Ubezpieczenie na kierowcę, a nie na samochód. Zmiany w systemie pozbawione są sensu
Wystarczyły 2 miesiące, by znaleźć kolejne 25 tys. kierowców, którzy nie wykupili obowiązkowego ubezpieczenia OC dla swojego samochodu. Grożą im kary w wysokości nawet 5200 zł. W dyskusji o polisach często pojawia się wątek wykupienia ubezpieczenia nie na auto, a na kierowcę. Na razie nie ma to szans, a powód jest prozaiczny.
22.05.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Z roku na rok kary za brak ubezpieczenia OC rosną. Trudno się dziwić – są one oparte na płacy minimalnej, która jest coraz większa. Wezwania wysyłane przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny są destrukcyjne dla budżetu domowego – spóźnienie o 30 dni z wykupem polisy owocuje karą w wysokości 5200 zł. Dużo, ale UFG pokrywa leczenie i odszkodowania dla osób pokrzywdzonych w zdarzeniach, w których sprawca pozostał nieznany lub nie miał ubezpieczenia. Oczywiście on sam będzie musiał zwrócić regres co do złotówki.
Przedstawiciele funduszu przypominają, że choć ubezpieczenie przedłuża się automatycznie, trzeba pamiętać o przypadkach, kiedy musimy się sami pofatygować do agenta. Mówimy tutaj o zakupieniu auta i korzystaniu z ubezpieczenia poprzedniego właściciela. Pojawia się również błędne przekonanie o tym, że auto niesprawne, nieużywane i niewyjeżdżające na drogi nie musi mieć ubezpieczenia. To błąd. Zmotoryzowani często zauważali, że o wiele lepszym rozwiązaniem byłoby wykupienie polisy dla kierowcy, który ma np. dużą kolekcję pojazdów, a prowadzić może tylko jeden z nich. Temat powraca średnio co rok, a ostatnio zajmował się nim poseł Dobromir Sośnierz z Konfederacji.
Ubezpieczyciele zauważają, że nawet niesprawne auto sprawia zagrożenie, tj. może się stoczyć i w ten sposób wyrządzić szkody. To dość ekstremalny przypadek, ale powód, dla którego branża ubezpieczycieli nie chce zmian, jest o wiele, wiele prostszy. To się po prostu nie opłaca, a kierowcy nie zyskaliby wiele.
– Zmiana systemu oczywiście byłaby teoretycznie możliwa, natomiast nie miałaby żadnego uzasadnienia. Obecny system funkcjonuje dobrze i spełnia swoją funkcję, tj. przede wszystkim gwarantuje pomoc poszkodowanym w wypadkach – twierdzi Marcin Tarczyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń. – Zmiana wiązałaby się z chaosem i ogromnymi kosztami poprawek w przepisach, procesach i systemach informatycznych, a nie przyniosłaby dużych korzyści ani kierowcom, ani poszkodowanym – dodaje.
– W istocie bowiem ze społecznego punktu widzenia istotne jest nie tyle: kto płaci składkę, ile: zmniejszenie liczby wypadków drogowych oraz ograniczenie ich skutków – tłumaczy Mariusz Wichtowski, prezes zarządu Polskiego Biura Ubezpieczycieli Komunikacyjnych. – Brak jest jakichkolwiek przesłanek do stwierdzenia, iż zmiana systemu ubezpieczania (…) w istotny sposób wpłynie na bardziej rozważne zachowania kierowców, bądź też ograniczenie kierowania pojazdami – stwierdza Wichtowski.
Połowicznym rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie systemu działającego na Wyspach, czyli SORN (Statuory Off Road Notification), tzn. wyłączenia pojazdu z ruchu. W Polsce jednak takie wyłączenie jest dopiero planowane, a i tak będzie można z niego korzystać tylko w celu renowacji auta tj. raz na 3 lata. Zmiany proponowane przez Rzecznika Finansowego - czyli zrezygnowanie z OC na czas pandemii, gdy auta stoją nieużywane - zostały stanowczo odrzucone, jako szkodliwe dla ciągłości wypłat odszkodowań.