Ćwierć wieku legendy polskiego rynku wtórnego. VW Passat B5 Variant kończy 25 lat
Poza wizerunkiem woła roboczego mógł mieć zupełnie odmienny charakter - nawet luksusowy. Gdy się o nim wspomina, w kąciku ust pojawia się lekko szyderczy uśmiech. Ale czym byłyby nasze drogi bez niego? Dziś Passat B5 Variant kończy 25 lat.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Król i książę polskiej wsi, golf i passat w TDI" - ten wierszyk nie przynosi może chluby passatowi, ale będąc uczciwym, ten rodzinny model to kawał historii Volkswagena. Piąta generacja zadebiutowała w 1996 r. i była nowym rozdaniem niemieckiej firmy.
Przez Niemców był uważany jako przeciętniak w klasie średniej, ale w oczach Polaków był spełnieniem marzeń i symbolem wyższego statusu. Nic dziwnego, skoro w czasach gdy powstawał na Żeraniu dopiero co dokonano kolejnych już zmian na archaicznej konstrukcji Poloneza. A przy okazji oferował ogrom miejsca i niespotykany dotąd komfort jazdy.
Podczas gdy my dalej klepaliśmy przestarzałe podwozie opierające się na sztywnym moście i resorach z tyłu, Passat dzielił płytę podłogową z Audi A4 B5 i dysponował wielowahaczowym zawieszeniem z aluminiowymi komponentami. Model miał oferować zupełnie nową jakość — design wyraźne oddzielał go od dotychczasowych modeli, karoseria była ocynkowana, a systemy komfortu po raz pierwszy zarządzane były magistralą CAN. Najlepsze przyszło jednak dopiero 6 czerwca 1997 r.
Wówczas do salonów wjechał Variant, który stał się prawdziwym hitem, ponieważ stanowił aż 70 proc. sprzedaży B5. Jego rodzinna twarz z wielkim, 500-litrowym bagażnikiem nie ulegała zmianie, ale faktyczny charakter zależał od wyboru pierwszego właściciela. Dostępne były bowiem uchodzące za pancerne, ale ślimacze 1.9 TDI, jak i 193-konny 2.8 V6, który nie bał się lewego pasa na niemieckiej autostradzie.
W 1999 r. przeprowadzono solidny lifting, który objął przede wszystkim zmianę przednich i tylnych lamp i poprawę jakości wykonania. Dwa lata później dołączył napęd na cztery koła 4Motion, ale kto chciał z Passata zrobić ukrytą opcję klasy wyższej, także miał taką możliwość.
W 2001 r. do oferty dołączyła wersja W8 z 4-litrowym silnikiem o mocy 275 KM. Wersja była nie tylko "pomostem do sektora luksusowego", ale poniekąd także polem badawczym dla mocarnego W16 Veyrona. Niedawno miałem okazję przetestować taki model, a wrażenia możecie przeczytać poniżej.
Niestety fakt wsadzenia ośmiu cylindrów pod maskę Passata nie spotkał się z uznaniem w chwili debiutu i nie do końca robi to także dziś, ze względu na trudności w serwisowaniu auta oraz rzekome problemy z układem chłodzenia.
Sam Passat dziś uchodzi za samochód nieśmiertelny oraz wieczny i choć mówi się, że jedyne co może zepsuć, to humor sąsiada, gdy zaparkujemy pod domem, to nie był pozbawiony wad. Zawieszenie dające multum komfortu było dosyć skomplikowane i zbyt delikatne, jak na polskie drogi, diesle miewały kłopoty z turbosprężarką, a elektronika lubiła płatać figle. Niektórych wad pozbyto się przez akcje serwisowe, innych — przy okazji wspomnianego liftingu w 1999 r.
I choć z przyzwoitego auta oferującego namiastkę luksusu stał się wymarzonym samochodem stereotypowego "Janusza" i idealnym obiektem do wożenia ekip remontowych, to czasem jego legenda budzi się na nowo. Można nawet podejrzewać, że kiedyś stanie się klasykiem. Żyj nam 100 lat królu!