Huk tłuczonego szkła i giętej blachy, eksplozja poduszek i cisza. Przeżyłem zderzenie czołowe
Oglądanie wypadku drogowego z perspektywy osoby poszkodowanej to zawsze trudne doświadczenie. Często też wywołujące traumę na lata. Niełatwo o tym opowiedzieć. Pan Paweł wyszedł z wypadku bez szwanku, ale w pierwszej chwili po zderzeniu myślał, że już po nim.
05.10.2018 | aktual.: 01.10.2022 16:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Letnie popołudnie, pusta wąska droga i źle wymierzony zakręt w prawo – tak zaczyna opowiadać pan Paweł, który zgodził się porozmawiać o swoim wypadku.
"Prawdopodobnie wjechałem w niego nieco za szybko, reagowałem, ale słońce zaświeciło mi prosto w oczy. Następne, co pamiętam, to jak próbowałem złapać oddech obolałą klatką piersiową. Wewnątrz kabiny było pełno proszku, który prawdopodobnie zapobiega sklejeniu się materiału poduszki powietrznej.
Z mojego auta został tylko tył. Reszta wyglądała jak mielonka.
Z przeciwka jechał młody chłopak. Prawdopodobnie nieco ściął zakręt i spotkaliśmy się przodami. Ja jechałem około 60, on mniej więcej tyle samo. Po huku tłuczonego szkła, giętej blachy i eksplozji poduszek powietrznych dźwięczało mi w uszach. Słyszałem to przez kilka następnych dni.
Fizycznie szybko wróciłem do formy, bo na co dzień uprawiam sporty. Organizm szybko się zregenerował, bo urazy nie były poważne. Nadszarpnięte kręgi, obite nogi. Nic wielkiego. Ochronił mnie dobrze zbudowany samochód. Był prawie nowy.
Za kierownicę wsiadłem od razu. Nie bałem się jeździć, ale nie dziwię się, że ludzie po wypadkach mają lęki. Każdy zakręt biorę z zapasem. Z dala od linii środkowej. Mniej ufam innym. Zakładam, że coś może pójść nie tak. Wcześniej wyrywałem się do jazdy i nie było dla mnie dystansu nie do pokonania. Po wypadku czasem łapię się na tym, że planując trasę myślę o pociągu. Nie przekraczam też dozwolonej prędkości" - dodaje pan Paweł.
Takie przemyślenia i wnioski może wyciągnąć niewielki procent ludzi, którzy siedzieli za kierownicą samochodu w czasie czołowego zderzenia. Jak wynika z relacji naszego rozmówcy, aby doszło do "czołówki”, kilka czynników musi zbiec się w czasie. Oślepienie przez słońce, ścinanie zakrętu czy wyjechanie za linię środkową. To trwa ułamek sekundy. Zwykle nie ma czasu na reakcję.
Co innego jak z daleka widzimy, że samochód wyprzedza kilka innych aut lub ciężarówkę i mamy szerokie pobocze. Zjeżdżamy, przeklinamy pod nosem i jedziemy dalej. Jeśli dojdzie do wypadku, to znaczy, że nic się nie dało zrobić. Z różnych przyczyn.
Rozmowa z panem Pawłem została przeprowadzona w kontekście tragicznego zdarzenia ze Słowacji. Więcej moich przemyśleń na ten temat można znaleźć w poniższym tekście.