The World's Fastest Indian - prawdziwa historia na srebrnym ekranie [kino samochodowe]
Wielkie marzenie małego człowieka, stary motocykl i bariery z pozoru niemożliwe do pokonania - to wszystko układa się w Prawdziwą historię, opowiedzianą bez fajerwerków, CGI i spektakularnych ujęć w zwolnionym tempie. Zapraszam na kolejny seans z cyklu Kino Samochodowe.
25.06.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W poprzedniej części pisałem o Le Mans - filmie ze Stevem McQueenem, który jest niczym innym jak 2-godzinną pornografią dla miłośników motorsportu. Wszystko w tym obrazie aż kipi benzyną dzięki ujęciom nagranym faktycznie w trakcie wyścigu. Twórcy wycisnęli temat jak soczystą cytrynkę, pokazując realny obraz sportu motorowego w tamtym czasie. Prawdziwe w Le Mans było wszystko oprócz historii.
Inaczej jest w przypadku The World's Fastest Indian. Ten film bazuje na autentycznych wydarzeniach, co niestety skłoniło polskiego dystrybutora do nadania mu fatalnego tytułu: Prawdziwa historia. W wersji oryginalnej zawarte jest marzenie, które towarzyszyło bohaterowi. Szkoda, że w Polsce zabrakło już tego polotu.
Nie tytuł jest tu jednak najistotniejszy, a główny bohater i jego cel. Burt Munro to starszy facet, który zgodnie ze wszystkimi normami społecznymi powinien siedzieć w ciepłych kapciach przed kominkiem, palić fajkę, głaskać grubego kota i czytać gazetę, popijając przy tym gorzką herbatkę. Nowozelandczyk miał jednak inny pomysł na życie. Przez około 20 lat pracował nad swoim Indianem Scoutem z 1920 roku. Motocykl powstawał metodą prób i błędów, w małym garażu Munro. Szalony starszy pan sam odlewał tłoki i nacinał opony nożem kuchennym sąsiadki tylko po to, by spełnić jedno marzenie - pojechać na słone jezioro Bonneville i zobaczyć ile wyciągnie jego maszyna.
[u]Uwaga, w dalszej części tekstu znajdują się spoilery fabuły. Jeśli chcesz obejrzeć film, ale nie chcesz znać zakończenia i nie znasz prawdziwej historii Burta Munro, zapraszam do lektury już po seansie.[/u]
Film The World's Fastest Indian pokazuje jak niesamowita może być droga do spełnienia marzeń i jak wiele życzliwych osób można przy tym poznać. Burt Munro nie bez problemu zdobywa fundusze na podróż i rusza w drogę, by sięgnąć gwiazd. Przeprawa przez ocean to dopiero początek wyzwań. Dalsze czekają go już na suchym, amerykańskim lądzie, daleko od małego domku w Nowej Zelandii. Nawet dotarcie do Bonneville nie jest gwarantem szczęśliwego zakończenia tej historii.
Film nieco odbiega od prawdziwego biegu wydarzeń. Fabułę możemy na chwilę odłożyć na bok. Ważne są fakty, na których ta bazuje. Burt Munro, a właściwie Herbert James Munro urodził się w 1899 roku. Swojego Indiana zaczął przerabiać w 1926 roku. Z maszyny, która początkowo osiągała około 90 km/h zrobił dwukołowy pocisk. Z silnika o pojemności 600 cm3 stworzył jednostkę dysponującą 950 cm3.
W trakcie swojej pierwszej wizyty w Bonneville nie wystawiał swojego motocykla. Robił to za to w trakcie kolejnych 9 pobytów na słonym jeziorze. 3 razy bił rekordy świata. Pierwsze skuteczne podejście wykonał w 1962 roku w wieku 63 lat. Kolejne rekordy pobił w 1966 i 1967 roku. Największa prędkość uznana w trakcie jego oficjalnych przejazdów to 295,453 km/h. Osiągnął ją w 1967 roku, mając 68 lat i ustanowił tym samym rekord w klasie motocykli z silnikami do 1000 cm3.
The World's Fastest Indian nie jest do końca prawdziwą historią, ale doskonale pokazuje w jakim duchu żył Burt Munro. Część wydarzeń podkolorowano, cześć przemilczano. Najważniejsza jest tu sama opowieść o człowieku, który z miłości do swojej maszyny był w stanie stawić czoła licznym przeciwnościom losu. Szalony Nowozelandczyk pokazał, że czasem wytrwałość w dążeniu do celu może przynieść efekty, które zaskoczą wszystkich dookoła.
Historię Munro przedstawiono bez zbędnego patosu, w prosty sposób. I to też jest kluczem do sukcesu, bo mimo spektakularnych dokonań Munro daje się widzom poznać jako zwykły facet, tyle tylko, że z wysokooktanową benzyną we krwi. Obraz Rogera Donaldsona jest więc proporcjonalny do samego bohatera, w którego perfekcyjnie wcielił się Anthony Hopkins.
[u]Koniec spoilera[/u]
The World's Fastest Indian polecam każdemu, nie tylko osobom, które uwielbiają motocykle i duże prędkości. To uniwersalna, inspirująca historia, która bezgranicznie wciągnie widza na okrągłe dwie godziny podróży z bohaterem z innej epoki - Burtem Munro.
The World's Fastest Indian / Prawdziwa historia (2005) - obsada:
W roli głównej: Anthony Hopkins
Reżyseria: Roger Donaldson
Scenariusz: Roger Donaldson
Zdjęcia: David Gribble
Muzyka: J. Peter Robinson