Kreatywna technologia Citroëna
Citroën po latach produkcji samochodów rodem z filmów science-fiction rezygnuje ze swojej technologii, na rzecz sprawdzonych przepisów tworzenia.Zwolennicy francuskiej marki krzyczą z niezadowolenia. A typowy europejczyk i tak wybierze niemiecką konkurencję. Kreatywna technologia? Zarząd mówi dość!
19.02.2014 | aktual.: 19.02.2014 13:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy mój dzień wygląda jak wielki kocioł szamana z bajki o grubym facecie nie lubiącym Włochów i jego zakompleksionym koledze rozmiarów chomika, piję kawę. I tylko dlatego, że nie lubię odpoczywać mając do załatwienia 382 sprawy w ciągu 24 godzin parzę nie jedną, a pięć czarnych filiżanek. Po czym cogodzinna podróż do łazienki, owocuje wydaleniem z siebie w ciągu całej doby 1238 litrów płynów. Gdyby jednak mocz kosztował tyle co paliwo do myśliwca F-16, zapewne otworzyłbym bank pozbawiony kapitału w postaci nasienia, na rzecz żółtego płynu. I chociaż Niemcy są krajem, który woli kilka sekund przed snem wyskoczyć do kafelkowego pomieszczenia, by uronić dwie krople moczu zapobiegając tym samym nocnemu zrywaniu się z łóżka, tak Francuzi, „leją” po całości.
Pan Mirosław - „typowy” z zawodu polny mechanik pojazdów wysokoprocentowych, widząc niekulturalne zachowanie Francuzów, również na nich sika. Kiedy więc nietypowa Pani Ania nie umiejąc wjechać do garażu Pana Mirka z wykopanym na środku kanałem ściekowym, pragnie zostawić mu swojego nietypowego Citroëna. Ten z rozpaczy postanawia naprawić kolejną butelkę.
I chociaż tak naprawdę nic nie mam do marki szczycącej się swoim kreatywnym podejściem do technologi, wręcz param się ich „dziwolągostwem”, tak, po opiniach wielu znajomych mechaników muszę im po części przyznać rację. Dlatego pragnę tutaj przestrzec wszystkich nastolatków kształcących się w szkołach o profilu samochodowym, chcących zostać mechanikami. Rzućcie to w cholerę. Od razu starajcie się dostać do szkoły, która kształci astronautów i inżynierów rakiet międzyplanetarnych. Bo kiedy Pani Ania zostawi wam swoje cacko, przy odbiorze złoży pozew do sądu o zniszczenie mienia.
Lubię Francję. Podoba mi się ich pijacki bełkot i niczemu nie służąca wieża Eiffla. Nie wiedzieć czemu zwana przez Paryżan Żelazną Damą. Co prawda ma ona tyle wspólnego z kobietą co rzeszowski pomnik z waginą. Tak chętnie oblałbym ją Colą. Nie pytajcie dlaczego. Po prostu chciałbym to zrobić.
Citroën przy okazji promocji nowego Cactusa obwieścił światu wspaniałą nowinę. Otóż zarząd doszedł do wniosku, iż świat nie potrzebuje „kreatywnej technologii”. Świat domaga się sprawdzonych przepisów rodem z kraju zapobiegającemu nocnym moczopędom. Szkoda tylko, że modnym Panom w łososiowych koszulach zajęło to, aż kilka dekad. Chociaż, pewnie gdyby nie ich antybłyskotliwa obserwacja rynku Citroën byłby dzisiaj czymś w rodzaju sportu dla nudnych Panów, próbujących wybić kijem białą, perforowaną kulkę w krzaki. Poza tym nie mielibyśmy tak wspaniałych modeli jak chociażby słynny kosmodrom XM, Citroëna Xantię, słynną C5-tkę, aż po flagowy model marki oznaczony symbolem C6.
Kierując się zatem ku kreatywnej konkluzji mojego felietonu, bardzo chcę kiedyś sprawić sobie Citroëna. Chcę poczuć to, co czują inni użytkownicy swoich Apollo. A raczej nie poczuć zupełnie niczego. Bo to samochody zaprojektowane z myślą o Polakach i ich cierpiących kręgosłupach na płaskich jak 200-letni ser drogach. Wsiadasz do Xantii i nie dzieje się z Tobą zupełnie nic. Spróbuj tak ze swoją Astrą III generacji z widniejącym na konsoli guzikiem Sport, który tak naprawdę nie robi nic. On po prostu tam jest.