Wyniki przeglądów w 2021 r. zaskoczyły. Więcej kierowców dostało pieczątkę
W teorii rok 2021 powinien zakończyć się większym odsetkiem negatywnych wyników badań technicznych pojazdów. Stało się jednak inaczej. Wbrew zmianom na rynku i w przepisach rewolucji nie było. Tę może przynieść zmiana przepisów. Ale nie musi.
24.01.2022 | aktual.: 14.03.2023 13:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Piecząteczka się należy
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że czasy, gdy coś należy się za samą obecność, mamy już za sobą. W przypadku przeglądów technicznych pojazdów nie jest to jednak prawdą. Tak przynajmniej wynika z najnowszych statystyk.
Jak wynika z oficjalnych danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców,w 2021 roku przeprowadzono łącznie 19 516 315 badań technicznych pojazdów. Spośród nich 440 488 zakończyło się wynikiem negatywnym. Oznacza to, że pieczątki nie otrzymało 2,26 proc. aut, które podeszły do przeglądu. W 2020 r. odsetek ten wyniósł 2,45 proc. Dlaczego to niepokojące dane?
Skoro jest tak dobrze, to nie powinniśmy się martwić. Nic podobnego. Teoretycznie liczba negatywnych wyników przeglądów powinna w 2021 r. wzrosnąć przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, do Polski sprowadzane są coraz starsze samochody używane. Według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego w 2021 r. w kraju zarejestrowano 859,1 tys. sprowadzonych z zagranicy samochodów. To o 11,3 proc. więcej niż w r. 2020. Jednocześnie były one starsze.
Tylko 9,9 proc. aut sprowadzonych do Polski w 2021 r. liczyło sobie do 4 lat (w 2020 r. było to 10,9 proc.). 32,3 proc. samochodów miało od 4 do 10 lat (w 2020 r. 33,5 proc.), a aż 57,8 proc. więcej niż 10 lat (w 2020 r. 55,5 proc.). Według wyliczeń PZPS średni wiek zarejestrowanego w Polsce pojazdu w 2020 r. wynosił 14,3 roku. Danych za rok 2021 jeszcze nie ma, ale wszystko wskazuje na to, że rezultat będzie gorszy. W teorii powinno to oznaczać większą liczbę negatywnych wyników przeglądów. Nic takiego się nie stało.
Liczba przypadków odmowy przybicia pieczątki powinna wzrosnąć również z drugiego powodu. 4 grudnia 2020 r. w życie weszła duża transza zmian związanych z wprowadzeniem kolejnego etapu tzw. pakietu deregulacyjnego dla kierowców. Nowe przepisy zdelegalizowały możliwość korzystania ze zmniejszonych tablic rejestracyjnych w samochodach, które konstrukcyjnie mają miejsce na standardowe "blachy".
Po wprowadzeniu skróconych tablic rejestracyjnych takich aut na ulicach było sporo. Wielu kierowców zmieniało "blachy" dla – często wątpliwego – efektu wizualnego. Od 4 grudnia 2020 r. taki pojazd w teorii nie może przejść badania technicznego. Skutku nowego przepisu nie widać jednak w danych o badaniach technicznych. Albo więc kierowcy rzucili się do urzędów, by oddać krótkie tablice rejestracyjne, albo jakoś "dogadali się" z diagnostami, by ci patrzyli przez palce. Zaskakujące? Ani trochę.
Rząd widzi, ale się nie spieszy
Od lat tajemnicą poliszynela jest to, że polski system badań technicznych pojazdów jest mocno dziurawy. Oficjalnie przyznaje to nawet strona rządowa. W odpowiedzi na pismo RPO w sprawie zmiany cennika badań technicznych pojazdów Bogdan Oleksiak, dyrektor Departamentu Transportu Drogowego w Ministerstwie Infrastruktury, napisał:
"Z danych uzyskanych z centralnej ewidencji pojazdów wynika, że w Polsce zaledwie niespełna 2 proc. pojazdów nie przechodzi badania technicznego. Natomiast w Niemczech badań technicznych nie przechodzi blisko 16 proc. pojazdów. Taka różnica nie wskazuje na bardzo dobry stan floty samochodowej w Polsce w stosunku do floty pojazdów użytkowanych w Niemczech, ale po dokonaniu głębszej analizy, w szczególności wieku tej floty w Polsce (średni wiek pojazdu wynosi 13 lat) z dużym prawdopodobieństwem należy wskazać na znaczne uchybienia w przeprowadzaniu badań technicznych oraz na niedoskonałość, wręcz niewydolność obecnego systemu prawa".
Rząd doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji, ale nie spieszy się z tworzeniem nowych przepisów. Polska wciąż nie wprowadziła zmian, które przewiduje dyrektywa 2014/45/UE. Wszystkie unijne państwa miały uwzględnić przesłanki dyrektywy w prawie krajowym do maja 2018 r. W Polsce jeszcze do tego nie doszło. Obecny projekt nowelizacji, który ma wprowadzić zmiany, utknął w martwym punkcie legislacji w lipcu 2021 r.
Jeszcze kilka miesięcy temu strona rządowa zapowiadała, że nowe przepisy o przeglądach wejdą w życie 1 stycznia 2022 r. Nic takiego się nie stało, a obecnie mówi się o wprowadzeniu zmian przed końcem 2022 r. Wśród nowości, które przewiduje nowelizacja, jest nakaz wykonywania przez diagnostę zdjęć pojazdu na stanowisku badawczym. Wszystko po to, by zlikwidować przypadki, gdy pieczątki - po "dogadaniu się" - są przybijane w dowodach pojazdów, które nawet nie pojawiły się w stacjach kontroli pojazdów.
Drugą ważną zmianą ma być wprowadzenie kary za przegląd po terminie. Osoba, która spóźni się ponad 30 dni, zapłaci dwa razy więcej. Ma to zniechęcić kierowców do unikania przeglądów. To nie rozwiązuje jednak wszystkich problemów. W obecnym kształcie nowelizacja przepisów nie wprowadzi obowiązku przechowywania przez diagnostów wyników kontroli emisji pojazdów poddawanych badaniu. Oznacza to, że nawet po zmianach problem nie zostanie rozwiązany.
Jeśli rządowi uda się już zmienić przepisy o przeglądach, potem może wziąć się za zmianę cennika badań technicznych. Te od lat są na stałym poziomie. Nic więc dziwnego, że przedsiębiorcy prowadzący stacje kontroli pojazdów nie są zachwyceni. Po ewentualnej korekcie możemy płacić ok. 180 zł za auto osobowe. Wiele wskazuje na to, że obok zmian w przepisach jest to jeden z warunków poprawy systemu kontroli pojazdów. Oby nie okazało się, że nowe warunki nie zmienią starych przyzwyczajeń.