Niemcy stanęły okoniem. Mówią "stop" i chcą silników spalinowych
Ostateczne głosowanie nad usunięciem z nowych samochodów silników spalinowych zostało odroczone na czas bliżej nieokreślony. W ostatnim momencie niemiecki minister transportu wstrzymał prace Wspólnoty. Na stole jest bowiem kwestia paliw syntetycznych.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Niemcy wycofały się ze swojego poparcia dla zablokowania sprzedaży nowych samochodów z silnikami spalinowymi od 2035 roku. Głosowanie zostało przesunięte na czas bliżej nieokreślony. Jak stwierdził jeden z urzędników, prace ruszą "we właściwym czasie".
Ruch Niemiec nie jest zaskoczeniem. Mowa tu o kraju, w którym za 5 proc. PKB (i 800 tys. miejsc pracy) odpowiada przemysł motoryzacyjny. Przejście na elektromobilność wiąże się ze zwolnieniami. Pierwszy wyłom widać chociażby w ruchu Forda, który w Kolonii zwolni 2300 osób.
– Idziemy w kierunku świata z mniejszą liczbą platform, gdzie potrzeba mniej wiedzy inżynierskiej. Dlatego też dokonujemy odpowiednich zmian – powiedziała Martin Sander, szefowa elektryfikacji Forda na Europę.
Podobny sceptycyzm do nowego prawa można zauważyć ze strony Włoch, Polski i Węgier.
Niemiecki minister transportu Volker Wissing (FDP) chce, by po 2035 roku możliwe było korzystanie z paliw syntetycznych. Wezwał Komisję Europejską do przedstawienia odpowiedniego wniosku.
Paliwa syntetyczne (czy też e-paliwa) powstają przy wykorzystaniu prądu i dwutlenku węgla. Cała idea polega na zastosowaniu obiegu zamkniętego. Dwutlenek węgla trafia do atmosfery, ale jest później wykorzystywany do stworzenia paliwa. Emisja (teoretycznie) pozostaje na zerowym poziomie. W to rozwiązanie zainwestowało już Porsche, które zamierza wykorzystywać paliwo – przynajmniej na razie – na torze.
Jedno trzeba przyznać: bycie producentem aut na Europę, gdzie brakuje jasno wyznaczonych celów na przyszłość (a co za tym idzie kierunku, w którym ma iść technologia), musi być strasznie irytujące.