Dziel i rządź. Geely podpatruje i uczy się na błędach Europy
Europa martwi się o emisję CO2 i bezpieczeństwo kierowców. Zjednoczone Królestwo stara się ratować pozostałe (jeszcze) fabryki samochodów. Niespodziewanym aktorem w tym spektaklu okazują się Chińczycy z marki Geely, którzy ze spokojem obserwują sytuację i… kupują kolejne firmy.
11.04.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Francuska grupa PSA stara się jak najszybciej wprowadzić na rynek hybrydy i elektryki, by zmniejszyć swoją emisję CO2. Honda zwija manatki z Wysp Brytyjskich, zamykając jeden z najważniejszych zakładów produkcyjnych Starego Kontynentu. Szef Renault i Nissana, Carlos Ghosn został zatrzymany po raz drugi za "kreatywną księgowość". Chińczycy mogliby przywołać powiedzenie: "obyś żył w ciekawych czasach", co ma oznaczać ciągły niepokój i zmiany.
Zobacz także
Tymczasem to właśnie Chińczycy zaczynają pociągać za sznurki w europejskim światku motoryzacyjnym. Zaczęło się od mocnego uderzenia, czyli wykupieniu przez Geely Volvo z rąk Forda w 2010 roku. Nietrudno się domyślić, że obawy o przyszłość marki były olbrzymie. Prawie 10 lat później Volvo bije kolejne rekordy sprzedaży, a samochodów wyprodukowanych na Dalekim Wschodzie nie da się odróżnić od aut wyjeżdżających ze szwedzkiego Göteborga.
W ciągu ostatnich dni znów doszło do ważnych wydarzeń, które mogły zostać zagłuszone przez pomysły FCA i Tesli nad zmniejszeniem emisji gazów cieplarnianych. Chińskie Geely wykupiło 50 proc. marki Smart od Daimlera. Na pierwszy rzut oka małe samochodziki, które miały zagarnąć miejską przestrzeń, stały się zbyt dużym obciążeniem dla giganta sterującego Mercedesem.
Warto jednak pamiętać, że wcześniej Geely wykupiło prawie 10 proc. w Daimlerze za 9 mld dolarów. To tyle, ile europejski koncern wydał na rozwój technologii w 2017 roku. Dało to Chińczykom nie tylko możliwość zerknięcia przez ramię inżynierom, ale i zapewniło im tytuł największego udziałowca. Niemcy obudziły się z ręką w nocniku, a Brigitte Zypries z Ministerstwa Finansów stwierdziła, że na te inwestycje "trzeba zwrócić szczególną uwagę”. Gdzie Berlin widział zagrożenie, szef holdingu Zhejiang Geely Group, Li Shufu zauważył rozwój "strategicznej wizji". Wizji, którą rozpoczął model "01", który wyglądał jak Mercedes Klasy E, a pod blachą był Audi 100.
Produkcja Smartów zostanie przeniesiona do Chin, a nowe modele będą wyłącznie elektryczne. Co ciekawe, to europejscy designerzy będą odpowiedzialni za wygląd, a pieczę nad mechaniką przejmą Chińczycy. Nie do pomyślenia? Podobnie było z czarnymi, londyńskimi taksówkami. One też należą Państwa Środka. Dalej wyglądają jak przedwojenna komoda, ale pod maską znajdują się hybrydowe napędy prosto z chińskiego (szwedzkiego?) Volvo.
O tym, że Chińczycy są w stanie pobić Europejczyków w ich własnej grze, jest fakt, że wzięli się oni za restrukturyzację marki Lotus z angielskiego Norwich. Firma kojarzona jest z lekkich, spartańskich samochodów sportowych, lecz w motoryzacji określenie "sportowych" oznacza nic innego jak "nierentownych". Kamień węgielny pod fabrykę w chińskim mieście Wuhan już został położony, a Geely wydało na nią 1,3 mld dolarów. Szef Lotusa Phil Popham potwierdził, że Geely pompuje w Lotusa "miliony", a zakład w Wuhan będzie produkował 150 tys. aut rocznie. Nieźle jak na firmę, która obecnie sprzedaje mniej niż 2 tys. aut rocznie na całym świecie.
Jak Geely chce osiągnąć takie wyniki? Ponownie, spojrzy na Niemców, których historia zna podobne przypadki. Gdy pod koniec XX wieku Porsche stało w niemal identycznej sytuacji, postawiło na SUV-y. Fani kręcili nosami, ale firma stanęła na nogi. Chińczycy z pewnością nie przeoczą takiej lekcji, więc za kilka lat możemy być świadkami odrodzenia brytyjskiej marki pod skrzydłami koncernu z Państwa Środka.