Koronawirus przyczyną opóźnień w fabrykach. Nie tylko azjatyckich, ale i europejskich

W związku zagrożeniem rozprzestrzenianiem się koronawirusa, swoje fabryki w Chinach zamknęły już wszystkie czołowe firmy z branży motoryzacyjnej oraz poddostawcy części. To odbija się czkawką także na innych kontynentach, wliczając w to Europę. Niektóre zakłady wstrzymują produkcję z powodu braku komponentów importowanych z Chin.

Europejskie zakłady FCA mogą stanąć za 2-3 tygodnie.
Europejskie zakłady FCA mogą stanąć za 2-3 tygodnie.
Źródło zdjęć: © mat. prasowe
Aleksander Ruciński

07.02.2020 | aktual.: 22.03.2023 16:28

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Z powodu zagrożenia epidemią koronawirusa swoje fabryki w pierwszej kolejności zamknęły firmy działające na terytorium Chin: Ford, Tesla, Honda, Peugeot, Citroen i Nissan. Kilka dni później dołączył do nich koreański koncern Hyundai, któremu z uwagi na duże uzależnienie od chińskich dostawców szybko zabrakło części niezbędnych do produkcji pojazdów. Niestety nic nie wskazuje, aby sytuacja miała ulec szybkiej poprawie.

Końca nie widać

Większość chińskich zakładów z uwagi na zagrożenie koronawirusem postanowiła bowiem przedłużyć 15-dniową przerwę zapoczątkowaną chińskim nowym rokiem, który zaczął się 25 stycznia. Oznacza to, że 9 lutego zarówno fabryki samochodów, jak i eksportowanych na inne rynki komponentów, nie wznowią pracy. W konsekwencji może przełożyć się to na globalne problemy z produkcją aut.

Jeszcze do niedawna specjaliści z branży motoryzacyjnej nie dostrzegali poważnego zagrożenia wynikającego z przestojów. Nikt jednak nie przewidywał, że fabryki wstrzymają pracę na tak długi okres. W konsekwencji już w najbliższych dniach opóźnione dostawy przestaną być wyłącznie azjatyckim problemem. Potwierdzają to zresztą doniesienia płynące z koncernu Fiat Chrysler Automobiles.

Jak donosi portal Automotive News Europe, szef FCA Mike Manley wydał oficjalne oświadczenie, w którym poinformował, że przewiduje zakłócenia lub nawet całkowite wstrzymanie produkcji w niektórych europejskich zakładach koncernu spowodowane brakiem dostaw z Chin. Amerykanie nie sprecyzowali o jakich lokalizacjach mowa. Przypominam, że jedną z europejskich fabryk koncernu jest ta umiejscowiona w Tychach.

Najgorsze przed nami

Mike Manley przewiduje, że najpoważniejsze zakłócenia czekają nas najprawdopodobniej w okresie od końca lutego do połowy marca. Niewykluczone jednak, że skutki braku dostaw będą mniej lub bardziej odczuwalne jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy. I to tylko wtedy, gdy chińskie fabryki ponownie wystartują z produkcją, a nikt nie wyklucza sytuacji, w której przestoje potrwają kolejne kilka tygodni.

Niektórzy producenci, jak np. Toyota, próbują zabezpieczać się przed niedoborami, przeprowadzając redystrybucję komponentów z niezagrożonych fabryk w miejsca, w których istnieje ryzyko, że zabraknie części. Niestety zapasy też kiedyś się skończą. Wszystko wskazuje, że właśnie jesteśmy świadkami początku kryzysu, który z każdym dniem przybiera na sile i na razie nic nie wskazuje, by miało się to zmienić.

Komentarze (4)