462), wśród których pośród licznych zmian nie znajdziemy tej mówiącej o zmniejszeniu liczby pasażerów w środkach komunikacji publicznej.
Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia, w wywiadzie dla TVN24 powiedział też, że ograniczenie liczby pasażerów autobusów, tramwajów czy pociągów do 75 proc. "raczej wypadnie" z nowelizacji. Skąd taki nagły ruch? Nie od dziś wiadomo, że największym problemem jest tu egzekwowanie wprowadzanych przepisów.
Limit czysto teoretyczny
Od czasu wybuchu epidemii rząd już wielokrotnie wprowadzał limity pasażerów w środkach komunikacji i zmieniał je. W czasie najbardziej restrykcyjnych obostrzeń wynosił on 30 proc. liczby pasażerów przewidzianych w dowodzie rejestracyjnym pojazdu. Obecnie nie ma pod tym względem żadnych obostrzeń i wiele wskazuje na to, że tak pozostanie. Jeśli tak się stanie, decyzję rządu z ulgą przyjmą nie tylko pasażerowie, ale i przewoźnicy.
- Nasza rola jako organizatora transportu publicznego kończy się na informowaniu, jakie są aktualne zasady podróżowania w danym środku transportu. W praktyce nie należy się spodziewać, aby ewentualnie nałożone limity liczby pasażerów były respektowane przez wszystkich bez wyjątku. Niestety, obecnie część osób nie przestrzega nawet nakazu zakrywania maseczką ust i nosa. Czy w takim razie możemy spodziewać się, że takie osoby, widząc, że w pojeździe znajduje się nieco więcej osób, zrezygnują z jazdy i poczekają na następny kurs? - pyta Hanna Pieczyńska, rzeczniczka prasowa Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego w Szczecinie.
Realnie poprzednie regulacje o limitach pozostawały częściowo martwe. Obostrzeń nie miał bowiem kto egzekwować.
- W przepisach nie wskazano wprost, kto odpowiada za przestrzeganie limitów pasażerów w środkach transportu. Z praktycznego punktu widzenia mogę powiedzieć, że kierowcy nie są w stanie tego robić. Nie jest możliwe pogodzenie liczenia pasażerów na każdym przystanku z koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa przejazdu oraz jazdą według rozkładu. Nie ma również możliwości, by zatrudnić do tego osoby. W szczycie komunikacyjnym mamy na drogach około 300 pojazdów. Musielibyśmy z dnia na dzień zatrudnić 300 osób - ocenia.
- Jeśli zostaną wprowadzone limity, kierowcy będą informować za pomocą komunikatów głosowych o aktualnych zasadach. Nie będą jednak wypraszać pasażerów w razie przekroczenia limitów, ponieważ nie tylko obawiają się agresji słownej (ta jest już na porządku dziennym), ale boją się fizycznej napaści i pobicia. Pomóc może tylko wspólna troska o przestrzeganie zasad i rozsądne zachowania - dodaje Hanna Pieczyńska.
W chwili pisania tego artykułu ani w Dzienniku Ustaw, ani w Rządowym Centrum Legislacji nie udostępniono tekstu nowelizacji rozporządzenia. Wprowadzenia limitów w komunikacji nie można więc ani potwierdzić, ani z całą stanowczością mu zaprzeczyć. Stawia to w trudnej sytuacji nie tylko przewoźników, ale i pasażerów.
Aktualnie w środkach komunikacji publicznej obowiązuje jedynie nakaz zakrywania maseczką ust i nosa. Policja prowadzi bieżące kontrole w autobusach czy tramwajach. Osoby łamiące przepisy narażają się na mandat w wysokości do 500 zł, a w razie odmowy jego przyjęcia grzywnę od sanepidu. Ta może jednak wynieść aż do 30 tys. zł.