Kalifornia zakaże sprzedaży aut spalinowych. W Europie będzie podobnie
Kalifornia jest pierwszym stanem USA, który zapowiada zakaz sprzedaży aut spalinowych. Ma on wejść w życie w 2035 roku. Nie jest to jednak pierwsza taka deklaracja na świecie - podobne plany mają też już niektóre kraje europejskie, choć na liście tej próżno szukać Niemiec czy Polski.
24.09.2020 | aktual.: 22.03.2023 10:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kalifornia zrobiła odważny krok w walce o czystość klimatu. W środę, 23 września 2020 roku, gubernator Gavin Newsom ogłosił podpisanie dekretu zakazującego sprzedaży nowych samochodów z silnikami spalinowymi od 2035 roku.
To zaskakująca decyzja, szczególnie jak na amerykańskie standardy. Tamtejsi klienci bowiem, mimo że coraz chętniej sięgają po auta elektryczne, nadal nie potrafią wyleczyć się z miłości do dużych benzyniaków. Na chwilę obecną zdecydowana większość (ponad 90 proc.) aut produkowanych i sprzedawanych w USA napędzanych jest typowym silnikiem spalinowym.
Kalifornia nie mogła już dłużej zwlekać
W ciągu kolejnych 15 lat przyzwyczajenia klientów oraz oferta producentów mają się całkowicie zmienić - przynajmniej w Kalifornii, gdyż pozostałe stany póki co stronią od równie odważnych decyzji. Newsom miał jednak solidne powody, by nie zwlekać dłużej z ogłoszeniem planowanego zakazu.
Podczas konferencji prasowej 23 września poinformował, że Kalifornia odpowiada za 1 proc. światowego zapotrzebowania na ropę i jest drugim po Teksasie stanem pod względem ilości sprzedawanego paliwa. Według wstępnych szacunków wstrzymanie sprzedaży aut spalinowych od 2035 roku ma pozwolić na obniżenie emisji gazów cieplarnianych o 30 proc. oraz tlenków azotu o 80 proc. w stosunku do obecnej średniej dla stanu.
Co zrozumiałe planowane regulacje nie spotkały się z aprobatą branży samochodowej stanowiącej ważną gałąź amerykańskiego przemysłu. Jej przedstawiciele zapowiadają negocjacje dekretu z prośbą o odroczenie terminu do 2045 roku, gdyż taki scenariusz wydaje się bardziej możliwy do zrealizowania. Na razie trudno stwierdzić, czy władze zgodzą się na jakiekolwiek kompromisy. Jedno jest pewne - ekologiczna rewolucja w motoryzacji przestaje być wyłącznie domeną Starego Kontynentu.
Europa zrobiła to wcześniej
Pomysł zakazu sprzedaży aut spalinowych nie jest niczym nowym. Z podobnymi planami od lat wychodzą władze europejskich krajów. Pierwszym krajem, który ostatecznie wdroży takie przepisy w życiem, będzie najprawdopodobniej Norwegia, która ogłosiła plan zakazu sprzedaży aut spalinowych od 2025 roku.
Choć należy wspomnieć, że decyzja nie została jeszcze zatwierdzona prawnie, Norwegia wydaje się jedynym krajem, w którym te regulacje mają realne szanse powodzenia. Już dziś bowiem samochody zasilane prądem stanowią tam ponad 40 proc. całkowitej sprzedaży. Nie ma drugiego miejsca na świecie, w którym spalinówki mają tak słabe wzięcie.
Podobne pomysły przedstawiły władze Szwecji i Danii, które chcą wyrugować silniki spalinowe przed 2030 rokiem, Wielkiej Brytanii, celujące w zakaz od 2035 roku oraz Francji, gdzie punktem granicznym ma być rok 2040. Warto jednak wspomnieć, że obecnie w każdym z tych krajów sprzedaż aut z alternatywnymi źródłami napędu nie przekracza 8 proc, więc ewentualna realizacja założeń może okazać się znacznie trudniejsza niż w przypadku Norwegii.
Polska i Niemcy bez planu
Krajem, który póki co wyraźnie dystansuje się od zakazu sprzedaży aut spalinowych, są Niemcy. W końcu jeszcze do niedawna tamtejszy rynek stał dieslami, a i dziś konwencjonalne silniki spalinowe wydają się niezagrożone. Jak przypuszczam, powodem może być relatywnie niski zasięg większości aut elektrycznych, który sprawia, że nie wszyscy mieszkańcy kraju autostrad widzą w prądzie alternatywę dla paliw kopalnych.
Nie można też zapominać o szkodach, jakie mogłyby wyrządzić takie regulacje tamtejszemu przemysłowi samochodowemu, nadal opierającemu się głównie na produkcji aut spalinowych. Opór Niemiec wydaje się więc jak najbardziej zrozumiały, choć trzeba zaznaczyć, że udział samochodów elektrycznych w tamtejszym rynku stale rośnie, więc sytuacja może zmienić się w przyszłości.
Podobnie wygląda to w Polsce, choć tu decydują głównie kwestie ekonomiczne. Nadal głównym kryterium decydującym o zakupie samochodu jest jego cena, a modele z alternatywnymi źródłami napędu kosztują zauważalnie więcej od spalinowych. Wiele do zrobienia jest także w kwestii infrastruktury ładowania. W związku z tym nawet, gdyby plany podobne do tych z Norwegii, czy Kalifornii powstały, byłyby tylko pobożnym życzeniem.
Póki co nie widać nawet światełka w tunelu pozwalającego w ogóle myśleć o takich regulacjach nad Wisłą. Chyba, że zostaną one narzucone z góry w formie wspólnego planu obejmującego całą Unię Europejską. Biorąc jednak pod uwagę pozycję Niemiec w tej instytucji i ich brak zaangażowania w podobne plany, wątpliwe, by doszło do tego szybciej niż w Kalifornii.