Minęło 16 lat od śmierci Janusza Kuliga. Wspominamy legendę rajdów
13 lutego 2004 roku w wypadku drogowym zginął jeden z najbardziej uznanych polskich kierowców rajdowych ostatnich dekad. Jedna tragiczna chwila przerwała życie utalentowanemu sportowcowi i powszechnie lubianemu, dobremu człowiekowi, przed którym mimo wielu kariera stała otworem.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Minęło już 16 lat od chwili, gdy pojawiła się szokująca wieść o nagłej śmierci Janusza Kuliga. Jeden z najbardziej znanych kierowców rajdowych zginął w wypadku na przejeździe kolejowym. Choć na co dzień podejmował wielkie ryzyko na odcinkach specjalnych i nieraz wypadał z tras, sam poniósł śmierć w wyniku błędu kogoś innego: dróżniczki, która nie dopilnowała swoich obowiązków na strzeżonym przejeździe w Rzezawie koło Bochni.
Janusz Kulig miał wtedy 34 lata. W pierwszą rocznicę jego śmierci w miejscu wypadku odsłonięto tablicę z sentencją Seneki "I krótkie życie jest dostatecznie długie, by przeżyć je szlachetnie". Młody Małopolanin był uosobieniem tych słów.
Krótka biografia i kariera sportowa Janusza Kuliga
Pochodził z Łapanowa spod Bochni, z którym był związany do końca swojego życia. Najpierw jeżdżąc po okolicznych lasach kręconym do granic możliwości maluchem. Później zbierając wśród znajomych ze szkoły i z ulicy ludzi do swojego zespołu rajdowego.
Dla polskich kibiców był na oesach jednym z tych herosów, którzy mijali ich najszybciej najpotężniejszymi maszynami. Do dziś starsi fani mają w pamięci jego czerwonego escorta w malowaniu Marlboro, później Focusa, ale i niebieskie renault megane czy też biało-niebieskiego lancera.
Tytuł rajdowego mistrza Polski Kulig zdobył po raz pierwszy w wieku 28 lat. Było to w roku 1997. W kolejnych dwóch sezonach był krajowym wicemistrzem, a tytuły mistrzowskie wywalczył znów w latach 2000 i 2001. W latach 1998 i 1999 został mistrzem Europy Centralnej, a w roku 2001 – także mistrzem Słowacji.
Jego plany na kolejne lata sięgały jeszcze wyżej. W roku 2002 został wicemistrzem Europy po tryumfach w dwóch rundach (Rajdzie Turcji i Rajdzie Polski). W roku 2003 pojawiły się nawet sukcesy w Rajdowych Mistrzostwach Świata. Z Maciejem Szczepaniakiem zajął trzecie miejsce w PWRC w Rajdzie Niemiec, w Rajdzie Meksyku drugie w klasie N4 z Jarosławem Baranem.
W roku 2004 Kulig miał rozpocząć nowy etap w swojej karierze wraz z marką Fiat. W ramach podpisanego z Fiat Auto Poland kontraktu miał startować w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski oraz wybranych rundach Mistrzostw Europy za kierownicą Fiatem Punto w specyfikacji S1600.
Janusz Kulig na oesach walczył o ułamki sekund, na drogach o bezpieczeństwo
Za kierownicą fiata już go jednak nie ujrzeliśmy. Jego wspaniałe życie zostało przerwane nagle 13 lutego 2004 roku, gdy prywatnym fiatem stilo przejeżdżał przez strzeżony przejazd kolejowy w nieodległej od jego rodzinnego Łapanowa miejscowości Rzezawa.
Na drogach publicznych polski mistrz jeździł rozważnie. Jak wspominają jego znajomi, był "fanatykiem bezpieczeństwa". Propagował poszanowanie przepisów. W Łapanowie już w 1999 roku z jego inicjatywy zbudowano przy szkole miasteczko ruchu drogowego.
W tamtym momencie również nie szalał. Wskazówka prędkościomierza w jego aucie zatrzymała się na wartości 40 km/h. W wyniku prowadzonego po wypadku procesu sąd ustalił, że zawiniła dróżniczka i skazał ją na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Ojciec Janusza Kuliga oznajmił, że jego rodzina przebacza sprawczyni, choć nigdy się z tą tragedią nie pogodzi. Rajdowiec pozostawił po sobie dwie córki. Pierwsza w chwili wypadku miała kilka lat. Drugiej już nie zobaczył – urodziła się pół roku po jego śmierci.
Dziś w Rzezawie na przejeździe kolejowym nie ma już budki dróżnika. Ruch jest kierowany przez automat. Cały przejazd został przebudowany w taki sposób, by zapewnić kierowcom lepszą widoczność.