Nie ustępuję pierwszeństwa pieszym, żeby ich ratować. Tak działają polskie drogi
Wypadek BMW na warszawskich Bielanach jest kolejnym dowodem na to, że przejścia na drogach wielopasmowych są jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na polskich drogach. Stresują nie tylko pieszych, ale i kierowców. Jedni i drudzy muszą chwytać się na nich kontrowersyjnych, a czasem wręcz sprzecznych z prawem rozwiązań.
21.10.2019 | aktual.: 22.03.2023 17:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Już podstawowe dane w policyjnych statystykach wskazują, że przejścia dla pieszych są jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na polskich drogach. Nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na przejściu było w 2018 roku trzecią najczęstszą przyczyną wypadków drogowych. Zginęło w nich 216 osób, czyli 10 procent wszystkich ofiar śmiertelnych z tego okresu.
Liczby te nie mówią jednak wszystkiego. Porównując je z danymi za rok 2017 widzimy, że liczba zabitych wzrosła, choć samych wypadków było mniej. Kierowcy jeżdżą w terenie zabudowanym coraz szybciej. Wprowadzenie ostrzejszej kary - konfiskaty prawa jazdy na trzy miesiące za przekroczenie prędkości o 50 km/h - nic nie dało. Tylko w pierwszej połowie 2019 roku na takim wykroczeniu złapano dziewiętnaście tysięcy kierowców. To aż o 70 proc. więcej niż w analogicznym okresie w roku poprzednim.
Potrącenia pieszych w miastach są przez to coraz bardziej tragiczne w skutkach. Już w zeszłym roku przy potrąceniach na przejściach, których przyczyną było niedostosowanie prędkości, ginął jeden na pięciu pieszych. Zeszłej niedzieli był to 33-letni ojciec, który spod kół rozpędzonego BMW zdążył wypchnąć swoją żonę i trzyletnie dziecko.
Przejścia dla pieszych są miejscem coraz bardziej niebezpiecznym. Prowadzą także do coraz większych napięć pomiędzy uczestnikami ruchu drogowego. Przepisy jednoznacznie wskazują, że za wyprzedzanie przed lub na przejściu dla pieszych przewidziany jest mandat w wysokości 200 zł. W przypadku omijania pojazdu, który zatrzymał się celem udzielenia pierwszeństwa pieszemu, taryfikator przewiduje 500 zł kary i 10 punktów karnych.
Jak można przekonać się z lektury komentarzy pod artykułami poruszającymi ten problem na Autokulcie, dla jednych takie kary są śmiesznie małe biorąc pod uwagę potencjalne konsekwencje. Inni uważają z kolei, że przepis zakazu wyprzedzania na drogach wielopasmowych jest łatwy do nadinterpretacji i stanowi kolejny powód do strofowania kierowców.
Niebezpieczeństwo na przejściach dla pieszych dostrzega jednak wielu prowadzących samochody - włącznie ze mną. Należę do tej grupy, która na drogach wielopasmowych stresuje się obecnością pieszych tak jak oni sami i staram się im pomóc. Złapałem się na tym, że w wielu przypadkach prowadzi to do sytuacji, w której... nie ustępuję im pierwszeństwa. Wymuszam na nich pozostanie na chodniku w obawie, że gdy ja wpuszczę ich na drogę, rozpędzony samochód na pasie obok nie zrobi tego samego i doprowadzi to do tragedii. Dokładnie tak sprawa rozegrała się także ostatniej niedzieli.
Nie przepuszczanie pieszych przed szczególnie niebezpiecznymi przejściami nie jest jednak satysfakcjonującym mnie rozwiązaniem. Profesor Adam Tarnowski, psycholog transportu, przyznaje jednak, że moja strategia, choć zła, nie jest nienaturalna.
- Obawa przed wpuszczeniem pieszego na jezdnię jest uzasadniona. W Polsce mamy do siebie mało zaufania na drogach. Wolimy założyć, że inni wokół nas nie będą przestrzegać przepisów. I niestety, często mamy rację - przyznaje psycholog. - Co więcej, wielu kierowców kompletnie nie zwraca uwagi na sygnały napływające z otoczenia. Jeśli jeden uczestnik ruchu zwalnia, nie oznacza to automatycznie, że inni też zwolnią. Zareagują dopiero, gdy zobaczą niebezpieczeństwo na własne oczy, a wtedy może już być za późno - dodaje.
Ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego widzi jednak inną genezę tego problemu niż ja. Kierowcy w Polsce niewątpliwie mają poczucie wyższości nad pieszymi i decydują za nich, co mają zrobić. Nie musi to jednak wynikać z arogancji czy braku wyobraźni.
- Kierowcy mają poczucie, że stoją przed koniecznością podejmowania decyzji, ponieważ dla nich czas na drodze biegnie znacznie szybciej. Pieszy porusza się wolniej, ma większe pole wyboru, co chce zrobić na drodze - twierdzi profesor Tarnowski. Kierowcy często czują więc, że nie mają wyboru i to oni muszą decydować na drodze. Ten wybór mieliby, gdyby tylko jeździli wolniej.
Moje poczucie, że zachowanie zgodnie z przepisami i zwolnienie przed przejściem dla pieszych doprowadziłoby do niebezpiecznej sytuacji dowodzi, że na polskich drogach nadal w wielu miejscach dochodzi do patologii. Co więc można z tym zrobić? Czy rozwiązaniem są jeszcze ostrzejsze przepisy, jeszcze wyższe mandaty?
Moim zdaniem bardziej potrzebne jest skuteczniejsze egzekwowanie już tych istniejących regulacji. To jednak wymaga zmiany ogólnych norm i sposobu myślenia polskich kierowców, co będzie nieporównywalnie trudniejsze do przeprowadzenia niż zapisanie paru paragrafów na papierze.