Samochód "powołany" do służby wojskowej. Na razie nie ma się czego obawiać
Użytkownicy samochodów terenowych i z napędem na cztery koła mogą znaleźć w skrzynce pocztowej list. Tak, jak jeden z naszych czytelników, którego pick-up ma być "zarekwirowany" przez wojsko. Uspokajamy: takie przesyłki wysyłane są regularnie i nie muszą wynikać z zagrożenia epidemicznego koronawirusem. To standardowa procedura i nie ma się czego obawiać.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
List zawiera informację, że siły zbrojne mogą zająć samochód ciężarowo-terenowy "w ramach świadczeń rzeczowych na rzecz uzupełnienia etatowych potrzeb mobilizacyjnych Sił Zbrojnych RP". Wojskowe Komisje Uzupełnień regularnie kontrolują rejestry pojazdów i wybierają takie, które dają sobie radę w ciężkim terenie. Właściciel pojazdu dostaje następnie pismo z uzasadnieniem tego, dlaczego samochód został wpisany na listę.
Jak dowiedziałem się w Ministerstwie Obrony Narodowej, obecnie "nie ma polecenia pozyskiwania materiałów". Zajęcie może jednak odbywać się nie tylko w czasie wojny, lecz w wyjątkowych sytuacjach, również w czasie pokoju.
Pozwala na to ustawa z 21 listopada 1967 roku. Auto może trafić do służby w trzech sytuacjach – stanu wyższej konieczności, klęski żywiołowej oraz sprawdzania gotowości mobilizacyjnej (najwyżej 3 razy w roku, obejmuje też ćwiczenia wojskowe). Za użytkowanie przysługuje opłata w wysokości nawet 500 zł za dzień, ale to stawka za najcięższe pojazdy. W przypadku uszkodzenia lub zniszczenia samochodu, właścicielowi przysługuje odszkodowanie.
Od decyzji administracyjnej "powołania" auta w szeregi można się odwołać do wojewody. Mamy na to 14 dni, licząc od chwili doręczenia dokumentu.