Abarth Punto EVO - ukąszony [test autokult.pl]
Wiosna w pełni. Słońce mocno przygrzewa, a na ulicach i w parkach robi się coraz bardziej zielono. Większość ludzi z uśmiechem na ustach i w dobrym humorze korzysta z tej pięknej pogody. Niestety ja nie zaliczam się do tej większości. Dlaczego? Ponieważ zostałem ukąszony przez skorpiona.
29.04.2011 | aktual.: 28.03.2023 16:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wiosna w pełni. Słońce mocno przygrzewa, a na ulicach i w parkach robi się coraz bardziej zielono. Większość ludzi z uśmiechem na ustach i w dobrym humorze korzysta z tej pięknej pogody. Niestety ja nie zaliczam się do tej większości. Dlaczego? Ponieważ zostałem ukąszony przez skorpiona.
Uprzedzając nieco fakty, Abarth Punto EVO, czyli nasz skorpion, spowodował, że przez kilka dni po ukąszeniu ani razu nie żałowałem, że zamiast leniuchować na słońcu, działałem jak zahipnotyzowany pod wpływem uzależniającego jadu.
Już sam wygląd zewnętrzny sprawcy tego całego zamieszania sprawia, że do Abartha podchodzi się z dużym szacunkiem i respektem. Jaskrawoczerwony kolor, siedemnastocalowe felgi przypominające szczypce skorpiona, poszerzone nadkola oraz ponacinana różnego rodzaju wlotami powietrza karoseria prezentuje się bardzo bojowo. Dodatkowo gdyby ktoś miał wątpliwości, z jakim autem ma do czynienia, wystarczy rzut oka na dolną część drzwi, przez którą przebiega biały pas z dużym napisem ABARTH.
Zaraz, zaraz, a co to za marka Abarth? Przecież to Fiat Punto! Tak zapewne na widok tego czerwonego auta zareagują osoby nie do końca znające się na motoryzacji. Zamiast tłumaczyć wszystkim po kolei, o co chodzi z tym Abarthem, wystarczy powiedzieć: Proszę znaleźć choć jeden znaczek Fiata. Nie ma? No cóż, przecież mówiłem że to nie Fiat, tylko Abarth.
Logo Fiata znajdujące się na przednim grillu oraz na tylnej klapie zostało zastąpione jadowitym czarnym skorpionem na żółto-czerwonym tle. Dodatkowo w okolicach tylnych nadkoli również znajduje się logo Abartha. Przez okno widzę, że kierownica oraz sportowe fotele także zostały wzbogacone o emblemat przedsatwiający skorpiona.
Chwila zastanowienia, trzy puknięcia się w czoło i już siedzę we wnętrzu Abartha. Po co mam zaglądać przez szybę i lizać lizaka przez opakowanie, skoro mam kluczyki do tego auta. W przeciwieństwie do wyglądu zewnętrznego wnętrze nie jest już tak ekstrawaganckie. Mięsiste sportowe fotele, tu i ówdzie czające się znaczki ze skorpionem, nieco inna grafika zegarów oraz prędkościomierz wyskalowany do 270 km/h to tak naprawdę jedyne zmiany w stosunku do seryjnego Fiata Punto EVO.
Wygląd konsoli środkowej, deski rozdzielczej oraz panelu klimatyzacji pozostał bez zmian. Ergonomia wszystkich przełączników oraz jakość zastosowanych materiałów są na zadowalającym poziomie. Jedyną rzeczą, do której można się przyczepić, jest czcionka, jaką są wyświetlane informacje dotyczące bieżących ustawień systemu audio. Być może zabrzmi to jak trywialne wyznanie strasznego pedanta, ale połączenie pomarańczowego podświetlenia z takim a nie innym wzorem czcionki po prostu wygląda bardzo archaicznie.
Zwiedzanie wnętrza nie trwało zbyt długo. Zapiałem pasy, przekręciłem kluczyk w stacyjce i stało się. Skorpion zaatakował. Dźwięk, jaki wydobywał się z podwójnej końcówki układu wydechowego, powodował ciarki. Każde mocniejsze wciśnięcie pedału gazu sprawiało, że na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Konia z rzędem temu, kto wskaże mi równie soczyście brzmiącą jednostkę napędową o pojemności raptem 1,4 litra. Dzięki zastosowaniu turbosprężarki silnik tego skorpiona legitymuję się mocą 165 KM oraz momentem obrotowym równym 250 Nm. Takie wartości sprawiają, że ważącemu nieco ponad tonę autu sprint od 0 do 100 km/h zajmuje niespełna 8 sekund.
Podobno każdy z nas ma dwa oblicza. Z Abarthem jest podobnie. Umiejscowiony obok lewarka zmiany biegów przełącznik potrafi zmienić tego skorpiona w potulnego pajęczaka. Być może dziwicie się, że właśnie w ten sposób opisałem ten praktyczny przełącznik. Przecież w większości tego typu aut mówi się raczej, że za pomocą magicznych dźwigienek i guziczków zmieniają one charakter danego samochodu na bardziej drapieżny. Zgadza się, ale podczas całego testu Abartha Punto EVO zmieniałem nastawy samochodu z trybu sport na normalny tylko raz i zrobiłem to z czystej ciekawości.
Sport – takie jest domyślne ustawienie tej dźwigienki w skorpionie i nie da się ukryć, że właśnie do takiej, czyli sportowej jazdy ten samochód został stworzony. Chcecie oszczędzać paliwo i leniwie przemieszczać się po ulicach, proszę bardzo – wybierzcie tryb normalny.
Wracając do twierdzenia o dwóch obliczach wypada wspomnieć o 6-biegowej manualnej przekładni, w którą był wyposażony testowany Abarth. Jeśli jedzie się dynamicznie i lewarek zmiany biegów traktuje brutalnie, wszystkie przełożenia wchodzą płynnie i precyzyjnie, natomiast jeśli jedzie się bardzo spokojnie, a bieg na wyższy zmienia zgodnie z zaleceniami komputera pokładowego, wówczas działanie przekładni wydaję się mało precyzyjne. Wnioski? Ustawić wcześniej wspomniany przełącznik na tryb sport i cieszyć się jazdą.
Oprócz dobrych wartości przyspieszeń powodujących niekiedy zamieszanie w żołądku rzeczą wartą podkreślenia jest precyzyjny układ kierowniczy (oczywiście cały czas mam na myśli tryb sport, ponieważ w trybie normalnym cały układ odpowiedzialny za skręcanie jest leniwy niczym kluski). Nawet podczas szybciej pokonywanych łuków auto prowadzi się jak po sznurku, charakteryzując się tylko niewielką i typową dla przednionapędówek podsterownością.
Na pochwałę zasługują także hamulce. Sygnowany przez Brembo układ hamulcowy nie wykazywał większych oznak zmęczenia nawet po kilku ostrych hamowaniach do zera. Dodatkowo sztywno zestrojone zawieszenia sprawia, że auto nie nurkuje oraz nie podpiera się lusterkami na zakrętach.
Przyznaję się bez bicia, że w przypadku tego auta miałem dość ciężką nogę. Jak zatem wygląda kwestia spalania? Po przejechaniu ponad 300 km komputer pokazywał wartość 9 litrów. Moim zdaniem jest to bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę, że naprawdę nie oszczędzałem pedału gazu. Cena samego samochodu? Nieco ponad 70 tys zł. Przyznam, że stosunek ceny do radości z jazdy i indywidualności w tym przypadku jest niesamowity.
Niestety po kilku dniach jad przestał działać i dostałem chwilowy zakaz zbliżania się do skorpionów. Odnoszę jednak wrażenie, że jakieś śladowe ilości tego tajemniczego specyfiku pozostały nie tylko w mojej świadomości. Czuję, że już niebawem znów wejdę w bliższy kontakt ze skorpionem. Tym razem nieco mniejszym, ale wcale nie mniej jadowitym. Do zobaczenia na drodze.
Testowany egzemplarz:
Silnik i napęd:
• Typ: spalinowy, R4 Turbo
• Objętość skokowa [cm[sup]3[/sup]]: 1368 cm[sup]3[/sup]
• Ustawienie: z przodu, poprzecznie
• Moc maksymalna [KM]: 165 przy 5000 obr./min
• Moment maksymalny [Nm]: 250 przy 2250 obr./min
• Skrzynia biegów: 6-biegowa, manualna
• Typ napędu: przedni (FWD)
• Hamulce przednie: tarczowe, wentylowane, średnica 300 mm
• Hamulce tylne: tarczowe, wentylowane średnica 310 mm
• Układ kierowniczy: wspomagany
• Koła i ogumienie przednie: 17'' 215/45 R17
• Koła i ogumienie tylne: 17'' 215/45 R17
Masy i wymiary:
• Typ nadwozia: Hatchback
• Liczba drzwi: 3
• Masa własna [kg]: 1075
• Stosunek masy do mocy [kg/KM]: 6,51
• Długość [mm]: 4065
• Szerokość [mm]: 1726
• Wysokość [mm]: 1490
• Rozstaw osi [mm]: 2510
• Rozstaw kół przód/tył [mm]: 1483/ 1471
Osiągi:
• Przyspieszenie 0-100 km/h [s]: 7,9
• Prędkość maksymalna [km/h]: 213
• Emisja CO2 [g/km]: 142 g/km
• Zużycie paliwa [l/100 km]: 9l/100 km
Cena: 72 590 zł