Niemcy protestują przeciwko SUV‑om. I mają trochę racji
Kolejny tydzień i kolejny protest zorganizowany w Niemczech przeciwko SUV-om. Choć na pozór wydaje się, że to absurdalna inicjatywa, to w rzeczywistości uczestnikom protestów nie sposób odmówić odrobiny racji. Przeciwko SUV-om rzeczywiście można wytoczyć poważne argumenty.
15.09.2019 | aktual.: 22.03.2023 18:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
SUV-y na fali
Stwierdzenie, że SUV-y zawróciły nam w głowie, w żadnej mierze nie jest przesadą. Ten spokrewniony z samochodami terenowymi segment na dobre ukonstytuował się ledwie 20 lat temu. Mimo to już zdążył zdominować motoryzację w Europie i Stanach Zjednoczonych, a w Azji odciska silne piętno. Jak wynika z raportu JATO Dynamics, w pierwszej połowie 2019 r. aż 37,5 proc. nowych samochodów sprzedanych w Unii Europejskiej stanowiły właśnie SUV-y. To o 3 proc. więcej niż w porównywalnym okresie 2018 r.
Dlaczego zmotoryzowani tak chętnie wybierają SUV-y? Z całą pewnością są to auta bardziej imponujące niż tradycyjne modele segmentu B, C czy D. Niektórzy cenią wyższą pozycję za kierownicą, która daje lepszy przegląd sytuacji drogowej. Jednocześnie złośliwi twierdzą, że chodzi tu raczej o możliwość patrzenia z góry na większość innych zmotoryzowanych. Wielu kierowców uważa także, że są to samochody bezpieczniejsze. O tym, że nie jest to regułą, przekonał nas choćby ubiegłoroczny test zderzeniowy Euro NCAP Jeepa Wranglera. Powodów wyboru SUV-ów jest wiele. A jakie są skutki?
Mroczny przedmiot pożądania
Kilkanaście tysięcy demonstrantów, którzy pojawili się w pobliżu otwartego już dla zwiedzających salonu samochodowego we Frankfurcie, protestowało przeciwko negatywnemu wpływowi na środowisko, który powodują SUV-y. Jak akcentowano, przyczyniają się one do tego, że Niemcy obniżają emisję CO2 wolniej, niż zakładano. Zgodnie z oficjalnymi deklaracjami nasi zachodzi sąsiedzi do 2030 r. mają obniżyć emisję CO2 o 55 proc. względem emisji z 1990 r. Na razie udało się uzyskać obniżkę emisji o 30 proc., co powoduje rozgoryczenie ekologów.
Czy rzeczywiście za to zjawisko odpowiadają SUV-y? No cóż, z jednej strony niemiecka gospodarka jest ogromna, ale rzeczywiście SUV-y podczas jazdy emitują więcej CO2 niż ich tradycyjne odpowiedniki. W 2018 r. średnia emisja dwutlenku węgla wyniosła 120,5 g/km i była o 2,8 g CO2/km wyższa niż w 2017 r. Odpowiedzialnością za ten skok po kilku latach ciągłego spadku obarczono dwa czynniki – spadającą popularność diesli, które emitują mniej CO2 (ale za to więcej tlenków azotu), a także rosnącą popularność SUV-ów.
W 2018 r. nowy mały SUV emitował średnio 121 g CO2/km, podczas gdy jego tradycyjny odpowiednik o podobnej długości 105 g/km. W przypadku aut kompaktowych było to odpowiednio 130 g CO2/km oraz 115 g CO2/km. SUV-y średniej wielkości wyemitowały przeciętnie 140 g CO2/km, a auta segmentu D 125 g CO2/km. W przypadku dużych SUV-ów średnia emisja wyniosła 170 g CO2/km. Podobnej wielkości limuzyny emitowały średnio niespełna 150 g CO2/km.
Producenci samochodów są dziś w naprawdę schizofrenicznej sytuacji. Z jednej strony chcą mieć w ofercie jak najwięcej SUV-ów, by sprostać oczekiwaniom klientów. Z drugiej strony doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to właśnie SUV-y oddalają ich od osiągnięcia w 2021 r. średniej emisji dla oferowanej floty wynoszącej 95 g CO2/km. Ci, którym nie uda się spełnić unijnych norm, będą musieli liczyć się z karami liczonymi w setkach milionów euro. Rozwiązaniem tego problemu są oczywiście SUV-y o napędzie elektrycznym, które CO2 nie emitują w ogóle. Problemem jest tu jednak cena. Jak słusznie zauważył szef koncernu PSA Carlos Tavares, utrzymanie takiej sytuacji doprowadzi do tego, że na nowe auta będzie stać jedynie najzamożniejszych.
Pieszy kontra kamienica na kołach
Tydzień temu w Niemczech odbyła się inna manifestacja. Po tragicznym wypadku, w którym kierowca porsche macana wjechał na chodnik i doprowadził do śmierci czterech osób, domagano się zmian w organizacji ruchu w centrach miast. Stephan von Dassel, burmistrz berlińskiej dzielnicy Mitte, w swoim wpisie w mediach społecznościowych stwierdził, że "samochody przypominające czołgi" nie mają czego szukać w centrum miasta.
I w tym postulacie jest trochę racji. Według opracowania IIHS-u, amerykańskiej instytucji państwowej zajmującej się kwestiami bezpieczeństwa w transporcie, liczba przypadków potrąceń przez SUV-y wzrosła pomiędzy 2009 a 2016 r. aż o 81 proc. Jak wynika z komentarza serwisu "Jalopnik", nie jest to wzrost adekwatny do zwiększenia się liczby tego typu aut na drogach. Amerykańscy dziennikarze winią za ten wynik oczywiste właściwości SUV-ów, które są cięższe i większe od tradycyjnych aut, przez co utrudniają dostrzeżenie pieszego lub odpowiednio szybką reakcję.
Nie każda moda jest korzystna. W przypadku SUV-ów można mówić o sporych kontrowersjach. By zniwelować większe zagrożenie, jakie powodują względem pieszych, konieczne jest wyposażanie ich w szereg aktywnych systemów bezpieczeństwa, które są zdolne do rozpoznania zagrożenia i zahamowania zanim dojdzie do potrącenia. By zlikwidować problem wyższej emisji CO2, SUV-y trzeba zelektryfikować. Kłopot w tym, że to sporo kosztuje. Klienci słono zapłacą za rozwiązanie problemów, które w części sami stworzyli.