Jesteśmy bogatsi, ale i myślimy inaczej. Dzięki temu na drogach jest tyle supersamochodów
Na ulicach największych polskich miast aż roi się od supersportowych samochodów. Dziś widok aut Ferrari czy Lamborghini nie dziwi tak, jak kilka lat temu. Bardziej niż z bogaceniem się społeczeństwa ma to związek ze zmianą myślenia.
23.04.2018 | aktual.: 01.10.2022 18:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lamborghini Huracan Perfromante Spyder miało swoją premierę podczas targów w Genewie w marcu 2018 roku. Nie przypominałbym o tym, gdyby nie fakt, ze półtora miesiąca później samochód już jeździł po warszawskich ulicach. Zresztą, nie był to jedyny wyjątkowy wóz, jaki można było podziwiać w stolicy w ciepły, kwietniowy weekend.
Podczas krótkiego spaceru udało mi się "złapać" ferrari 488 GTB i californię. Chwilę wcześniej widziałem 458, zaś później 599 GTB. Nic dziwnego – tylko w 2017 roku w Polsce zarejestrowano 21 samochodów włoskiej marki. Na auta Maserati już nawet nie zwracam uwagi. Tych przybyło ponad cztery razy więcej, a w Warszawie widzę je w zasadzie codziennie. Porsche, niegdyś uważane za rarytas, już dawno wpisało się na stałe w obraz korków w polskich miastach.
Jednak tych naprawdę ekskluzywnych samochodów – jak wspomniane ferrari czy lamborghini – zaczęło przybywać stosunkowo niedawno. Skąd ta nagła zmiana? Z pewnością trzeba tu wskazać na fakt, że w Polsce zaczęły pojawiać się salony i serwisy tych marek. Od 2013 roku Polacy nie muszą importować aut z Maranello, zaś konkurenci spod znaku byka są u nas oficjalnie dostępni od 2014 roku.
To nie miałoby znaczenia, gdyby nie pieniądze. Polacy bogacą się w zawrotnym tempie. Jak pokazują statystyki Credit Suisse, w 2017 roku na świecie to mieszkańcy Polski najbardziej zauważalnie poprawili swoją sytuację materialną. Duża w tym zasługa najbogatszej części społeczeństwa. Według szacunków szwajcarskiego banku 10 proc. najzamożniejszych gospodarstw domowych ma 65 proc. całkowitego majątku netto w Polsce.
A skoro mamy (no dobrze, mają) środki to je wydają. Analiza KPMG pokazuje, że na rynku dóbr luksusowych w Polsce to samochody mają największy udział – około 60 proc. z wartością ok. 12,3 mld zł. W to wliczane są zarówno auta premium (jak modele BMW, Mercedesa, Mini czy Porsche), jak i luksusowe astony martiny, ferrari, lamborghini czy maserati. Szacuje się, że tych drugich w Polsce zarejestrowano w 2017 roku 176 sztuk – o 35 więcej niż rok wcześniej.
Paweł Ciołkiewicz, kierownik sprzedaży Bentley Warszawa w rozmowie z portalem Newseria podzielił się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi tego wzrostu.
– Zwiększa się popyt na te samochody, przede wszystkim dzięki dogodniejszym formom finansowania. Samochody stają się coraz bardziej dostępne – zauważa Ciołkiewicz. Podaje też przykład, że bentley za 1,3 mln zł de facto kosztuje 14 tys. zł miesięcznie netto. Nie są to grosze, ale dla osób bardzo bogatych (czyli zarabiających powyżej 50 tys. zł miesięcznie brutto) może być to wydatek akceptowalny. Według KPMG w Polsce takich osób jest 10,8 tys., więc potencjał jest.
Zresztą leasingowanie samochodu luksusowego to nie jedyny sposób, by nim jeździć. Przykładem innej opcji jest Supercar Club Poland, czyli klub dla fanów tego typu aut. Zasada działania jest podobna, jak w przypadku Netfliksa. Za opłatą członkowie dostają dostęp do dziesiątek ekskluzywnych wozów, którymi jeżdżą, ale ich nie posiadają. Dzięki temu odpadają koszty związane z ubezpieczeniem czy serwisowaniem, a także czasochłonne przeglądy.
Pokazuje to, że czasy, gdy synonimem luksusu były środki trwałe powoli odchodzą w zapomnienie. Dziś ważniejsze są doświadczenia, usługi i wygoda. Ta zmiana myślenia pozwala cieszyć się ekskluzywnymi samochodami bez konieczności płacenia za nie. Dzisiaj, żeby należeć do 10 proc. najbogatszych ludzi w Polsce trzeba mieć majątek wysokości 847 tys. zł netto. Najtańszy bentley to niewiele mniejszy wydatek.