Kulisy afery spalinowej w Volkswagenie
Napisano już tysiące słów o tzw. aferze spalinowej w koncernie VW. Przeprowadzono wyliczenia i analizy, jednak tak naprawdę nie wiadomo jaki był jej początek. W konwencji fikcji literackiej postaram się go opisać i przybliżyć.
15.12.2015 | aktual.: 02.10.2022 08:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Siedziba amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (nie tak dawno temu)
- John, nie uwierzysz, kupiłem nowe cudeńko. Ma całe dwa litry pojemności.
- Coś ty kupił? Kosiarkę?
- Nie żartuj. Pełnowymiarowe rodzinne auto z dwulitrowym silnikiem Diesla wyprodukowane przez jeden z największych koncernów motoryzacyjnych świata … - chciał jeszcze coś dodać, ale zauważył że John z większym zainteresowaniem pochłania drugi litr małej coli niż słucha co do niego mówi.
Postanowił sobie, że nikt nie zaburzy jego dobrego samopoczucia z nowego nabytku. Tak, był dumny. Nie dość, że wykonywał pracę, w której się spełniał to jeszcze będzie mógł epatować wszystkim, że to nie tylko praca, a styl życia. Tak, nowy samochód miał same plusy. Nie dość że pojemny i oszczędny to jeszcze dbał o środowisko. Wszystko sprawdził przed zakupem. Przyspieszenie prawie jak auto sportowe, spalanie na poziomie takim że przez chwilę zastanawiał się czy nie za duży bak umieścili w aucie, bo będzie tankował raz na pół roku. I najważniejsze. Ekologiczny do granic przesady. Ten samochód miał taką czystość spalin że zastanawiał się czy nie parkować między grządkami w ogródku, aby przynajmniej przez chwilę dostarczać roślinkom drogocennych elementów. Tak, pozostali producenci powinni podglądać i uczyć się jak produkować samochody.
Czasy obecne
- John chyba ktoś kradnie mi paliwo z samochodu.
- Paliwo? Po co, przecież ono jest tańsze niż dwie marchewki. Dalej parkujesz między grządkami? Może roślinki ci podbierają?
- Nie parkuje, żona mi zabroniła. Roślinki za bardzo przystosowały się do życia w naszych warunkach i na dobrobyt płynący z wydechu auta zaczęły reagować jakoś alergicznie, tracąc kolory.
- Słuchaj, mam pomysł. Damy auto Crockettowi i tak aktualnie nie ma nic do robienia, a tak zajmie się czymś pożytecznym i przestanie sprawdzać różnicę w smaku pomiędzy kawą zaparzoną w temperaturze 90 stopni, a tą w 85.
Fakt. Skończyli wszystkie ważne badania nad którymi pracowali. Raport o „wpływie na środowisko naturalne pożaru samochodu Tesla” był już praktycznie gotowy, a po przejściu wszystkich poziomów w Wiedźminie nie byli do końca przekonani czy niszczenie w nim środowiska naturalnego jest uzasadnione i ukarać producenta. Potrzebowali niezależnej opinii i przesłali spostrzeżenia do konsultacji. Tak, potrzebowali nowego wyzwania.
Crockett. Człowiek, legenda Agencji. Mózg jakiego dawno jej mury nie widziały. Jedyny człowiek którego amerykańska inteligencja okiełznała kierowanie samochodem z manualną skrzynią biegów. Osoba, która oglądnęła wszystkie odcinki „Mody na sukces” ze zrozumieniem. Jego dociekliwości i sprawności zazdrościły nam praktycznie wszystkie agencje. Tylko on potrafi samodzielnie złożyć chiński namiot bez instrukcji. Tak, to była właściwa osoba.
Niby zwykły dzień. Twórcza praca. Siedzą z Johnem w gabinecie i obserwują lądujące na pobliskim lotnisku samoloty. Obaj, niby spokojni, on jednak czuje że coś wierci i targa nim. Nie wie tylko czy to fakt, że jest bez samochodu już od 15 minut, czy to efekt wytwarzany przez masujący fotel na którym siedzi. Minuty pracy dłużą się niemiłosiernie.
Z twórczego zajęcia oderwał ich, cały czerwony na twarzy Crockett, który wparował bez pukania do pokoju.
- Panowie, co wy mi na warsztat przywieźliście? Chcecie żeby jednostki sanitarne zamknęły naszą Agencję?
- Crockett, uspokój się i zacznij oddychać, bo zasłabniesz. Zauważ że nie jesteś u siebie w ambulatorium, tylko wyjechałeś na 66 piętro, gdzie najbliższy aparat tlenowy znajduje się na parterze, a okno w pokoju można otworzyć tylko za pomocą klucza znajdującego się na portierni.
- Samochód ma wirusa!!!
- To daj mu paracetamol i przestań się gorączkować.
- Nie takiego…
- ???
- …samochód różnie zachowuje się w zależności od sytuacji.
Teraz i oni zaczęli wiercić się z niecierpliwością w swoich fotelach.
Crockett ciągle nerwowo chodził po całym pokoju. Już samo wodzenie za nim wzrokiem otumaniało błędnik, tak że kręciło się człowiekowi w głowie. Dobrze że była dopiero 11 i jeszcze nic nie świętowali, a whisky stała nietknięta od wczoraj w barku, bo ich organizmy mogłyby zareagować jak „szczury lądowe” na morski sztorm.
- Podpięliśmy wszystkie nasze ustrojstwa do tego cacka co go przytargaliście – zaczął już spokojniej Crockett – i wydawało się że wszystko jest tak jak zostało napisane. I było, do czasu aż nie podpięliśmy mu obciążenia. Uwierzcie, wskaźniki zaczęły wariować. Alarm się włączył. Ten samochód ma dwa oblicza.
- Crockett, jaśniej proszę.
- Wygląda na to że ktoś manipulował przy samochodzie i ma podwójne oprogramowanie. Przy pracy diagnostycznej wszystko działa jak należy, ale pod obciążeniem wszystkie wskazania wyskakują poza normy. Zachowuje się jak bomba z napalmem. Jak leży grzecznie możesz ją lizać językiem – nic ci nie grozi, ale jak leci na ciebie z odpowiedniej odległości to lepiej być jak najdalej od miejsca w którym spotka się z ziemią …
- Jesteś pewny?
- Niestety tak. Wygląda to na celowe działanie.
A miał to być kolejny normalny dzień …