Weekendowe auto do 10 tys. zł [przegląd redakcji #17]
Samochodów na weekend, idealnych na wypad w góry czy na krótkie przejażdżki, zarówno po asfalcie, jak i po bezdrożach, mogłoby być mnóstwo. Kiedy jednak zawęzimy krąg poszukiwań do egzemplarzy w cenie do 10 tys. zł, poszukiwania będą nieco utrudnione. Nam udało się jednak znaleźć kilka aut.
03.04.2022 | aktual.: 14.03.2023 12:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Aleksander Ruciński – Volvo 850
Mimo że najmłodsze egzemplarze Volvo 850 mają dziś ponad ćwierć wieku i mogą aspirować do miana przyszłych youngtimerów, nadal dobrze sprawdzą się w roli auta na co dzień. Przestronne i praktyczne wnętrze, bogate wyposażenie oraz wysoki poziom bezpieczeństwa idą tu w parze z niepodrabialną linią solidnej cegły. Do tego trzeba doliczyć pięknie brzmiące, choć paliwożerne 5-cylindrówki i wysoką odporność na korozję.
Moim zdaniem trudno o solidniejszą i bardziej wszechstronną propozycję w tym budżecie. W dodatku z gratisowym potencjałem na przyszłego klasyka. Gdybym miał wydać 10 tys. zł na weekendowe auto, wybrałbym Volvo 850, ale nie muszę, bo już to zrobiłem.
Marcin Łobodziński – Audi TT 8N
Supersamochód w skali mikro. Audi TT było jedynym takim w historii motoryzacji. Przynajmniej dla mnie i przynajmniej z wyglądu. Do dziś, pomimo upływu ponad 20 lat od premiery, moim zdaniem wygląda obłędnie. Nawet jeśli stylistyka komuś się nie podoba, to koncepcja i charakterystyczne smaczki na pewno zostaną docenione przez każdego miłośnika motoryzacji.
Natomiast mechanicznie auto ma same plusy, patrząc na nie dziś. Wiele elementów i całych podzespołów dzieli z niezwykle popularnym Audi A3 (8L). Aż trudno uwierzyć, że ma tę samą płytę co pierwsza Škoda Octavia!
Samochód jest absolutnie niepraktyczny, ale na weekendowe przejażdżki idealny. Zawsze ma wystarczającą moc (przynajmniej 150 KM) w przeciwieństwie do wielu konkurentów klasy tanich coupé. Niemal same zalety, a jedną z nich jest niska cena.
Tomasz Budzik – Subaru Outback III
Samochód na weekend musi zabrać mnie na wypad w góry, niezależnie od warunków atmosferycznych. Dodatkowo musi zmieścić we wnętrzu rodzinę i bagaże, a do tego rozsądnie wyglądać z zamontowanym hakiem holowniczym służącym do mocowania bagażnika rowerowego. Wszystkie te wymogi spełnia Outback trzeciej generacji, a do tego dorzuca jeszcze silnik w układzie bokser. I jak go nie cenić?
Problemem pozostaje jedynie cena. Auta w założonym budżecie 10 tys. zł, owszem, zdarzają się na rynku, ale nie są częste, a ich stan budzi pewne wątpliwości. No cóż, w razie czego pozostaje jeszcze poprzednia generacja.
Filip Buliński – Opel Frontera
Myśląc o weekendowym aucie, do głowy od razu przychodzi mi jedno: cabrio. Okazuje się jednak, że rynek zmienił się szybciej niż moje wyobrażenia i 10 tys. zł nie starczy dziś już nawet na kupno Mazdy MX-5 NB. Dlatego co można jeszcze robić weekendami? Eksplorować teren, zjeżdżając z asfaltu.
A do Opla Frontery dawno miałem dziwną słabość. W końcu osadzona na ramie terenówka potrafi co nieco w terenie, ma reduktor i nie wymięknie w pierwszym lepszym błocie.
Przy okazji wszelkie modyfikacje czy naprawy, jak to w weekendowym aucie, nie będą specjalnie trudne. Może nie jest okazem piękna, ani nie zyskała tak kultowego statusu, jak chociażby jeep, ale właśnie dzięki temu dziś jej ceny nie poszybowały w górę i wciąż można kupić ładny i nadający się do dalszej eksploatacji egzemplarz za rozsądne pieniądze.
Mariusz Zmysłowski – Toyota RAV4 I
RAV4 pierwszej generacji to matka wszystkich współczesnych, kompaktowych SUV-ów. Było to auto mniej toporne niż twardsi terenowo konkurenci na ramie. Według mnie jest to więc idealne rekreacyjne auto, bez żadnych zobowiązań. Nie jest szybkie, więc nikt nie będzie chciał się z nami ścigać na światłach. Nie jest też ponadprzeciętnie zdolne terenowo, więc oprzemy się pokusie topienia się po dach.
Uważam, że krótka RAV4 to ten samochód, w którym za nieduże pieniądze można łatwo zażyć weekendowego relaksu za kierownicą. Wjedziecie nim na lekkie trasy na bezdrożach i bez męczarni przeturlacie się przez miasto. To uniwersalne auto, które niczego nie musi, tak jak ja lubię nic nie musieć w weekend. Dlatego byśmy się dogadali.
Maciej Skrzyński – Citroën BX
Skoro mowa o samochodzie weekendowym, to nie ma przeciwwskazań, żeby od czasu do czasu się popsuł. Co za tym idzie, można śmiało postawić na dziwne, francuskie auto – Citroëna BX.
Samochód, który nie tylko ma świetny klimat, ale w wersji po liftingu nie ma też problemu z korozją (plastikowe panele, podwójnie cynkowane blachy oraz podwozie powlekane PVC). Jednak główny powód, dla którego w tej kwocie wybrałbym właśnie BX-a, to oczywiście miękkie fotele i magiczne, hydropneumatyczne zawieszenie. To dzięki temu weekendowa przejażdżka stanie się wyjątkowa i z powodzeniem zastąpi żeglowanie.
Przy odrobinie szczęścia można trafić na ładny egzemplarz, który – po dorzuceniu żółtych halogenów, fabrycznych, pełnych felg i paru naklejek z epoki – przeistoczy się w całkiem fotogeniczny wóz. Wszak to projekt samego Marcello Gandiniego!