Jak rowerzyści mogą (nie)świadomie irytować kierowców?
Rowerzysta - r.nijaki, mityczna kreatura stworzona tylko po to, żeby utrudniać Ci życie. Wyłania się zawsze, gdy właśnie gdzieś się spieszysz... to ja!
06.09.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W sezonie wakacyjnym do pracy jeżdżę na rowerze. Niecałe 14 km po Warszawie z rana, szczególnie przy ostatnich bardzo ciepłych miesiącach nie jest jakimś wielkim trudem ani problemem. Główny powód jest jeden - jest dużo szybciej. Na ścieżkach nie ma korków, światła działają całkiem płynnie, do części robót drogowych można się po kilku dniach przyzwyczaić. To słowem wstępu, ale wracając do chwytliwego tytułu – jak rowerzyści mogą (nie)świadomie irytować kierowców?
Pomijam całkowicie łamanie przepisów przez obydwie strony, sprawa będzie zupełnie inna i dość prosta. Nie chodzi ani o ciągłe jeżdżenie pomiędzy chodnikiem, a ulicą, w zależności od nastroju rowerzysty. Nie jest to też nagminne „ja jeszcze zdążę na tym czerwonym”. To jak możemy irytować Was - kierowców - w pełni mieści się w przepisach. Przy trafieniu na takie czerwone, na którym akurat ktoś nie zdążył lub przy codziennym rannym korku w stronę miejsca pracy (szczególnie, że nadal brakuje nam jednego mostu). Motocykle, skutery, rowery przeciskają się pomiędzy stojącymi lub ledwie turlającymi się autami by podjechać jak najbliżej świateł lub po prostu je minąć. Część staje za sygnalizacją świetlną na przejściu (co w naszym kraju nie do końca jest ani mądre, ani poprawne, ale co pan zrobisz…).
Dobra, ale tu chodzi o rowerzystów! Nie wszyscy podjadą na sam początek do sygnalizatora, część się nie zmieści, części nie chce się pchać. Jako, że już spora część warszawskich aut stojących w korku to relatywnie młode, dobrze doposażone samochody, to dla ich kierowców pojawia się jeden problem – dwa słowa – mianowicie "czujniki parkowania". Nieświadomy lub nawet w pełni świadomy rowerzysta podjeżdżając do takiego auta na odległość, którą można określić jako blisko, ale nie za blisko jest w stanie je uruchomić. Oczywiście nie we wszystkich modelach wyposażonych w czujniki zostaną one odpalone, ale jednak w niektórych się tak zdarzy. Po czym łatwo zauważyć?
Najczęściej po kilku sekundach samochód stojący przed nami w korku do świateł próbuje odbić w lewo i nas puścić (sam z siebie, jak cudownie!). Innym razem dojeżdża do następnego auta tak, by tylko intensywność pikania się zmniejszyła. Z doświadczenia wiem, że nie jest to najprzyjemniejszy odgłos jaki może wydawać nasz samochód, i wy pewnie też jesteście tego świadomi. Tym bardziej jest on nieprzyjemny, jeżeli nie w pełni rozbudzeni jedziecie do pracy i jedyną myślą jaką macie w głowie to zaparkować i zrobić sobie kawę.
Także, podsumowując, niektórzy rowerzyści większości z jadących rano do pracy managerów i pochodnych mogą całkowicie legalnie grać na nerwach, do woli, wedle uznania. Najgorsze dla kierowców jest to, że część z tych rowerzystów jest tego w pełni świadoma…
Żeby nie kończyć tak złowieszczo, mam już w głowie kontrprzykład o tym, jak kierowcy, często nieświadomie utrudniają rowerzystom ich ranną/popołudniową drogę do/z pracy. O nim pewnie następnym razem..