Będzie problem z egzaminami na prawo jazdy. Wszystko przez nowe auta
Nowe samochody ułatwiają zdawanie egzaminu na prawo jazdy. Kamera cofania czy system wspomagający ruszanie pod górę to dziś standard w wielu autach. To, czy można z nich korzystać, w praktyce zależy od tego, gdzie zdajemy egzamin.
19.03.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Umiejętności kontra technika
Świat się zmienia, a wraz z nim samochody. Część innowacji ma w zamyśle producentów wpłynąć na poprawę bezpieczeństwa na drogach. Ich ubocznym efektem będą jednak trudności z nauczeniem kandydatów na kierowców wszystkich tych umiejętności, które - przynajmniej na razie - powinni opanować. Niemożliwe stanie się również sprawdzenie ich podczas egzaminu.
Sprawą zajął się poseł Nowoczesnej Mirosław Suchoń, który wystosował do ministra infrastruktury interpelację opisaną przez "Rzeczpospolitą". Znowelizowane w 2016 r. przepisy określające wymogi względem samochodów nauki jazdy nie wymieniają jako dopuszczalnych żadnych - poza ABS-em - systemów wspomagania kierowców. To duży kłopot, bo producenci samochodów od kilku lat prześcigają się w oferowaniu jak największej liczby aktywnych systemów bezpieczeństwa już w standardzie.
Dla przykładu każdy wyjeżdżający z salonu volkswagen polo ma asystenta ruszania na wzniesieniu i system awaryjnego hamowania w mieście. Kia rio niezależnie od wersji posiada system wspomagający ruszanie pod górę czy automatycznie włączane światła mijania. Nawet najtańszy ford fiesta posiada system pomagający przy ruszaniu pod górę oraz układ wspomagający utrzymanie auta w pasie ruchu.
Tymczasem w reakcji na pismo Rady Głównej Krajowego Stowarzyszenia Egzaminatorów resort infrastruktury wskazał, że pojazdy wykorzystywane do przeprowadzania państwowych egzaminów nie mogą być wyposażone w urządzenia i systemy elektronicznego i automatycznego wspomagania jazdy. Chodzi o opcje takie jak czujniki parkowania, kamery cofania, urządzenia wspomagające ruszanie pod górę, systemy ostrzegające o pojeździe w polu martwym, aktywne urządzenia wspomagające hamowanie, systemy automatycznego parkowania, systemy ostrzegające o niezamierzonej zmianie pasa ruchu, systemy rozpoznające znaki drogowe itp.
Jeśli pojazd egzaminacyjny lub podstawiony na egzamin samochód szkoły jazdy posiada takie systemy, przed rozpoczęciem egzaminu powinny one być wyłączone. Kłopot w tym, że w części aut nie jest to możliwe. W efekcie ośrodki egzaminowania mają coraz większe trudności z zakupem aut pozbawionych wszelkich aktywnych systemów.
Problem mają również szkoły jazdy i kandydaci na kierowców. Jeśli ci ostatni uczą się na samochodach wyposażonych w elektronicznych asystentów, to do egzaminu podchodzą nieodpowiednio przygotowani.
Praktyka uczenia, praktyka egzaminowania
- Nie róbmy z ludzi jaskiniowców. Żyjemy w XXI wieku, używamy smartfonów, coraz więcej ludzi kupuje nowe auta, więc nie widzę powodu, by podczas nauki jazdy czy egzaminu na prawo jazdy zakazywać używania wspomagającej kierowcę elektroniki - stwierdza Tomasz Kulik, prowadzący szkołę jazdy Kulikowo.
- Dziś praktyka jest bardzo różna. Nie ma odgórnych zasad, więc część egzaminatorów pozwala na korzystanie na przykład z kamery cofania, inni udają, że tego nie widzą, a jeszcze inni zakazują. Gdzie tu jednak konsekwencja? Wiele samochodów kupionych przez WORD-y posiada system wspomagania ruszania pod górę, który automatycznie podnosi obroty silnika. Nie jest on wyłączany przed egzaminem. Skoro WORD-y pozwalają na taką pomoc, to dlaczego mają coś przeciwko używaniu kamery cofania? - zastanawia się Tomasz Kulik.
Rzeczywiście, podejście do takiej elektronicznej pomocy jest różne.
- Nie ma to dla nas znaczenia. Nawet jeśli samochód wykorzystywany do zdawania egzaminu posiada kamerę cofania, to wymagamy, aby kandydat na kierowcę, cofając, spoglądał przez tylną szybę - mówi Wioletta Myszkowska, egzaminator nadzorujący w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Szczecinie. Inaczej jest po drugiej stronie kraju.
- Zgodnie z rozporządzeniem manewry muszą być przeprowadzane samodzielnie. Nie dopuszczamy więc do egzaminu w samochodzie wyposażonym w kamerę cofania - informuje Robert Drozd, egzaminator nadzorujący w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Rzeszowie.
Czy jest się czego bać?
Różne podejście ośrodków egzaminowania do systemów wspomagających kierowcę nie powinno dziwić. W końcu brakuje w tej materii odgórnych regulacji o ogólnokrajowym zasięgu. Część egzaminatorów czy dyrektorów WORD-ów wychodzi zapewne z założenia, że nie każdy, kto skończy kurs i zda egzamin, będzie później jeździł samochodem posiadającym nowoczesne udogodnienia. W końcu średnia wieku aut osobowych w Polsce wynosi 13 lat, a w 2006 r. systemu takie jak kamera cofania, układ wspomagania ruszania pod górę czy utrzymywania pasa ruchu były egzotyką lub nie istniały.
Czy więc rzeczywiście należy się bać młodego pokolenia kierowców, którzy będą potrafili jeździć wyłącznie nowymi autami?
- Osoba, która nauczyła się jeździć z kamerą cofania czy asystentem podjazdu, poradzi sobie i bez tych systemów. Może manewr będzie wykonany wolniej, może nie za pierwszym razem, może nawet zakończy się zwyżką za ubezpieczenie OC w następnym roku. Ale nie są to sytuacje, które mogą stanowić zagrożenie dla życia lub zdrowia - uspokaja Tomasz Kulik.
Dodatkowo sytuacja prawna związana z egzaminami będzie musiała zmienić się do 2022 r. Wtedy - zgodnie z unijnymi planami - w życie wejdą przepisy nakazujące wyposażanie wszystkich sprzedawanych w UE samochodów osobowych w niektóre aktywne systemy bezpieczeństwa. WORD-y nie będą więc mogły kupić samochodów bez tych systemów i nie sądzę, aby decydowały się na przerabianie aut tak, by możliwe było ich wyłączenie. Do tego czasu muszą więc zmienić się przepisy.