Nowe przepisy o przeglądach. Diagnosta kontra rządowe propozycje
W Polsce badania technicznego nie zalicza 2,3 proc. pojazdów. W Niemczech jest to 16 proc. Co zrobić, by w końcu uszczelnić system kontroli technicznej w naszym kraju? Na to pytanie odpowiedział nam diagnosta.
24.01.2022 | aktual.: 14.03.2023 13:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Według danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców w 2021 r. przeglądu technicznego nie zaliczyło 2,26 proc. pojazdów, które podeszły do badania. Według Ministerstwa Infrastruktury w Niemczech ten odsetek wynosi aż 16 proc. Jak łatwo się domyślić, różnica nie wynika z tego, że po naszej stronie Odry o auta dbamy bardziej niż nasi zachodni sąsiedzi. To, że system badań technicznych pojazdów jest w Polsce nieszczelny, jawnie przyznaje już nawet Ministerstwo Infrastruktury. Co należałoby zrobić, by zmienić sytuację? O to zapytałem specjalistę z branży i porównałem jego odpowiedzi z proponowanymi zapisami nowelizacji przepisów.
Po pierwsze — zdjęcia
- Przede wszystkim należy zwiększyć wymagania co do przeprowadzanych badań technicznych. Absolutną podstawą powinien być obowiązek fotografowania pojazdu, który poddawany jest badaniu. Dziś część firm w tej branży działa nieuczciwie. Podbija się pieczątki pojazdom, które w ogóle nie pojawiły się na stacji i za takie "badanie" inkasuje się na przykład 200 zł — mówi Autokult.pl Łukasz Worwa, współwłaściciel stacji kontroli pojazdów.
Taka zmiana pojawiła się w projekcie nowelizacji przepisów, która (podobno) ma wejść w życie przed końcem 2022 r. Jak ma to wyglądać w praktyce? "Dokumentacja fotograficzna zawiera wyraźne zdjęcie przedstawiające bryłę pojazdu wraz z tablicą rejestracyjną na stanowisku kontrolnym do wykonywania badań technicznych i zdjęcie przedstawiające wskazanie drogomierza oraz informacje dotyczące daty i godziny jej wykonania" - czytamy w projekcie nowych przepisów.
Dokumentacja zdjęciowa ma być przechowywana na stacji przez pięć lat. Chodzi o to, by w razie kontroli zakładu możliwe było sprawdzenie, czy dany pojazd rzeczywiście pojawił się na stacji kontroli pojazdów. A co jeśli właściciel stacji nie będzie mógł przedstawić dokumentacji zdjęciowej?
Po drugie — kary
- Należy wprowadzić radykalne konsekwencje dla takich przedsiębiorców. Przepis, który mówiłby, że w razie wykrycia takiego oszustwa firmę się zamyka i nie wolno już prowadzić stacji kontroli pojazdów pod danym adresem i na maszynach zamkniętej stacji (maszyny są numerowane, więc da się to sprawdzić) – dodaje Łukasz Worwa.
Zgodnie z proponowanymi przepisami kontrolujący stacje pracownicy Transportowego Dozoru Technicznego będą mogli uczestniczyć w przeprowadzaniu badań technicznych i sprawdzać dokumentację tych badań, które już zostały przeprowadzone. Wydanie pozytywnego wyniku badania bez faktycznego sprawdzenia pojazdu w projekcie nazwano rażącym naruszeniem. Za taką czynność TDT może cofnąć uprawnienia diagnoście. Ten będzie mógł je odzyskać najwcześniej po upływie dwóch lat. Diagnosta, który wykona badania niezgodnie z ich zakresem bądź bez użycia odpowiednich przyrządów, narazi się na karę 2000 zł.
Po trzecie — koniec furtki po wpadce
- Powinno się też zmienić przepisy tak, by w razie odebrania dowodu rejestracyjnego, na przykład przez policję, trzeba było pojechać na stację prowadzoną przez Transportowy Dozór Techniczny, a nie tam, gdzie zwykle. Po wprowadzeniu takich zmian współczynnik negatywnych wyników badań technicznych wzrósłby do 30 proc. — mówi Autokult.pl Łukasz Worwa, współwłaściciel stacji kontroli pojazdów.
Obecna wersja projektu nowelizacji nie przewiduje stworzenia sieci stacji kontroli pojazdów o szczególnych uprawnieniach i prowadzonych przez Transportowy Dozór Techniczny. Ministerstwo Infrastruktury planowało taki ruch wcześniej, ale wycofało się z niego. W efekcie — po zmianie przepisów — osoba, której zatrzymano dowód rejestracyjny, będzie mogła pojechać na badanie sprawdzające tam, gdzie jeździ zwykle, by uregulować sprawę "po starej znajomości". Obecnie przepisy umożliwiają likwidację policyjnego zapisu o zatrzymanym dowodzie rejestracyjnym bezpośrednio przez diagnostę po badaniu technicznym, więc wydaje się, że sprawa nie będzie nastręczała kłopotów.
Po czwarte — powinno być drożej
- Problemem jest również niska cena przeglądów. Ustanowione przed laty stawki aktualnie nie odpowiadają kosztom prowadzenia działalności. Dla uczciwych firm oznacza to balansowanie na granicy opłacalności. Sama linia diagnostyczna kosztuje 700 tys. zł. Na stworzenie od podstaw nowej okręgowej stacji kontroli pojazdów nasza spółka wydała 5 mln zł netto. Tymczasem wpływy są takie, że gdyby nie nasze inne działalności gospodarcze, musielibyśmy zamknąć stację. Przy dzisiejszych wzrostach cen, choćby za media, nawet kwota 150 zł netto, proponowana przez Polską Izbę Stacji Kontroli Pojazdów, przestaje być wystarczająca. Na razie ministerstwo nie podaje jednak żadnego konkretnego terminu wprowadzenia zmian w cenniku. Wciąż nie wprowadzono również unijnej dyrektywy 2014/45/UE, która uszczelniłaby system kontroli pojazdów. W efekcie sytuacja skłania część przedsiębiorców do nieuczciwych zachowań – dodaje Łukasz Worwa.
Trudno nie przyznać racji takim argumentom. Cennik przeglądów nie zmienił się od 2004 r. Ciężko dziś znaleźć produkt czy usługę, która obecnie jest tańsza niż wówczas, albo kogoś, kto obecnie zarabia mniej niż wtedy. Rząd w odpowiedzi na inicjatywę Rzecznika Praw Obywatelskich poinformował, że na razie nie trwają prace nad zmianą cennika, ale będzie to możliwe po wprowadzeniu nowelizacji przepisów o przeglądach. Środowisko przedsiębiorców branży chciałoby, aby było to przynajmniej 150 zł netto, czyli ponad 180 zł brutto w przypadku auta osobowego. Dziś płaci się 99 zł.
Polacy oszczędzają na samochodach. Z kolei policjanci niezbyt często sprawdzają stan techniczny pojazdów, który ma przecież ogromny wpływ na bezpieczeństwo na drodze. Zmiana tego stanu rzeczy jest potrzebna, choć dla wielu kierowców będzie bolesna.