Na egzamin tylko z dowodem rejestracyjnym auta. Jest odpowiedź ministerstwa
Jeżdżąc po kraju zarejestrowanym w Polsce pojazdem nie musimy mieć przy sobie dowodu rejestracyjnego. Z tego założenia wyszedł kandydat na kierowcę, który na egzaminie pojawił się autem szkoły jazdy. Nawet nie pozwolono mu zdawać.
26.08.2019 | aktual.: 24.03.2023 16:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Dokumenty proszę"
Zmiany w jednej ustawie nie muszą pociągać za sobą korekt w innych. Boleśnie przekonał się o tym 25-latek, który próbował zdać egzamin na prawo jazdy w Zielonej Górze. Mężczyzna uczył się jeździć na toyocie yaris. Poznał ten samochód i chciał na nim zdawać egzamin, bo taką możliwość od 2013 r. przewiduje prawo. Pełen nadziei zgłosił się na egzamin praktyczny, ale czekało go srogie rozczarowanie.
Samochód szkoły jazdy został podstawiony do ośrodka egzaminacyjnego. Kiedy jednak 25-latek miał rozpocząć przejazd, egzaminatorka poprosiła o dowód rejestracyjny i polisę OC pojazdu. Jak się okazało, szkoła jazdy nie wyposażyła samochodu w takie dokumenty. Na nic zdał się argument, że od października 2018 r. kierowcy jadący zarejestrowanymi w Polsce samochodami na terenie kraju nie muszą posiadać przy sobie dowodu rejestracyjnego i potwierdzenia zawarcia polisy OC.
Kandydat na kierowcę nie był w stanie okazać wymaganych przez egzaminatorkę dokumentów, a kobieta nie chciała zezwolić na rozpoczęcie egzaminu bez nich. W efekcie mężczyzna chcąc nie chcąc musiał zasiąść za kierownicą należącej do miejscowego WORD-u kii. Nigdy nie siedział w tym samochodzie, a obsługa jego świateł przysporzyła mu tylu trudności, że oblał egzamin.
Sprawą zajęła się posłanka Katarzyna Osos, która o wyjaśnienie sytuacji poprosiła ministra infrastruktury. Właśnie nadeszła odpowiedź.
O co chodzi?
Jak się okazuje, w Zielonej Górze po raz kolejny dała o sobie znać stara maksyma mówiąca, że nieznajomość prawa nie chroni przed skutkami jego złamania. W odpowiedzi na interpelację ministerstwo poinformowało, że nowelizacja, która umożliwiła podróżowanie bez dowodu rejestracyjnego, dotyczyła Praw o ruchu drogowym. Tymczasem egzaminy na prawo jazdy przeprowadza się na podstawie zapisów Ustawy o kierujących pojazdami.
Dokument ten w art. 24 mówi, że nauka jazdy prowadzona jest samochodem odpowiadającym wymaganiom określonym dla danej kategorii uprawnień, oznakowanym charakterystycznym "L" oraz przystosowanym do nauki jazdy zgodnie z określonymi przepisami wymogami. Co jednak najważniejsze, trzy poprzednie warunki muszą być potwierdzone przez znajdującą się dokumencie adnotację.
Kiedy kandydat na kierowcę nie ma przy sobie dokumentów, poprzez stronę Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego jest w stanie udokumentować fakt zawarcia polisy OC na pojazd. Nie może jednak udowodnić, że w dowodzie rejestracyjnym znajduje się wpis, potwierdzający, że samochód, którym zamierza zdawać na prawo jazdy, spełnia wymienione w ustawie warunki.
Jak informuje ministerstwo, nawet gdyby ta przeszkoda nie istniała, do egzaminu i tak by nie doszło. Brak dowodu rejestracyjnego może przecież oznaczać, że został on zatrzymany przez policję. W ogólnodostępnych bazach nie ma informacji o zatrzymaniu dowodów rejestracyjnych. Takie informacje ma jedynie policja, by w razie kontroli drogowej wyłuskać przypadki łamania zakazu jazdy. Jak argumentuje resort, egzaminator nie mógłby być pewny, że jazda samochodem bez dokumentów jest bezpieczna.
Wniosek z zielonogórskiego przypadku jest prosty. Nie warto korzystać z prawnych przywilejów, jeśli porządnie nie sprawdzimy, że rzeczywiście się nam one należą. Szkoda tylko, że za nieznajomość prawa szkoły jazdy zapłacił kandydat na kierowcę.