Budzik: Rząd nie zmienił przepisów o pieszych - i dobrze. Kierowcy nie są na nie ani odrobinę bardziej gotowi niż wcześniej (Opinia)
Jednodniowa akcja bydgoskiej policji pokazała smutną prawdę o polskich kierowcach. Rzut oka na "wyczyny" zmotoryzowanych wystarczy, by na myśl o naszym nieudolnym rządzie odetchnąć z ulgą.
27.08.2020 | aktual.: 22.03.2023 10:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wydawało się, że tragiczny wypadek, do którego jesienią 2019 r. doszło na warszawskiej ulicy Sokratesa, pociągnie za sobą głęboką zmianę na polskich drogach. Że oto od tej chwili zmotoryzowani wezmą sobie do serca bezpieczeństwo pieszych, których życie w zderzeniu z ważącą ponad tonę maszyną okazuje się nad wyraz kruche. Można było sądzić, że kierowcy na powrót sięgną do lektury przepisów, by odświeżyć sobie zasady wpojone - albo i nie - podczas kursu na prawo jazdy lub chociaż przeczytają kilka artykułów o pieszych i kierowcach czy obejrzą w internecie filmy na ten temat. Nic takiego jednak się nie stało.
By się o tym przekonać, wystarczy obejrzeć film, który podsumował kilkugodzinne działania bydgoskich policjantów. Miejscem akcji było przejście dla pieszych prowadzące przez ulicę o dwóch pasach prowadzących w każdą ze stron. Obszar był obserwowany przez mobilne centrum monitoringu, czyli nieoznakowany samochód dostawczy wyposażony w system nagrywania współpracujący z zewnętrznymi kamerami. Być może brak mundurowych widocznych obok "zebry" sprawił, że niektórym kierowcom puściły hamulce.
Trwający zaledwie 22 sekundy klip to istny festiwal wykroczeń. Jadący bydgoską ulicą kierowcy ignorują obecność ludzi na pasach i spokojnie jadą przez skrzyżowanie, choć nawet dziecko przystępujące do egzaminu na kartę rowerową wie, że należy ustąpić pierwszeństwa. Mamy też omijanie lewym pasem aut, które zatrzymały się, by przepuścić oczekującą na możliwość przejścia kobietę oraz klasyczne wyprzedzanie pojazdu jadącego prawym pasem tuż przed pasami. Bezczelność jednego z kierujących była tak wielka, że bez zwalniania przejechał lewym pasem, choć piesza idąca z drugiej strony ulicy była już na granicy prawego i lewego pasa jezdni prowadzącej w przeciwnym kierunku.
Sytuacja przypomina bardzo starą grę, w której wirtualny zwierzak stara się przejść na drugą stronę jezdni, nie tracąc przy tym życia. Problem polega jednak na tym, że dzieje się to naprawdę na naszych drogach. Oczywistością jest, że materiał bydgoskiej policji to jedynie skrót, ukazujący w telegraficznym tempie dłuższą obserwację. Nie zmienia to jednak faktu, że wielu polskich kierowców do łamania przepisów względem pieszych przyzwyczaiło się podobnie jak do ignorowania ograniczeń prędkości. Połączenie tych dwóch skłonności jest mieszanką wybuchową, z powodu której w 2018 r. w Polsce liczba pieszych zmarłych wskutek wypadków drogowych wyniosła 22,1 na milion mieszkańców, podczas gdy europejska średnia to 10,4.
Po wspomnianym już tragicznym wypadku na Sokratesa premier zapowiadał rewolucję w przepisach, polegającą na zwiększeniu praw pieszych na przejściach. Miała ona nastąpić 1 lipca 2020 r. Oczywiście skończyło się jednak na niespełnionych obietnicach rządu. Może to jednak i dobrze? Film bydgoskiej policji jasno pokazuje, że polscy kierowcy nie są na to gotowi. Gdyby piesi przestali przechodzić przez "zebry" w strachu, gdyby zanadto się rozluźnili ufając, że kierujący będą przestrzegać przepisów, liczba tragedii na pasach drastycznie by wzrosła.
Mamy więc sytuację klasycznego klinczu. Nie można zwiększyć bezpieczeństwa pieszych bez zmiany przepisów na zbliżone do tych, które od lat funkcjonują w państwach, gdzie na drogach ginie zdecydowanie mniej osób. Z drugiej jednak strony nie da się zmienić szybko przepisów, ponieważ kierowcy nie przestrzegają nawet tych, które obowiązują dziś. Jak wyjść z tej sytuacji?
Według planu Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w marcu 2021 r. ma być gotowy raport z realizowanego właśnie, szeroko zakrojonego audytu przejść dla pieszych. Wiele wskazuje na to, że przed tym terminem nie ma się co spodziewać zmian w przepisach o pierwszeństwie pieszych na przejściach. Pozostały czas należy więc wykorzystać na uświadamianie kierowców, czym jest wyprzedzanie przed przejściem dla pieszych i karanie tych, którzy nie przestrzegają przepisów.
Stereotypowy obraz policjanta "stojącego z 'suszarką' w zaroślach" powinien zmienić się na mundurowego stojącego przy przejściu dla pieszych. Jeśli głośne tragedie nie są w stanie otrzeźwić części kierowców, muszą to zrobić mandaty.