Chińskie auta zachwycają, Tesla i Toyota rozczarowały. Zimowy test zasięgu w Norwegii
Norweska Federacja Samochodowa (NAF) przeprowadziła kolejny zimowy test samochodów elektrycznych, polegający na jeździe od pełnego naładowania do pełnego rozładowania akumulatora trakcyjnego. Sprawdzono, jak bardzo różną się deklarowane zasięgi od rzeczywistych. Niemal każde auto rozczarowuje.
28.02.2024 | aktual.: 28.02.2024 17:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
NAF we współpracy z norweską redakcją motoryzacyjną motor.no co rok przeprowadza dwa testy zasięgu samochodów elektrycznych – letni i zimowy. Próby są przeprowadzane w zróżnicowanych warunkach, by oddać dokładnie to, czym jest cykl mieszany.
Temperatura w teście wynosiła od –2 do –10 st. C. Ważne, że kierowcy zaczęli jazdę z w pełni naładowanym akumulatorem, a zakończyli wtedy, kiedy auto nie chciało dalej jechać. W tym miejscu warto podkreślić, że są to zasięgi rzeczywiste, ale nie praktyczne. Nikt nie jeździ autem elektrycznym aż do momentu, kiedy odmówi ono posłuszeństwa, tylko najwyżej do momentu, aż zasięg będzie minimalny lub bliski zero. Nie inaczej jest z samochodami spalinowymi. Zatem podane wartości są wyższe niż te, które byłyby odzwierciedleniem normalnej eksploatacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Największe porażki
Samo ocenianie zasięgu byłoby niesprawiedliwe ze względu na różną pojemność akumulatorów w 23 testowanych modelach samochodów. Dlatego wartością, którą można ocenić, jest różnica pomiędzy zasięgiem deklarowanym (w cyklu WLTP) a zasięgiem rzeczywistym. Największym przegranym okazała się Toyota BZ4x AWD z deklarowanym zasięgiem 460 km, a rzeczywistym 313,5 km, co daje różnicę 31,8 proc.
Niewiele lepiej wypadło Volvo C40, które przejechało 395 km, a zasięg deklarowany to 577 km. Różnica to 31,5 proc. Do aut, które mają przynajmniej 30-procentową różnicę w zasięgu, należy także Polestar 2 (30 proc.).
Niewątpliwie jednak największą porażką zakończył się test Tesli 3 LR z wynikiem 29,9 proc. Tesla uzyskiwała zazwyczaj dobre wyniki, a w 2020 roku wygrała zimowy test. W najnowszym okazała się rozczarowująca. Kiepsko wypadł też najnowszy produkt Volkswagena, model ID. 7 Pro.
Niespodziewani zwycięzcy
Niespodziewanym zwycięzcą testu został samochód, o którym znakomita większość przeczyta teraz po raz pierwszy – HiPhi Z (samochód z pierwszego zdjęcia). Jest to chiński samochód produkowany przez firmę Human Horizons. Nie dość, że uzyskał znakomity realny zasięg na poziomie 522 km, to różnica względem deklarowanego wyniosła tylko 5,9 proc.
Bardzo dobre wyniki uzyskały także BMW i5 eDrive 40 (12,2 proc.), Lotus Eletre S (12,3 proc.) oraz Kia EV9 (12,5 proc.). Pochwalić można także inne chińskie auta, jak Nio EL6 czy Xpeng G9.
Który samochód elektryczny ma największy zasięg zimą?
Patrząc na sam zasięg, a nie różnicę względem deklarowanego, okazuje się, że niektóre auta mają już imponująco wydajne układy elektryczne. Pomijając zwycięzcę (HiPhi Z), który ma też największy realny zasięg (522 km), są już auta, które dają możliwość przejechania więcej niż 450 km i to zimą.
Znany nam Hyundai Ioniq 6 (RWD) przejechał 467,8 km. To znacznie mniej od deklarowanych 606 km, ale wciąż dobry wynik. Jeszcze lepszy wynik uzyskał chiński Nio ET5 Touring (zdjęcie powyżej) z imponującym wynikiem 481,4 km. Lotus Eletre S pokonał dystans 464,6 km, a Xpeng G9 przejechał 451,8 km. Niestety, są to samochody, o których niewielu w ogóle słyszało. A co z popularnymi elektrykami?
Najgorszy wynik miał Jeep Avenger (286 km), który i tak wydaje się niezły, ale to ze względu na jazdę mieszaną i oczywiście jazdę do zatrzymania. W praktyce zasięg do zera nie przekroczyłby pewnie 250 km. Kiepsko wypadły też inne pojazdy koncernu Stellantis, jak Peugeot e-308 SW czy Opel Astra Electric ST z zasięgami nieco poniżej 300 km.