Ograniczenia w transporcie nie są już pewne. Przewoźnicy nie wiedzą, na czym stoją
Zgodnie z zapowiedzią Ministerstwa Zdrowia w środę 15 grudnia 2021 r. w życie mają wejść nowe zasady poruszania się w transporcie publicznym. Wciąż nie wiemy, jakie dokładnie. Zagadką pozostaje również to, kto ma je egzekwować. Kierowcy się boją.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przedwczesna zapowiedź?
Podczas konferencji prasowej przeprowadzonej 7 grudnia wiceminister zdrowia Waldemar Kraska ogłosił szereg zmian, czekających nas od 15 grudnia. Jedną z nich było ponowne wprowadzenie limitu liczby pasażerów w komunikacji publicznej. Obecnie nie ma w tym względzie żadnych ograniczeń. Ze słów wiceministra wynikało, że od 15 grudnia liczba osób, mogących podróżować danym pojazdem transportu publicznego, zostanie ograniczona do 75 proc. limitu wpisanego w jego dowodzie rejestracyjnym. Teraz zmiany nie są już jednak pewne.
Choć od momentu wprowadzenia w życie zapowiedzianych zmian dzielą nas nie dni, a godziny, rząd nie opublikował ostatecznej wersji nowelizacji rozporządzenia o nakazach i zakazach w związku z wystąpieniem stanu epidemii albo chociażby jego projektu. Dostępne są natomiast założenia do projektu rozporządzenia (druk RD462), wśród których pośród licznych zmian nie znajdziemy tej mówiącej o zmniejszeniu liczby pasażerów w środkach komunikacji publicznej.
Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia, w wywiadzie dla TVN24 powiedział też, że ograniczenie liczby pasażerów autobusów, tramwajów czy pociągów do 75 proc. "raczej wypadnie" z nowelizacji. Skąd taki nagły ruch? Nie od dziś wiadomo, że największym problemem jest tu egzekwowanie wprowadzanych przepisów.
Limit czysto teoretyczny
Od czasu wybuchu epidemii rząd już wielokrotnie wprowadzał limity pasażerów w środkach komunikacji i zmieniał je. W czasie najbardziej restrykcyjnych obostrzeń wynosił on 30 proc. liczby pasażerów przewidzianych w dowodzie rejestracyjnym pojazdu. Obecnie nie ma pod tym względem żadnych obostrzeń i wiele wskazuje na to, że tak pozostanie. Jeśli tak się stanie, decyzję rządu z ulgą przyjmą nie tylko pasażerowie, ale i przewoźnicy.
- Nasza rola jako organizatora transportu publicznego kończy się na informowaniu, jakie są aktualne zasady podróżowania w danym środku transportu. W praktyce nie należy się spodziewać, aby ewentualnie nałożone limity liczby pasażerów były respektowane przez wszystkich bez wyjątku. Niestety, obecnie część osób nie przestrzega nawet nakazu zakrywania maseczką ust i nosa. Czy w takim razie możemy spodziewać się, że takie osoby, widząc, że w pojeździe znajduje się nieco więcej osób, zrezygnują z jazdy i poczekają na następny kurs? - pyta Hanna Pieczyńska, rzeczniczka prasowa Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego w Szczecinie.
Realnie poprzednie regulacje o limitach pozostawały częściowo martwe. Obostrzeń nie miał bowiem kto egzekwować.
- W przepisach nie wskazano wprost, kto odpowiada za przestrzeganie limitów pasażerów w środkach transportu. Z praktycznego punktu widzenia mogę powiedzieć, że kierowcy nie są w stanie tego robić. Nie jest możliwe pogodzenie liczenia pasażerów na każdym przystanku z koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa przejazdu oraz jazdą według rozkładu. Nie ma również możliwości, by zatrudnić do tego osoby. W szczycie komunikacyjnym mamy na drogach około 300 pojazdów. Musielibyśmy z dnia na dzień zatrudnić 300 osób - ocenia.
- Jeśli zostaną wprowadzone limity, kierowcy będą informować za pomocą komunikatów głosowych o aktualnych zasadach. Nie będą jednak wypraszać pasażerów w razie przekroczenia limitów, ponieważ nie tylko obawiają się agresji słownej (ta jest już na porządku dziennym), ale boją się fizycznej napaści i pobicia. Pomóc może tylko wspólna troska o przestrzeganie zasad i rozsądne zachowania - dodaje Hanna Pieczyńska.
W chwili pisania tego artykułu ani w Dzienniku Ustaw, ani w Rządowym Centrum Legislacji nie udostępniono tekstu nowelizacji rozporządzenia. Wprowadzenia limitów w komunikacji nie można więc ani potwierdzić, ani z całą stanowczością mu zaprzeczyć. Stawia to w trudnej sytuacji nie tylko przewoźników, ale i pasażerów.
Aktualnie w środkach komunikacji publicznej obowiązuje jedynie nakaz zakrywania maseczką ust i nosa. Policja prowadzi bieżące kontrole w autobusach czy tramwajach. Osoby łamiące przepisy narażają się na mandat w wysokości do 500 zł, a w razie odmowy jego przyjęcia grzywnę od sanepidu. Ta może jednak wynieść aż do 30 tys. zł.