Sąd stwierdził, że zatrzymanie "prawka" ma sens prewencyjny. To pokazuje, na czym stoimy (Opinia)

Wątpliwości co do tego, czy pomiar prędkości był prawidłowy, nie mogą powstrzymywać starosty przed zatrzymaniem prawa jazdy, orzekł sąd administracyjny. Chodzi o to, by kierowcy się bali. Nawet jeśli kara nie jest w pełni sprawiedliwa.

Wideorejestrator nie pokazuje prędkości "namierzanego" pojazdu, tylko radiowozu
Wideorejestrator nie pokazuje prędkości "namierzanego" pojazdu, tylko radiowozu
Źródło zdjęć: © Policja zdjęcie ilustracyjne
Tomasz Budzik

15.03.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:16

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Cel uświęca środki

Zbyt szybka jazda w terenie zabudowanym i wpadka, jakich wiele. W marcu 2020 r. kierowca samochodu został zatrzymany przez patrol policji, który na podstawie wskazanego przez wideorejestrator przekroczenia prędkości o 53 km/h zatrzymał mężczyźnie prawo jazdy. Ta sprawa jak w soczewce pokazała problem obowiązującego systemu karania zmotoryzowanych, bo to, co najciekawsze, wydarzyło się potem.

Mężczyzna przyjął mandat i oddał policjantom prawo jazdy. Potem sprawdził jednak dokumenty dotyczące legalizacji wideorejestratora i postanowił odwołać się od decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy. Jak się okazało, urządzenie otrzymało pierwotną legalizację, gdy w policyjnym BMW 330i GT były zamontowane letnie opony. W chwili zatrzymania zaś na felgach było zimowe ogumienie. Rozpoczęła się opisana przez serwis prawo.pl batalia, która zakończyła się wiele mówiącym wyrokiem.

Najpierw sprawa trafiła do samorządowego kolegium odwoławczego, które przyznało rację staroście. Z tym orzeczeniem nie zgodził się ukarany mężczyzna i sprawa trafiła do wyższej instancji. W listopadzie 2020 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Kielcach potwierdził opinię kolegium, a tym samym stwierdził, że decyzja starosty o zatrzymaniu prawa jazdy była prawidłowa.

Jak zauważył WSA, zgodnie z obowiązującymi przepisami starosta ma obowiązek zatrzymać prawo jazdy na podstawie informacji o popełnionym wykroczeniu, którą otrzymał od policji czy innej służby zajmującej się kontrolą prędkości. W uzasadnieniu wskazano, że jest to zgodne z opinią Naczelnego Sądu Administracyjnego wyrażoną uchwałą z 1 lipca 2019 r. (I OPS 3/18).

"Zatrzymanie prawa jazdy (...) realizuje cel prewencyjno-ochronny i zabezpieczający. (…) Skuteczność realizowania celu (...) ustawodawca zapewnił poprzez obligatoryjność i natychmiastowość jej zastosowania, aby oddziaływać odstraszająco na kierujących pojazdami i zniechęcić ich do nadmiernego przekraczania prędkości na obszarze zabudowanym", stwierdził w uzasadnieniu kielecki WSA.

Kielecki sąd bez ogródek przyznał więc, że w przypadku zatrzymywania prawa jazdy cel uświęca środki, a wywołanie obawy przed czasową utratą dokumentu jest ważniejsze niż rzetelne rozpatrzenie każdej sprawy przed podjęciem decyzji przez starostę. Czy w przypadku kierowcy z Kielc były wątpliwości? Wideorejestrator nie mierzy prędkości samochodu obserwowanego na ekranie urządzenia, ale radiowozu, w którym jest zamontowany. Rzeczywiście, zmiana opon może mieć pewien, choć niewielki, wpływ na wskazania urządzenia.

Można też w ogóle podważyć sens wykorzystywania wideorejestratorów do mierzenia prędkości, bo często takie pomiary obarczone są istotnym błędem. W końcu pomiar prędkości ma tu polegać na utrzymywaniu stałego dystansu pomiędzy śledzonym pojazdem a radiowozem. Tyle, że wideorejestrator nie pokazuje policjantom na bieżąco tego odstępu, a utrzymywanie go "na oko" może prowadzić do dużej niedokładności.

RPO chce zmian

W przypadku przekroczenia w terenie zabudowanym dopuszczalnej prędkości o ponad 50 km/h ścieżka postępowania od 2015 r. jest prosta. Policjant odbiera kierowcy dokument i wypisuje pokwitowanie, prawo jazdy trafia do urzędu, który je wydał, a tam – na podstawie informacji od policji  – starosta wydaje decyzję o trzymiesięcznym zawieszeniu uprawnień. Już w 2020 r. Rzecznik Praw Obywatelskich stwierdził, że powinno to ulec zmianie.

Zdaniem RPO starostwo powinno być zobligowane do przeprowadzenia wstępnego postępowania dowodowego przed wydaniem decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy. Dzięki takiemu rozwiązaniu kierowcy mogliby bronić się przed zatrzymaniem prawa jazdy, gdy nie zgadzają się z policją w kwestii skali dokonanego przekroczenia. Dziś nawet jeśli pomiar był – zdaniem ukaranego – przeprowadzony nieprawidłowo, nieprzyjęcie mandatu niewiele pomaga. Sprawa trafia przed sąd często dopiero po upływie trzech miesięcy lub niedługo przed końcem okresu zatrzymania prawa jazdy.

Według wyrażonej w 2020 r. opinii RPO  jest to niezgodne z konstytucją, która gwarantuje prawo do sprawiedliwego rozpatrywania spraw i pozwala na ograniczanie konstytucyjnych praw oraz wolności jedynie wtedy, gdy jest to konieczne dla zachowania bezpieczeństwa.

Czy kierowca, któremu w Kielcach zatrzymano prawo jazdy, został potraktowany w niesprawiedliwy sposób? Być może pomiar policji był nieprawidłowy, choć zawsze można powiedzieć, że mógł przecież jechać wolniej. Tu jednak chodzi nie tyle o sprawę jednego zmotoryzowanego, ile o cały system. Tylko w pełni sprawiedliwe i niebudzące wątpliwości karanie zniechęci do łamania przepisów i sprawi, że dotknięci sankcjami kierowcy przestaną postrzegać siebie jako "ofiary systemu". Powinno więc na tym zależeń nie tylko kierowcom, ale też władzom.

Źródło artykułu:WP Autokult
policjarzecznik praw obywatelskichprawo jazdy
Komentarze (25)