To najdziwniejsze BMW w historii. Wielu nie wie, że takie auto istniało
BMW Z1 to dwumiejscowy dwudrzwiowy roadster, który powstał pod koniec lat 80. XX wieku. Auto bazuje na popularnej trójce E36, co zapewniło mu dobre własności jezdne, ale wygląda zupełnie inaczej. Czy po 30 latach ten wóz doczeka się statusu klasyka?
01.11.2017 | aktual.: 01.10.2022 19:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lata 80. i 90. XX wieku to bardzo ciekawy okres w motoryzacji. Europejscy producenci zarabiali krocie na eksportowaniu swoich prestiżowych samochodów na cały świat, a za zarobione pieniądze tworzono ciekawe pojazdy koncepcyjne, a czasem też tworzono projekty, które miały trafić na ulice i wyprzedzać swoje czasy. Jednym z takich aut jest BMW Z1. Bazuje ono na popularnej trójce, ale diametralnie się od niej różni.
Patrząc na przód tego auta, trudno rozpoznać, że to BMW. Charakterystyczne nerki są małe, a układ świateł nie przypomina niczego, co było dostępne w tym okresie. Być może wygląda nieco podobnie do przodu przedliftingowej serii 8, ale to też niezbyt często spotykane auto. Małe nerki, krótki nos i spora maska to cechy charakterystyczne Z1. Dalej mamy dwoje drzwi, błotniki i tył, który już zupełnie nie przypomina niczego, co znane.
Nie tylko ciekawie otwierane drzwi
Jednak samochód ten jest ciekawy i wyjątkowy, ze względu na kilka elementów. Po pierwsze chowane w progach drzwi. Trudno to sobie wyobrazić, bo przecież drzwi mogą się otwierać do przodu lub do tyłu, podnosić do góry jak w Lamborghini lub otwierać jak skrzydła w sportowych Mercedesach. Tu jednak projektanci poszli o krok dalej i stworzyli drzwi chowane w progach. Rozwiązanie to było zastosowane w amerykańskim aucie, którego nazwy nie pamiętam. Chodziło o to, żeby można było z łatwością wysiąść z pojazdu bez ryzyka obicia drzwi sąsiada. Pomysł świetny, ale się nie przyjął.
W BMW pomyślano, że to wcale nie jest takie głupie i można zaryzykować wypuszczenie na rynek małego auta na bazie podzespołów, które zalegają w fabrycznych magazynach. Z1 pojawiło się pod koniec lat 80. XX wieku i spowodowało pewne zamieszanie. W tych czasach stosowano też podnoszone reflektory i np. cyfrowe wyświetlacze zamiast zegarów. Chodziło o to, żeby było nowocześnie, kolorowo i trochę automatycznie.
Drzwi z Z1 ważą po około 75 kilogramów i chowają się w grubych progach. Wygląda to bajerancko, tym bardziej, że w czasie opuszczana drzwi, chowa się w nich szyba. Co prawda można ją wysuwać i wsuwać, ale tylko wtedy, kiedy drzwi są podniesione. Użytkowanie takiego auta wiąże się z pewnymi problemami. Pierwszy polega na tym, że próg jest szeroki i wsiadanie wygląda pokracznie. Za kierownicę trzeba się wśliznąć. Druga sprawa to system działania tych drzwi. W szynach wbudowano mechanizm unoszenia i chowania wykorzystujące pasy zębate. Niby proste, ale w przypadku awarii znalezienie eksperta od takich konstrukcji na pewno nie jest łatwe.
Same drzwi otwiera się i zamyka nie zamontowaną na nich klamką, a przyciskiem na błotniku. Wewnątrz na progach są klasyczne klamki, które sterują otwieraniem i zamykaniem. Przez pomysł z drzwiami lusterko przeniesiono na ramę szyby czołowej, a sterowanie tymi lusterkami ukryto w centralnej części deski rozdzielczej. Czyli w miejscu, w którym nikt nie szuka sterowania lusterek.
Z1 powstało na bazie E36
Pozostałe elementy wnętrza pochodzą z BMW E36. Panel klimatyzacji, radioodtwarzacz, przyciski i przełączniki są przejrzyście ułożone i w zasięgu ręki kierowcy. To dobrze, ale ciągle za mało, jak na auto, które jako nowe kosztowało tyle co Porsche 911 albo BMW Serii 7. Pozostałe elementy wnętrza wyglądają na nieco przypadkowo spasowane. Łączenia tapicerskie są w miejscach, w których być ich nie powinno. Według ekspertów, w tych czasach od BMW wymagano nieco więcej.
Na liście ciekawostek jest jeszcze kilka pozycji. Otóż w miejscu schowka przed fotelem pasażera jest tylko lampka, a schowek przeniesiono za fotele, które są dość duże i mają zintegrowane zagłówki. Kolejna sprawa to śmiesznie małe osłony przeciwsłoneczne, a także wzmocniona rama przedniej szyby, na której zamontowano drążek, aby można było sobie ułatwić wsiadanie i wysiadanie. Opisywanie cech użytkowych zakończę tym, że bagażnik ma mały otwór załadunkowy i jest prawie wypełniony kołem zapasowym.
Pod maską sześciocylindrowiec
Pod maską pracuje sześciocylindrowy silnik z BMW 325 o mocy około 170 KM. Z jednej strony to całkiem sporo, ale z drugiej wóz ten nigdy nie trafił do ligi prawdziwych sportowców. Porsche, które można było kupić w zbliżonej cenie miało prawie dwa razy wyższą moc.
Aby poprawić osiągi nadwozie Z1 wykonano ze sztucznego tworzywa. Plusami takiego rozwiązania było po pierwsze to, że auto było lżejsze, a po drugie według producenta w 40 minut można było zmienić wszystkie panele karoserii, a tym samym zmienić kolor auta. Prezenterzy jednego z najpopularniejszych programów motoryzacyjnych wykonali tę operację i okazało się, że dwaj doświadczeni mechanicy potrzebują na zmianę koloru Z1 aż 6 godzin.
Ze zmianą koloru nadwozia jest jeszcze jeden problem. Auta te produkowano i kompletowano tak, że często do pojazdu z zielonym nadwoziem montowano zielone wnętrze, a także zielone wypełnienie przednich reflektorów. Jeśli ktoś się zdecyduje, że jednak chce mieć czerwone Z1, to chyba łatwiej byłoby kupić drugie auto.
Minusem plastikowego nadwozia są pęknięcia. Samochody mają już prawie 30 lat i niestety trudno o dobrze zachowany egzemplarz. Łącznie wyprodukowano ich około 8 tysięcy sztuk, a obecnie dobrze Z1 w dobrym stanie może kosztować pomiędzy 35 a 50 tysięcy euro. Egzemplarz ze zdjęć spotkałem w komisie w Monaco. Był wystawiony za 65 tysięcy euro.
Według ekspertów, samochody te będą sukcesywnie zyskiwały na wartości.