Miał lecieć na Cypr, a wylądował w areszcie za niezapłacony mandat
Pan Łukasz z rodziną wybierał się na Cypr. Na lotnisku został jednak zatrzymany przez Straż Graniczną. Okazało się, że ciąży na nim wyrok bezwzględnego aresztu za zaległe 100 zł mandatu. Jak to możliwe?
30.08.2022 | aktual.: 13.03.2023 15:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pan Łukasz (nazwisko do wiadomości redakcji) opisał w wysłanej do nas wiadomości swoją historię. Zaczęła się niewinnie, bo od nieprzyjętego 100-złotowego mandatu za nieprzepisowe parkowanie, a skończyła czterodniowym pobytem w areszcie śledczym.
Wyjazd służbowy i miejsce dla busów
"Historia rozpoczyna się w roku 2019 (albo 2020 – pamiętam, że było wówczas dosyć ciepło), kiedy to podczas służbowego wyjazdu z Warszawy do Łodzi musiałem udać się do Łódzkiego Ośrodka Geodezyjnego przy ulicy Traugutta" – pisze pan Łukasz.
Okazało się, że miejsce, na którym zaparkował, było przeznaczone dla busów. "Miejsce było moim zdaniem nieoznaczone dostatecznie, bo nie było tam żadnych znaków poziomych, a znak informujący o przeznaczeniu tego miejsca dla busów znajdował się 50 m wcześniej i nie było go łatwo zauważyć" – dodaje.
Czytelnik wyjaśnił swój punkt widzenia strażnikom miejskim. "Odmówiłem przyjęcia 100 zł mandatu, ponieważ stwierdziłem, że będę się od niego odwoływał. Tak też zrobiłem i w marcu 2020 roku złożyłem odwołanie do SM w Łodzi" – tłumaczy.
(Nie)zapomniana sprawa
Pan Łukasz w dalszej części listu dodaje, że nie uzyskując żadnej odpowiedzi (do wątku odpowiedzi ze strony sądu jeszcze wrócimy), stwierdził, że albo jego odwołanie zostało uwzględnione, a jeśli nawet nie, to ostatecznie komornik ściągnie mu należność z konta. I o całej sprawie zapomniał. Niestety, to był błąd.
Był ciepły poniedziałkowy poranek, 15 sierpnia 2022. "Wraz z żoną i moim sześcioletnim synem przebywaliśmy na Lotnisku Chopina w Warszawie w oczekiwaniu na lot na Cypr, na tygodniowe wakacje" – zaczyna relacjonować zdarzenie czytelnik.
Pan Łukasz opowiada, że jego żona z synem przeszli już odprawę graniczną. W końcu i na niego przyszła kolej. "Trochę się zaniepokoiłem, bo trwało to wyjątkowo długo. Moje obawy nie były bezpodstawne, bo po chwili zjawił się funkcjonariusz Straży Granicznej i poprosił mnie ze sobą".
Areszt na oczach syna
Pan Łukasz odtwarza dalej przebieg zdarzeń. "Zabrano mnie do pokoju, w którym przedstawiono mi decyzję Sądu Rejonowego dla Łodzi Śródmieścia, że niezapłacony przeze mnie 100-złotowy mandat przedawnił się i został zamieniony na cztery dni aresztu".
"Byłem kompletnie zaskoczony, zupełnie nie widziałem, jak zareagować" – komentuje. "Sytuacja wydała mi się kafkowsko absurdalna. Patrzyłem na kopię tego sędziowskiego wyroku i nie mogłem uwierzyć, jak to jest możliwe. Jakim cudem można uczciwego, niekaranego obywatela wsadzić na cztery dni do aresztu".
Rozgoryczenie pana Łukasza wzmogło jeszcze samo zatrzymanie. "Aresztowano mnie na oczach mojego zapłakanego syna, który rozumiał z tego jeszcze mniej niż ja. Zresztą, jak miał cokolwiek z tego rozumieć, jak ja, 40-letni mężczyzna, nie potrafiłem wyjaśnić tego absurdu".
Dotkliwa zamiana
Autor listu podkreśla, że podczas zatrzymania apelował do funkcjonariuszy i chciał zapłacić "zaległy mandat". Dostał jednak odpowiedź, że taka możliwość nie istnieje. Pan Łukasz pisze, że "z przedstawionego wyroku wynikało, że mandat przedawnił się i w czerwcu 2020 r. został zamieniony na czterodniowy areszt".
Według wersji mężczyzny jeden z funkcjonariuszy Straży Granicznej "dawał nadzieję, że jeszcze za pomocą natychmiastowego przelewu jest szansa szybko sprawę załatwić". Decyzja miała zależeć od tempa reakcji rzeszowskiej policji. Pan Łukasz dodaje, że ten strażnik jednak kończył zmianę, a zmiennik, który pojawił się po godzinie, stwierdził, że nie ma możliwości opłaty mandatu i areszt jest konieczny.
Straż Graniczna odpowiada
Wersji tej jednak nie potwierdziła pytana przez Autokult.pl o wydarzenia z 15 sierpnia kpt. SG Dagmara Bielec, rzecznik prasowy Komendanta Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej. – Straż Graniczna jest zobowiązana do respektowania postanowienia ujętego w zleceniu i nie jest uprawniona do samodzielnego jego zmieniania. Nie możemy z własnej inicjatywy zamieniać kary aresztu na grzywnę – podkreśliła.
Według Straży Granicznej tak właśnie stało się w opisywanej sprawie. – W tym konkretnym przypadku, po konsultacji z Komisariatem Policji II w Rzeszowie, otrzymaliśmy jasną dyspozycję, zgodnie z wydanym przez Sąd Rejonowy Łódź Śródmieście nakazem o zatrzymaniu mężczyzny i doprowadzeniu go do najbliższego AŚ (aresztu śledczego – przyp. red.) – tłumaczy funkcjonariuszka.
W rozmowie z Autokult.pl dodaje też, że sprawdzenie, czy osoba przekraczająca granicę nie jest osobą poszukiwaną, jest jedną ze standardowych, rutynowych czynności podczas kontroli granicznej.
Areszt śledczy
Pan Łukasz trafił więc na jedną noc do celi przejściowej na Lotnisku Chopina, a następnie – do aresztu śledczego w Warszawie na Służewcu. Został wypuszczony dopiero 18 sierpnia po godzinie 15:00.
"Stracone pieniądze na wakacje to jedno, stracony czas to drugie, procedury więzienne, które musiałem przejść (rewizje, przeszukania, rozbieranie do naga, wrogość służby więziennej), to trzecie" – wylicza autor listu i podkreśla: "są w życiu wydarzenia, które można przeżyć tylko raz, jak na przykład pierwszy lot mojego syna samolotem. Nie mogłem przy nim być... Zresztą żona mówiła, że to już nie były wakacje dla naszego Jasia. Wszystko kręciło się wokół wątku: gdzie jest tata?" – smutno kwituje pan Łukasz.
Ku przestrodze
Nie jest łatwo o chłodną analizę takich sytuacji, jak ta. Należy jednak wrócić do momentu, od którego sprawy potoczyły się w złym kierunku. Gdy pan Łukasz dostał w Łodzi mandat, funkcjonariusze Straży Miejskiej spisali z jego dokumentu adres. Był to adres jego domu rodzinnego, w którym mężczyzna nie mieszka już od lat.
Autor listu przyznał, że mandat zbagatelizował, choć miał świadomość, że na stary adres mogą do niego przychodzić pisma z sądu. "Nie zaangażowałem się w sprawę tego mandatu. Założyłem, że komornik sam ściągnie należną karę" – szczerze przyznaje czytelnik.
– Ludzie mają zakodowane, że jeśli nie odbiorą korespondencji z sądu, to sprawa nie pójdzie dalej i nic im się nie stanie – mówi Autokult.pl prof. Ryszard A. Stefański, wykładowca Uczelni Łazarskiego. Dodaje, że niestety często takie zachowanie ma miejsce także w przypadku przestępstw, a nie – jak w tej sprawie – wykroczenia. – Warto pamiętać, że będąc biernymi, odbieramy sobie szansę na obronę, np. kiedy ktoś nas fałszywie oskarży – dodaje prawnik.
Naprawdę nie było innego wyjścia?
Niezależnie od zaniedbań pana Łukasza przy odbieraniu korespondencji otwarte pozostaje pytanie: czy nie mógł uniknąć aresztu, płacąc przelewem karę grzywny na lotnisku? Czy Straż Graniczna miała prawo go wypuścić, gdyby dokonał płatności w momencie rozmowy z funkcjonariuszami? Według Kodeksu wykroczeń (art.27 par.1) "od zastępczej kary aresztu [...] sprawca może być uwolniony w każdym czasie przez wpłacenie kwoty pieniężnej przypadającej jeszcze do uiszczenia".
Kluczowe zatem jest, czy jeśli winny 100 zł mandatu za nieprawidłowe parkowanie (albo ktoś w jego imieniu) wpłaciłby zaległą kwotę grzywny, to zostałby uwolniony od kary aresztu?
Zapytałem o to adwokata Andrzeja Latocha z lubelskiej Kancelarii Adwokackiej Latoch. – Kara aresztu za wykroczenie może być orzeczona jako kara zastępcza w stosunku do grzywny. Ze względu na to, że sprawca wykroczenia nie zapłacił grzywny, sąd zamienił ją na dni aresztu. Zapłacenie grzywny jednak natychmiast zwalnia taką osobę z odbywania kary – tłumaczy adwokat.
– Znam wiele takich sytuacji, w których – choćby przy okazji kontroli drogowej – kierowca dzwoni np. do rodziny i po uregulowaniu przez nią grzywny zostaje uwolniony – dodaje prawnik.
Kontra adwokata
Adwokat kontruje więc stanowisko Straży Granicznej i podkreśla, że przepisy prawa powszechnie obowiązującego dotyczą wszystkich. – Sprawca może być uwolniony od kary aresztu w każdym czasie przez opłacenie grzywny, a same przepisy mają na celu przymuszenie ludzi do zapłacenia należności publiczno-prawnych, w tym przypadku grzywien – dodaje.
Prawnik podkreśla, że jeśli ktoś został już zatrzymany i odprowadzony do aresztu, to albo odbędzie tę karę, albo może się z niej uwolnić w każdym czasie – po prostu przez zapłacenie kary.
– Oczywiście, jeśli sprawca jest już zatrzymany, to nikt nie będzie go prowadził np. do bankomatu czy na pocztę, dlatego powinien w takiej sytuacji skontaktować się z obrońcą, albo ustanowić adwokata lub kontaktować się z rodziną, by ta zapłaciła grzywnę – radzi prawnik.
Zawsze jest szansa
Adwokat tłumaczy, że w orzeczeniu sądu nie zawiera się dopowiedzenia o możliwości uwolnienia od aresztu, żeby nie powtarzać przepisów, które jednak organ stosujący prawo powinien znać.
W tym przypadku nie ma za to jasności co do tego, czy Straż Graniczna podczas zatrzymania powinna była pouczyć pana Łukasza o przysługującym mu prawie – podsumowuje prawnik. Z pewnością natomiast fałszywa jest informacja o tym, że nie istnieje już możliwość wykupienia się z kary aresztu.
Wydaje się więc, że gdyby pan Łukasz miał pełną świadomość swoich praw, to 15 sierpnia wylądowałby na Cyprze, a nie – w mokotowskim areszcie. I nie przegapiłby pierwszego lotu swojego dziecka.