Minęło 16 lat od śmierci Janusza Kuliga. Wspominamy legendę rajdów
13 lutego 2004 roku w wypadku drogowym zginął jeden z najbardziej uznanych polskich kierowców rajdowych ostatnich dekad. Jedna tragiczna chwila przerwała życie utalentowanemu sportowcowi i powszechnie lubianemu, dobremu człowiekowi, przed którym mimo wielu kariera stała otworem.
13.02.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Minęło już 16 lat od chwili, gdy pojawiła się szokująca wieść o nagłej śmierci Janusza Kuliga. Jeden z najbardziej znanych kierowców rajdowych zginął w wypadku na przejeździe kolejowym. Choć na co dzień podejmował wielkie ryzyko na odcinkach specjalnych i nieraz wypadał z tras, sam poniósł śmierć w wyniku błędu kogoś innego: dróżniczki, która nie dopilnowała swoich obowiązków na strzeżonym przejeździe w Rzezawie koło Bochni.
Janusz Kulig miał wtedy 34 lata. W pierwszą rocznicę jego śmierci w miejscu wypadku odsłonięto tablicę z sentencją Seneki "I krótkie życie jest dostatecznie długie, by przeżyć je szlachetnie". Młody Małopolanin był uosobieniem tych słów.
Krótka biografia i kariera sportowa Janusza Kuliga
Pochodził z Łapanowa spod Bochni, z którym był związany do końca swojego życia. Najpierw jeżdżąc po okolicznych lasach kręconym do granic możliwości maluchem. Później zbierając wśród znajomych ze szkoły i z ulicy ludzi do swojego zespołu rajdowego.
Dla polskich kibiców był na oesach jednym z tych herosów, którzy mijali ich najszybciej najpotężniejszymi maszynami. Do dziś starsi fani mają w pamięci jego czerwonego escorta w malowaniu Marlboro, później Focusa, ale i niebieskie renault megane czy też biało-niebieskiego lancera.
Tytuł rajdowego mistrza Polski Kulig zdobył po raz pierwszy w wieku 28 lat. Było to w roku 1997. W kolejnych dwóch sezonach był krajowym wicemistrzem, a tytuły mistrzowskie wywalczył znów w latach 2000 i 2001. W latach 1998 i 1999 został mistrzem Europy Centralnej, a w roku 2001 – także mistrzem Słowacji.
Jego plany na kolejne lata sięgały jeszcze wyżej. W roku 2002 został wicemistrzem Europy po tryumfach w dwóch rundach (Rajdzie Turcji i Rajdzie Polski). W roku 2003 pojawiły się nawet sukcesy w Rajdowych Mistrzostwach Świata. Z Maciejem Szczepaniakiem zajął trzecie miejsce w PWRC w Rajdzie Niemiec, w Rajdzie Meksyku drugie w klasie N4 z Jarosławem Baranem.
W roku 2004 Kulig miał rozpocząć nowy etap w swojej karierze wraz z marką Fiat. W ramach podpisanego z Fiat Auto Poland kontraktu miał startować w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski oraz wybranych rundach Mistrzostw Europy za kierownicą Fiatem Punto w specyfikacji S1600.
Janusz Kulig na oesach walczył o ułamki sekund, na drogach o bezpieczeństwo
Za kierownicą fiata już go jednak nie ujrzeliśmy. Jego wspaniałe życie zostało przerwane nagle 13 lutego 2004 roku, gdy prywatnym fiatem stilo przejeżdżał przez strzeżony przejazd kolejowy w nieodległej od jego rodzinnego Łapanowa miejscowości Rzezawa.
Na drogach publicznych polski mistrz jeździł rozważnie. Jak wspominają jego znajomi, był "fanatykiem bezpieczeństwa". Propagował poszanowanie przepisów. W Łapanowie już w 1999 roku z jego inicjatywy zbudowano przy szkole miasteczko ruchu drogowego.
W tamtym momencie również nie szalał. Wskazówka prędkościomierza w jego aucie zatrzymała się na wartości 40 km/h. W wyniku prowadzonego po wypadku procesu sąd ustalił, że zawiniła dróżniczka i skazał ją na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Ojciec Janusza Kuliga oznajmił, że jego rodzina przebacza sprawczyni, choć nigdy się z tą tragedią nie pogodzi. Rajdowiec pozostawił po sobie dwie córki. Pierwsza w chwili wypadku miała kilka lat. Drugiej już nie zobaczył – urodziła się pół roku po jego śmierci.
Dziś w Rzezawie na przejeździe kolejowym nie ma już budki dróżnika. Ruch jest kierowany przez automat. Cały przejazd został przebudowany w taki sposób, by zapewnić kierowcom lepszą widoczność.