Buliński: Mimo że w grę wchodzi nasze życie, wciąż bagatelizujemy kwestię przewozu bagaży. Niewiedza czy oszczędność? (Opinia)
Co to jest "bezpieczna podróż na urlop"? Większość odpowie, że jazda zgodna z przepisami oraz baczna obserwacja zachowania innych kierowców. Niektórzy wspomną jeszcze o stanie technicznym pojazdu. A co z bagażami? Długi weekend uświadomił mi, że wciąż zapominamy o tej kwestii, a może nas to kosztować życie.
15.06.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zdjęcie ograniczeń narzuconych przez epidemię koronawirusa spowodowało, że w długi weekend Polacy masowo ruszyli na wypoczynek. Również ja się o to pokusiłem - wybrałem miejsce nad morzem, nieco oddalone od dużych ośrodków turystycznych. Z uwagi na spory ruch, trasa zarówno tam, jak i z powrotem nie należała do najprzyjemniejszych.
Nie będę się tu jednak rozpisywał o manewrach niektórych kierowców. Zaobserwowałem inne zachowanie, które, choć nie sprowadza bezpośrednio zagrożenia na innych uczestników ruchu, to może być śmiertelnie niebezpieczne dla pasażerów danego pojazdu.
Plecakowy wieżowiec niczym tykająca bomba
Mowa o bagażniku wypchanym po sam dach. Niestety, wielu kierowców podczas pakowania auta zupełnie nie przejmuje się ograniczoną przestrzenią, a w wielu przypadkach prawdopodobnie także dopuszczalną ładownością. Oczywiście, nie mam "wagi w oczach", żeby określać, czy dany pojazd zmieścił się w widełkach dopuszczalnej masy całkowitej, ale przyznacie, że w niektórych przypadkach przekroczenie granicy widać gołym okiem.
Gdybym chciał policzyć, ile samochodów z przylegającymi do szyby torbami mnie wyprzedziło, palców u obu rąk zabrakłoby, nawet gdybym jechał w 5 osób. Problemu nie ma, jeśli przedział bagażowy od kabiny pasażerskiej oddzielony jest odpowiednią kratką. Gorzej, gdy takiej kratki nie ma.
W najlepszym przypadku – mandat, w najgorszym – wypadek i ryzyko utraty życia
Najmniejsze kłopoty, jakie czekają nas za przewożenie niezabezpieczonych bagaży (a widać było, że te wystające poza linię bagażnika leżały luzem), to mandat. Jeśli nie zabezpieczymy ładunku przed zmianą położenia, grozi nam grzywna od 20 do 500 zł.
To jednak nie koniec potencjalnych kłopotów. Pomijam już fakt, że plecakowy wieżowiec skutecznie zasłania nam widok w lusterku wstecznym. Znacznie gorzej robi się, gdy będziemy zmuszeni awaryjnie zahamować albo gdy dojdzie do wypadku.
Przy zderzeniu z prędkością 64 km/h zwykła butelka wody potrafi "ważyć" nawet 60 kg. Wystarczy wyobrazić sobie, jak podczas wypadku zachowają się niezabezpieczone plecaki w tylnej części auta. Kufer przemieni się w wyrzutnię pocisków.
Jeśli ktoś dalej nie widzi problemu, kwestię niezabezpieczonego ładunku w ostatnim czasie zobrazował niemiecki automobilklub ADAC. W ich przypadku sytuacja została przedstawiona na cięższych ładunkach ze sklepu z wyposażeniem wnętrz. Nieodpowiedni przewóz doprowadził wręcz do wyrwania przednich foteli z mocowania. A to wszystko przy prędkości "zaledwie" 45 km/h. Mimo różnicy bagaży trudno nie dostrzec analogii.
Ryzyko z oszczędności czy niewiedzy?
Zacząłem się zastanawiać, czy takie zachowanie wynika z prostej niewiedzy, czy z chęci zaoszczędzenia pieniędzy. Jasne, pakowanie samochodu na wyjazd często przypomina grę w tetrisa – sam nieraz musiałem kilka razy zmieniać układ toreb i walizek, żeby wszystko pomieściło się w bagażniku. Jeszcze większym wyzwaniem jest wyjazd z dziećmi – nierzadko musimy zabrać przecież ze sobą także wózek.
Jeśli nasz ekwipunek przekracza litraż kufra, nie musimy narażać życia i zdrowia naszych pasażerów. Najprostszym rozwiązaniem jest bagażnik dachowy, a jeśli nasze auto ma hak, możemy też skorzystać z przyczepki. W obu przypadkach wynajem to wydatek zaledwie ok. 30 zł za dobę. Można rozważyć też kupno boksu. Jest szansa, że taka inwestycja się zwróci — skoro przydał nam się raz, to wysoce prawdopodobne, że będziemy używali go częściej.
Owszem, wiele osób korzysta z wymienionych rozwiązań, ale liczbę zapakowanych po dach aut, które spotkałem na trasie, można określić co najmniej jako "niepokojącą". A przecież to tylko obserwacje jednej osoby z jednego szlaku komunikacyjnego w wąskich ramach czasowych. Powstaje pytanie, czy warto narażać zdrowie i życie nasze oraz pasażerów, dla niewielkiej oszczędności finansowej? Odpowiedź jest chyba oczywista.