Ćwierć wieku legendy polskiego rynku wtórnego. VW Passat B5 Variant kończy 25 lat
Poza wizerunkiem woła roboczego mógł mieć zupełnie odmienny charakter - nawet luksusowy. Gdy się o nim wspomina, w kąciku ust pojawia się lekko szyderczy uśmiech. Ale czym byłyby nasze drogi bez niego? Dziś Passat B5 Variant kończy 25 lat.
06.06.2022 | aktual.: 13.03.2023 17:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Król i książę polskiej wsi, golf i passat w TDI" - ten wierszyk nie przynosi może chluby passatowi, ale będąc uczciwym, ten rodzinny model to kawał historii Volkswagena. Piąta generacja zadebiutowała w 1996 r. i była nowym rozdaniem niemieckiej firmy.
Przez Niemców był uważany jako przeciętniak w klasie średniej, ale w oczach Polaków był spełnieniem marzeń i symbolem wyższego statusu. Nic dziwnego, skoro w czasach gdy powstawał na Żeraniu dopiero co dokonano kolejnych już zmian na archaicznej konstrukcji Poloneza. A przy okazji oferował ogrom miejsca i niespotykany dotąd komfort jazdy.
Podczas gdy my dalej klepaliśmy przestarzałe podwozie opierające się na sztywnym moście i resorach z tyłu, Passat dzielił płytę podłogową z Audi A4 B5 i dysponował wielowahaczowym zawieszeniem z aluminiowymi komponentami. Model miał oferować zupełnie nową jakość — design wyraźne oddzielał go od dotychczasowych modeli, karoseria była ocynkowana, a systemy komfortu po raz pierwszy zarządzane były magistralą CAN. Najlepsze przyszło jednak dopiero 6 czerwca 1997 r.
Wówczas do salonów wjechał Variant, który stał się prawdziwym hitem, ponieważ stanowił aż 70 proc. sprzedaży B5. Jego rodzinna twarz z wielkim, 500-litrowym bagażnikiem nie ulegała zmianie, ale faktyczny charakter zależał od wyboru pierwszego właściciela. Dostępne były bowiem uchodzące za pancerne, ale ślimacze 1.9 TDI, jak i 193-konny 2.8 V6, który nie bał się lewego pasa na niemieckiej autostradzie.
W 1999 r. przeprowadzono solidny lifting, który objął przede wszystkim zmianę przednich i tylnych lamp i poprawę jakości wykonania. Dwa lata później dołączył napęd na cztery koła 4Motion, ale kto chciał z Passata zrobić ukrytą opcję klasy wyższej, także miał taką możliwość.
W 2001 r. do oferty dołączyła wersja W8 z 4-litrowym silnikiem o mocy 275 KM. Wersja była nie tylko "pomostem do sektora luksusowego", ale poniekąd także polem badawczym dla mocarnego W16 Veyrona. Niedawno miałem okazję przetestować taki model, a wrażenia możecie przeczytać poniżej.
Niestety fakt wsadzenia ośmiu cylindrów pod maskę Passata nie spotkał się z uznaniem w chwili debiutu i nie do końca robi to także dziś, ze względu na trudności w serwisowaniu auta oraz rzekome problemy z układem chłodzenia.
Sam Passat dziś uchodzi za samochód nieśmiertelny oraz wieczny i choć mówi się, że jedyne co może zepsuć, to humor sąsiada, gdy zaparkujemy pod domem, to nie był pozbawiony wad. Zawieszenie dające multum komfortu było dosyć skomplikowane i zbyt delikatne, jak na polskie drogi, diesle miewały kłopoty z turbosprężarką, a elektronika lubiła płatać figle. Niektórych wad pozbyto się przez akcje serwisowe, innych — przy okazji wspomnianego liftingu w 1999 r.
I choć z przyzwoitego auta oferującego namiastkę luksusu stał się wymarzonym samochodem stereotypowego "Janusza" i idealnym obiektem do wożenia ekip remontowych, to czasem jego legenda budzi się na nowo. Można nawet podejrzewać, że kiedyś stanie się klasykiem. Żyj nam 100 lat królu!