Cytrynka na spodniach

Dzięki wyobraźni powstają właśnie takie rzeczy.

Cytrynka na spodniach
Źródło zdjęć: © http://compfight.com/search/cliov6/
Bartosz Adamiak

27.03.2014 | aktual.: 08.10.2022 09:33

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nie wiedziałem kiedy zaczyna się stan, w którym z adrenaliny i ze strachu mogą puścić zwieracze, jednak do czasu, kiedy nie wsiadłem do małego potwora, który z zewnątrz jak i z wewnątrz prawie niczym się nie odróżniał... Zegary proste tak jak w większości modeli francuskiej marki. Fotele takie jakieś, z niskiej półki. Kierownica jak to kierownica, jakaś imitacja skóry czy "skajki nie pękajki". Kluczyk przekręcam w ten sam sposób jak w innych samochodach. Nie ma tutaj żadnej procedury startowej typu załóż nogę za głowę, następnie czubkiem nosa naciśnij klakson i lewym pośladkiem otwórz drzwi. Po prostu wkładam kawałek blachy i przekręcam. Do środka dochodzi rasowy pomruk, trochę stłumiony i dudniący jakby ktoś wrzucił ogromną tubę i podkręcił bas na maksimum możliwości. Ostrzegali mnie, że to nie będzie zwykła jazda, że po jednym okrążeniu w Zielonym Piekle wyjdę z "cytrynką na spodniach".

Zwykła skrzynia biegów, jedynka do przodu i ruszam delikatnie nie wiedząc, czego mogę się spodziewać. Mam wrażenie jakby silnik przez niskie obroty lekko się dusił, nie trawi niskich obrotów. No dobrze, podkręcam obroty trochę bardziej i cała moc wyrywa się do przodu! Co za cholerny mały potwór! Nie sądziłem, że coś takiego może dokonywać takich rzeczy, na trzecim biegu nie ma żadnego problemu, aby zabuksować kołami. Trzeba obchodzić się naprawdę z pełnym szacunkiem do tego Clio V6, bo chwila zapomnienia i wylądujemy na bandzie z trawą w zębach. Stopniowo badam możliwości samochodu, nie pokonuje zakrętów z szybkimi ruchami kierownicą, tylko raczej z lekkimi muśnięciami szczytów zakrętu i odpuszczania gazu. Jest to jazda jak małym gokartem z wielkim silnikiem. Rozstaw osi jest większy, ale gabaryty są również o wiele większe, a mimo to Clio trzyma się drogi jak rzep psiego ogona. Nie chce się puścić asfaltu za żadne skarby. Minąłem trzeci kilometr wolnego okrążenia, mam wrażenie jakby wszyscy co mnie wyprzedzają szydzili ze mnie i śmiali mi się w twarz. Wciskam gaz do podłogi, silnik ryczy jak szalony. Nie ma szans, abym usłyszał cokolwiek od inżynierów technicznych, którzy przez słuchawki dają mi rady. Tutaj nie ma miejsca dla mięczaków i siusiumajtków.

Trzeba pewną ręką trzymać go w ryzach. Nie można pozwolić sobie na chwilową zmianę kierunku jazdy mając tylko jedną rękę na kierownicy, po prostu jest to niemożliwe, bo moc przekazywana jest tak ogromna, że dosłownie ma się wrażenie jakby zaraz miało nam ją złamać. Zdobywam się na odwagę i zakręty pokonuje z coraz większa prędkością, która w innych samochodach tej klasy byłaby trudna do osiągnięcia. Jednak tutaj wszystko jest ze sobą spójne i pracuje tak, jak należy. Dokładnie wiesz, na ile możesz sobie pozwolić, wiesz kiedy koła tracą przyczepność i kiedy dociążyć trochę przód przy wejściu w lewy szybki zakręt. Niesamowite jest to, że im szybciej jadę, tym bardziej ten potwór trzyma się nawierzchni. Francuscy inżynierowie pokazali, że potrafią na chwile oderwać się od poważnych książek o sposobie zaadoptowania jak największej ilości schowków w samochodzie, do lektury, w której opisane jest jak z paczki zapałek zbudować przenośny szalet.

Najbardziej niesamowite jest to, że mało wprawne oko młodego adepta tuningu nie wykryje wielkiego silnika pod maską Clio, a raczej w jego bagażniku. I przy wyścigu spod świateł zostanie jedynie na nim wstyd i zażenowanie w oczach jego dziewczyny z solarium.

Ku mojej uciesze nie ma tutaj żadnych niepotrzebnych chromowanych wstawek dla zmniejszenia ciężaru czy tandetnych rączek przy fotelach dla pasażera. Jedyne co zrobiono to wrzucono V6 do bagażnika, przyłączono kable i przewody i gotowe. Żadnego spojlera, który zapewne musiałby być większy od połowy samochodu. Jest z nami tylko czysta moc i wrażenie jakby całe nasze jelita przesuwały się od szyi do dołu po pokonaniu zakrętu.

Dzięki temu samochodowi wiemy do czego jest możliwy francuski oddział. A może teraz czas na wpakowanie V8 do np. Megane? Ciekawy jestem bardzo co by z tego wyszło. Jednak po dzisiejszym dniu i tylko jednym 22 kilometrowym okrążeniu, wiem dosłownie co oznacza cytrynka na spodniach.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (4)